Zawodnicy z Bałkanów mają ogromny potencjał, by stawać się klubowymi legendami. Przykładów jest mnóstwo, listę – dla mnie, łodzianina – otwiera Mladen Kascelan, który w niecałe trzy sezony wypracował sobie po zachodniej stronie miasta nazwisko na całe lata. Dalej jest jednak Ivan Djurdjević, którego można już chyba powoli nazywać jednym z symboli Lecha Poznań, w Warszawie mają swojego Aco Vukovicia, w Manchesterze Vidicia, w Mediolanie Stankovicia, w Krakowie dość szybko sympatię wiślaków zdobył Nikola Mijailović, a wymienianka mogłaby pewnie trwać do rana.
Unikalne połączenie jakiejś naturalnej lojalności i szczerości oraz walki na boisku. O zawodnikach i ogółem ludziach z tamtego rejonu krążą wręcz niestworzone historie – jak choćby o widowiskowych bałkańskich imprezach w restauracji śp. Dragana Dostanicia, serbskiego trenera ŁKS-u. Otwarci, radośni, “tacy jak my, tylko bardziej” i w kwestii imprez, i wspólnej bitki.
Jednym z modelowych przykładów takiej legendy jest dla mnie Darijo Srna, odwieczny ogarniacz prawej flanki reprezentacji Chorwacji i Szachtara Donieck. Choć część Chorwatów podobno obraża się za dołączanie ich państwa do regionu Bałkanów, doskonale pasuje do stereotypu wiernego wojownika z tamtych stron. Do Donbasu trafił w 2003 roku i już się w nim zasiedział. Można oczywiście jak zwykle uderzyć tutaj w deprecjonowanie – bo pieniądze Rinata Achmetowa pozwalały na wygodne życie, a sam Szachtar zdobył przez ten czas milion różnych tytułów z Pucharem UEFA włącznie, ale moim zdaniem szczególnie pozaboiskowa działalność Chorwata rozwiewa wątpliwości.
Gość urodził się w dość ciężkim rejonie i w dość ciężkich czasach, co prawdopodobnie odziedziczył po ojcu. Ten, pochodzenia bośniackiego, przyszedł na świat praktycznie na froncie. Urodził się tuż przed wojną, w miejscu, przez które przetaczały się oddziały – to ruszając do ataku, to cofając się w popłochu przed nieprzyjaciółmi. Serbowie, Chorwaci, Niemcy, Boszniacy, partyzanci – wszystko się mieszało, na czym oczywiście najmocniej ucierpieli cywile. Cywile tacy jak Uzeir Srna, ojciec kapitana reprezentacji Chorwacji. We wstrząsających wspomnieniach cytowanych przez “Guardian”, Uzeir opowiadał o rodzinnym dramacie. Ciężarną matkę i siostrę czetnicy spalili żywcem. Z ojcem zgubił się w chaosie towarzyszącym uciekinierom. Jako uchodźca, ledwie kilkuletnie dziecko, przewędrował cały rejon, między innymi spędzając kilka miesięcy w sierocińcu, aż został adoptowany w Słowenii.
Ojciec? – To była głupia śmierć – cytują jego wspomnienia Anglicy. Zginął od zabłąkanej kuli podczas swojej zmiany w małej kawiarni w Samacu. Jak wrócił w rodzinne strony? W przybranej rodzinie odnalazł go brat, Sefet, jedyny najbliższy, który przeżył wojenną zawieruchę. Uzeir łapał się dorywczych zajęć, grywał w lokalnych klubach i zjechał pół Bałkanów, aż znalazł swoje miejsce gdzieś na granicy wpływów Chorwatów i Bośniaków – w Metkoviciu, obecnie leżącym na granicy chorwacko-bośniackiej. W bałkańskim kotle tradycyjnie wrzało – człowiek bośniackiego pochodzenia, mieszkający w Chorwacji, mający za sobą tragiczne wspomnienia związane z serbskimi bojówkami i życie w słoweńskiej rodzinie zastępczej. Takie CV nie ułatwiało kontaktów z potencjalnymi pracodawcami, nie tylko jemu, ale nawet małemu Darijo. Ponoć przy transferze do Hajduka część Torcidy protestowała przeciwko ściąganiu syna muzułmańskiego uchodźcy. Dodając do tego korupcję – trenerzy młodzieżowych zespołów zażądali od ojca pieniędzy za wystawianie młodego do gry – mamy obraz patologicznego początku jednej z naprawdę pięknych karier.
Jaki wpływ na Darijo miała historia jego ojca i dzieciństwo, jaki wpływ miały te początki w drużynach młodzieżowych, jaki wpływ wreszcie miał brat Igor, od urodzenia ciężko chory, którego imię Darijo wytatuował sobie na piersi?
Trudno tutaj spekulować o motywacjach czy ideach piłkarza, ale fakty są takie, że niemal na każdy mecz zaprasza na swój koszt dzieciaki z sierocińców. Młodym w Donbasie po rozpoczęciu wojny w tamtym rejonie ufundował sto laptopów, by dalej mogły się uczyć, wcześniej zawiózł tam 20 ton mandarynek z chorwackich plantacji, by choć na moment osłodzić donieckie życie.
– Nie mogłem doczytać do końca artykułu Anglików o dzieciństwie mojego ojca. Płakałem po każdym zdaniu – zwierzał się w wywiadzie cytowanym przez oficjalną stronę Szachtara. Na każdym etapie kariery próbował zresztą spłacić te długi wobec ojca obsypując go samochodami, apartamentami i wszystkimi możliwymi luksusami, o których mały Uzeir błąkający się po sierocińcach w latach czterdziestych mógł jedynie śnić.
Boisko? Jeden z najbardziej pamiętnych momentów to ten, w którym Darijo Srna jest pocieszany po porażce z Turkami przez wszystkich chorwackich medyków, trenera Slavena Bilicia, a nawet… sędziego Roberto Rosettiego. Swoją drogą, ten sam Bilić o swoim ówczesnym podopiecznym: – Jest jak Robocop. Kopią go, przewracają, wygląda na połamanego, krzyczy z bólu, ale po chwili wstaje, otrzepuje się i biegnie dalej.
Od 2003 roku w tym samym klubie. Kapitan jednej z moich ulubionych reprezentacji. Grający z moim ulubionym numerem jedenastym.
Wczoraj trochę posmutniałem, gdy nie wykorzystał bardzo dogodnej sytuacji, ale koniec końców Chorwacja wygrała, można świętować.
Kilka godzin później Darijo był w drodze do kraju. Jego ojciec, Uzeir, zmarł właściwie tuż po meczu.
Nawet zwycięstwo Polaków nie smakowało tak dobrze jak powinno.
JAKUB OLKIEWICZ