Jeszcze przed miesiącem Bartka Kapustkę śledziło pewnie kilkanaście, może kilkadziesiąt tysięcy osób. Teraz wystarczy kliknąć F5 na jego profilu facebookowym, by złapać skalę przyrostu. 130 już pękło. „Kapi” wyłączył nawet powiadomienia w telefonie, bo płonęło mu już jak u Demy’ego de Zeeuwa? Kojarzycie to wideo? Kolejne alerty wyświetlają się z takim tempem, jakby ekran za moment miał się rozlecieć. To samo przeżywa ojciec Bartka, a jego dziewczyna może się przyzwyczajać, że od teraz będzie otwierać każdego Pudelka. Wystarczył jeden mecz. Z przeciętną Irlandią Północną. Kilka porządnych akcji. Polska ma nowego idola, ale to dziś może się zmienić. Od dziś może zapanować piszczkomania, krychomania, jędzomania…
Sebastian Mila przyleciał do La Baule z ekipą „Przeglądu Sportowego”. Niby nie wypada reklamować konkurencji, ale to perfekcyjny ruch. Mila ma wszystko, by zostać polskim Jamie’m Carragherem (miałem napisać o Garym Neville’u, ale tego chyba nie wypada mu życzyć) i chyba powoli zaczyna się wkręcać w dziennikarstwo. Od jego gola z Niemcami minęły niemal dwa lata, ale ta twarz zawsze będzie kojarzyła się z tym strzałem. Nie z Davidem Seamanem. To była jedynie ciekawostka. Bramka z Niemcami to coś, co wstrząsa całym narodem. Jeśli masz 20 lat – może ustawić ci karierę. Jeśli jesteś w wieku Mili – zapamięta cię każdy kibic do końca życia. Pamiętam rozmowę z Sebastianem chwilę po tym golu. Siedzieliśmy we wrocławskiej knajpie Novocaina, a on opowiadając o całej kadrze, wręcz się unosił. Nie mógł usiedzieć w miejscu.
Zawsze wychodzę z prostego założenia: wyjdź na boisko i tam pokaż, ile jesteś wart. Ty jako piłkarz masz władzę. Od ciebie wszystko zależy. Nie zgadzasz się? Dobra. Zobaczymy. I wyjaśniasz wszystko na murawie. Walniesz pierwszy, drugi, trzeci, czwarty świetny mecz i po dyskusji. „Widzisz? Miałem rację!”. To jest ta fajna oręż. Łatwo powiedzieć: „nie, nie zgadzam się”, ale pokazać na boisku trudniej. Delektuję się każdą minutą w reprezentacji, ale chcę wszystkie wykorzystać. Czuję, że mój zegar tyka. Czasu jest coraz mniej.
Dziś Sebastiana w kadrze nie ma. Jest przy kadrze, ale poza nią. Jego miejsce może dziś zająć każdy. Grosicki, który na tle Niemiec poczuł się piłkarzem pełną gębą. Mączyński, któremu brakuje spektakularnego momentu w kadrze. Błaszczykowski, który utnie dyskusje o swojej formie fizycznej, Lewandowski, który jest lepszym piłkarzem niż którykolwiek Niemiec czy Glik, który przy okazji zamazałby cały przeciętny sezon z Torino.
Glik: Niemcy będą musieli się napocić, by z nami wygrać.
Błaszczykowski: Z Irlandią potrafiliśmy kontrolować spotkanie. Jesteśmy w stanie to powtórzyć.
Nawałka: Nie ma mowy o strachu.
Kapustka: Nie podchodzimy, żeby – broń Boże – nie stracić gola. Chcemy wygrać.
Krychowiak: Cel się nie zmienia – jest nim zwycięstwo.
Wawrzyniak: To najsilniejsza kadra, w jakiej grałem.
Z tej ekipy bije potężna pewność siebie. A nawet jeśli komuś by jej brakowało, to zaraźliwe. Przejmie ją od Lewandowskiego, Krychowiaka lub Glika. Nie ma przypadku w wypowiedziach Joachima Loewa, który wczoraj oceniał Polskę tak, jakby dziś miał się zmierzyć z zespołem klasy Włoch czy Hiszpanii. – To jedna z najlepiej kontratakujących drużyn, jakie widziałem w dwóch ostatnich latach. Z Polską zawsze było ciężko. Nawet w 2006 roku grali z nami bardzo dobrze. Teraz mają indywidualną jakość i bardzo zgrany skład. Polska jest lepsza od Ukrainy – mówił Joachim Loew, który przy okazji musiał się tłumaczyć z grzebania w dupie. Przy okazji konkurs na największy absurd mistrzostw został rozstrzygnięty. Nieistotne.
Tym razem jednak – słuchając Loewa – człowiek nie czuje, że to tylko dyplomacja i wyklepanie tradycyjnych formułek. Oni faktycznie mają świadomość, że to nie Austria, Belgia czy Słowacja może tu namieszać, ale właśnie Polska. Takie mecze rodzą bohaterów narodowych na dekady. Kto dziś zostanie kolejnym Milą?
TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK