Islandia. Ze wszystkich krajów na Euro – ten, także i piłkarsko, jest chyba najbardziej osobliwy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że nie ma prawa doczekać się awansu na Euro. Jeśli gdziekolwiek w Europie warunki skutecznie utrudniają grę w piłkę, ma to miejsce właśnie tam.
Liga trwa od maja do września. Później nie da się grać. Ciemno jak w jaskini, piździ jak w kieleckim, jesteś o kwadrans od nabawienia się depresji. Wystarczy, że włączysz na moment obrazki ze słonecznej Hiszpanii albo innej Chorwacji. Co robić? Jak w takich warunkach ma funkcjonować futbol? Na siedem miesięcy trzeba o nim zapominać? Ruszać na półroczny obóz przygotowawczy?
Nie. Wystarczy zrobić kryte boiska. Wyglądają one mniej więcej tak:
Powstało już ich dwanaście. Mało? Tylko na pozór. Musimy pamiętać, że na Islandii żyje mniej więcej tyle ludzi, co w Lublinie lub Bydgoszczy. Jest ich tak mało, że nawet McDonald’s zawinął stamtąd swoje manatki.
Islandczycy ogarnęli, że jeśli postawią na zdrowe, profesjonalne struktury, nie stoją wcale na straconej pozycji. Przede wszystkim: potrzebni byli fachowcy. Na Islandii każdy trener – nawet ten, który prowadzi najniższe roczniki w sekcjach młodzieżowych – musi posiadać co najmniej licencję UEFA B. Oznacza to, że na trzydziestu islandzkich piłkarzy przypada… jeden wykwalifikowany trener. Panie Mietku, rzuć pan piłkę, wisz pan, rozumisz, chodź na fajkę? Nie, nie, tam to jest abstrakcja.
Poziom ligi mimo wszystko jest ogórkowy. Po pierwsze: większość piłkarzy to półamatorzy. Grają w ekstraklasie, a potem siedzą w biurach, bankach, prowadzą interesy. Po drugie: większość islandzkich piłkarzy od razu wyjeżdża grać gdzie indziej. Na mecze przychodzi średnio około 1100 widzów. Niby mało, ale gdyby przeliczyć frekwencję na liczbę mieszkańców, daje nam to w skali Europy rekordowe zainteresowanie piłką nożną. Podobnie jest z piłką reprezentacyjną. Jeśli 10-tysięczny stadion narodowy wypełnia się po brzegi, oznacza to, że na obiekcie jest… 3% społeczeństwa.
SKŁAD
NAJWIĘKSZA ZALETA
Widzimy dwie.
Pierwsza: wprawdzie ligę mają niezwykle ogórkową, ale jeśli przejrzymy kadrę, to nie znajdziemy w niej ŻADNEGO piłkarza z rodzimych rozgrywek. Ewenement. Większość zawodników gra w ligach skandynawskich – w szwedzkiej, norweskiej czy duńskiej – ale zdarzają się także reprezentanci Serie A, Bundesligi czy Premier League. W ogólnym rozrachunku wygląda to całkiem nieźle.
Druga: to są chłopy jak byki. Jeśli mielibyśmy do przerzucenia kilka ton węgla, wiedzielibyśmy, że spośród wszystkich reprezentacji zrobią to najsprawniej. Geny, które otrzymali w spadku po Wikingach, czynią z nich idealny materiał do angielskiej League One. Wiadomo, że w piłce nie do końca o to chodzi, ale… zawsze to lepiej, gdy się od ciebie odbijają, niż gdy odbijać musisz się ty.
NAJWIĘKSZA BOLĄCZKA
Taka sama, jak w przypadku wielu reprezentacji, które na Euro zakwalifikowały się po raz pierwszy: brak jakości piłkarskiej. Oczywiście, ambicja, warunki fizyczne – to wszystko działa na plus Islandczyków. Nieśmiało przypominamy jednak, że Euro to nie są zawody do przestawiania szaf, a turniej, podczas którego na wierzch wychodzi jednak jakość piłkarska. Cała reprezentacja warta jest mniej więcej tyle, co prawa noga Lewandowskiego. O ile drużyny z większym stażem braki kadrowe potrafią bez problemu zatuszować wyrachowaniem, o tyle Islandczykom tej kalkulacji, doświadczenia musi przecież zabraknąć.
KLUCZOWY ZAWODNIK
Gylfi Sigurdsson, czyli reprezentant modelowej ścieżki kariery islandzkiego piłkarza pod tytułem “uciekaj, póki tylko możesz”. Od razu trafił na Wyspy i z mała przerwą na Bundesligę właśnie z nimi związał swoją karierę. O ile w Tottenhamie średnio mu poszło, o tyle w Swansea jest motorem napędowym, liderem z prawdziwego znaczenia. Przeliczając na euro – to jedna trzecia wartości całej reprezentacji Islandii. Do tego potrafi robić takie rzeczy.
