W sumie nie wiemy, czy w innych dziedzinach życia Turcy są równie opieszali, co w futbolu, ale jeśli tak, to robiąc interesy z Turkiem przygotuj się na to, że skoro deadline jest wyznaczony na dziesiątego, to on zacznie robotę dziewiątego. I to pewnie grubo po osiemnastej.
Aż nam się przypomniało od razu Euro 2008, kiedy to Turcy wyszli z grupy z dwoma zwycięstwami, a w trzech meczach prowadzili łącznie przez trzy minuty (wszystko ładowali w doliczonym czasie). We Francji – mimo że aż tak skrajnie to nie wyglądało – także wzięli się do roboty w momencie, gdy zadzwonił ostatni dzwonek. Najpierw zebrali w czapkę od Chorwatów, potem od Hiszpanów i jeszcze o 21 mając fatalny bilans bramek, właśnie w tabeli trzecich miejsc ustawili się w szeregu przed Albańczykami. Po tym 2:0 wciąż co prawda żyją w zawieszeniu, mają los w nieswoich rękach i z większą namiętnością niż do treningów będą podchodzić do oglądania meczów rywali z grup E i F, ale przy ich sytuacji wyjściowej, to i tak blisko maksa tego, co dało się dziś wycisnąć. Bardziej tureckim wyszarpaniem awansu na ostatniej prostej byłoby tylko strzelenie kolejnych dwóch bramek w doliczonym czasie gry i puszczenie stadionu z dymem.
Nie no, nie wymagajmy zbyt wiele.
Turcy dziś generalnie wypadli lepiej, dominowali, to im bardziej zależało (a przecież to Czesi mieli o niebo lepszą sytuację). Pierwsza bramka przyszła dość szybko. Klasyczny kontratak, odbiór, piłka na skrzydło, wrzutka, gol Yilmaza. Czesi próbowali się odgryzać, ale wszystko było raczej bez przekonania. Raz trafili w słupek, do tego groźne akcje partolił Kaderabek, tyle. Czeski Hajto mógłby w tym meczu rozpoczynać swoją wyliczankę: tu trzeba pasji, zaangażowania, tu potrzebny jest kwalitet, jakość, detale, oni tego nie mają no i Michał, trzymaj głębie, nie na raz!
Nasi sąsiedzi odpadają w kompletnie bezbarwnym stylu. Najpierw stanowili tło dla Hiszpanów, potem remis rzutem na taśmę w atmosferze rac, bijatyki i o mały włos nie urwanej ręki stewarda, a dziś zafundowali nam mniej więcej tak efektowne rozegranie meczu o wszystko, jak to, w którym brali udział… cztery lata temu. Kumulacją bezradności była chyba druga bramka Turków, przy której Topal miał czas w polu karnym by spokojnie przyjąć sobie piłkę, poprawić, rozejrzeć się i podać do Tufana, który tylko wykończył akcję.
Turcy będą tkwić teraz w zawieszeniu. Co robić? Na wszelki wypadek spakować walizki? A może jednak nie? Jak rozegrać jutrzejszy dzień? Trenować, przygotować mikrocykl pod mecz czy odpuścić? Coś czujemy, że jutro niektórzy piłkarze zaatakują swoje życiówki w liczbie obgryzionych paznokci na minutę.
Całe szczęście, że nerwówka potrwa tylko do 23. A może i 20.