OPTYMISTYCZNY I PESYMISTYCZNY SCENARIUSZ
Optymistyczny scenariusz? Złośliwi powiedzą – wygranie chociaż jednego meczu. Na papierze najłatwiej o to będzie z Węgrami (EXPEKT płaci za to po kursie 2,4). Wielkim sukcesem islandzkiej piłki byłby wyjście z grupy (za to z kolei płaci… także 2,4).
Pesymistyczna opcja? No cóż, niespełna dziesięć procent populacji kraju (tak, tak) ogląda na własne oczy, jak ich ulubieńcy dostają w czapkę od wszystkich. Nikt pewnie w kraju nie będzie z tego powodu wyzywał ich od łamag, ale… przed tak dużą reprezentacją kibiców byłoby szkoda się błaźnić. Za taki scenariusz (Islandia bez punktu na Euro) EXPEKT płaci po kursie 10.
KOMU BĘDZIEMY KIBICOWAĆ?
Mamy dwóch wybrańców. Pierwszy to Hannes Halldorsson. Jego kariera to materiał na hollywoodzką produkcję. Hannes sam napisałby do niej scenariusz, sam by ją nakręcił, zmontował, w pojedynkę załatwiłby także ekipę aktorską. Dziś ma 32-lata i zadebiutuje na mistrzostwach Europy, ale by wam pokazać, jak popieprzona jest to kariera, przytoczymy dwa fakty.
a) Hannes dopiero w wieku 21 lat zapisał się do trzecioligowego klubu. Jego najważniejszą motywacją było to, by zrzucić brzuszek.
b) dopiero kilka lat temu skupił się wyłącznie na piłce. Potrafił łączyć karierę z pracą… reżysera.
Większy tekst o Halldorssonie możecie przeczytać TUTAJ.
Drugi? Eidur Gudjohnsen. Okej, 37-letni piłkarz w każdej reprezentacji – o ile nie jest bramkarzem – może mieć problem z wywalczeniem sobie miejsca w składzie. Ale co z tego? Gudjohnsen będzie jokerem – a w takiej roli funkcjonował już nie raz – a jego doświadczenie może się okazać dla Islandczyków nie do przecenienia. O ambicji Gudjonsena niech świadczy fakt, że specjalnie na Euro wrócił z Chin – gdzie mógłby pewnie jeszcze siedzieć i liczyć kolejne jeny – i zamiast tego wybrał nieco poważniejsze granie. W Molde może nie zachwyca, śledzący ligę norweską Kamil Olsztyński opowiadał nam, że to ogórek jakich mało (ha, gdyby Eidur dostawał złotówkę za każdym razem, gdy to usłyszy…), ale to też jasny sygnał do selekcjonera: mi się jeszcze chce grać w piłkę, nie zamierzam odcinać kuponów. Aż przypomina nam się wypowiedź Gudjohnsena dla oficjalnej strony Cercle Brugge.
– Do kiedy zamierzasz grać w piłkę?
– Do grobowej deski.
Tego życzymy.
OPINIA EKSPERTA
We wprawiającym w nastrój meczu studiu kodowanej telewizji emitującej Euro człowiek-ekspert, Edyta Pierduś.
– Ale to o piłce mamy gadać? Ja się przecież nie interesuję piłką nożną!
– Dobra, dobra. Weź powiedz coś o Islandii, OK?
– Islandia… Wyspa, piękna wyspa, wulkany, ciemno… Piłkarsko na pewno super. No… I tak… Czyli mogę już o paznokciach?
– Dziękujemy ci Edyto za ten fachowy głos w dyskusji. Przenosimy się do kolejnych ekspertów!
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Jedynym piłkarzem na Islandii nie jest Eidur Gudjonsen.
Z rzeczy nieco mniej szokujących: Na Islandii mieszka tak mało ludzi, że aż… stworzyli nawet specjalną aplikację, na której możesz sprawdzić, czy kobieta, z którą właśnie flirtujesz, nie jest twoją kuzynką. W kraju, w którym każdy jest spokrewniony z każdym – można się naciąć.
OKIEM WESZŁO
Islandia marzy, by jej marsz do wyjścia z grupy wyglądał tak:
SONDA WESZŁO
Wyobraź sobie, że jesteś utalentowanym 12-latkiem. Trenerzy wróżą ci karierę, pech chciał, że urodziłeś się na Islandii.
NAJSILNIEJSZA JEDENASTKA GRUPY
Jest jeden rodzynek.