Reklama

Ćwiąkała z Marsylii: Francuskie Gotham City oficjalnie powitało Euro

redakcja

Autor:redakcja

11 czerwca 2016, 22:27 • 5 min czytania 0 komentarzy

Graffiti jest wszędzie. Na każdym murze, każdym wiadukcie, każdym niedokończonym domu lub jego ruinie. Przy drodze wjazdowej z Aix-en-Provence, 140-tysięcznego miasta położonego pół godziny drogi od Marsylii – trzeba było tam zarezerwować nocleg, bo Booking w Marsylii nie pokazał choćby jednego sensownego pokoju – wymalowane jest dosłownie wszystko. Ale nie jakoś schludnie, ładnie czy artystycznie. Tu każdy kawałek ściany jest zapaskudzony tak, jakby ludzie wyżywali się tam za pomocą sprayów.

Ćwiąkała z Marsylii: Francuskie Gotham City oficjalnie powitało Euro

YsHWVUo-2

Z jakiegoś powodu ktoś kiedyś nazwał to miasto francuskim Gotham City. Z jakiegoś powodu uchodzi ono za jedno z najbardziej niebezpiecznych w Europie, a zdaniem „Independent” – najbardziej niebezpieczne dla młodych ludzi. Z jakiegoś powodu w 2012 roku skonfiskowano tu trzysta kałasznikowów, a biura podróży wprowadziły do swojej oferty tzw. „gangster tour”. Z jakiegoś powodu to tutaj kradnie się najwięcej aut, dochodzi do korupcji, korzystanie z narkotyków jest olbrzymie, ale wyzwisk na tle rasowym jest zdecydowanie mniej niż choćby w Paryżu. Na ulicy śmierdzi tu wszystkim. Marihuaną, winem, wpierdolem, walającymi się śmieciami, ale przede wszystkim moczem. Momentami – idąc jedną z głównych arterii miasta – odór jest niewyobrażalny. Dochodzi z każdego miejsca. Kanału, kontenera, ale też knajpki z kebabem, której strzeże 16-letni Arab na skuterze. Także z pewnego lokalu, który kiedyś służył za garaż, a w którym teraz na obrotowym krześle śpi jakiś czarnoskóry jegomość. Jakby to ujął pewien czeski szkoleniowiec, ulubieniec komentarzy – sztynks nieporównywalny nawet z tym, jaki panował kilkanaście lat temu na dworcu w Katowicach. Gdybym napisał, że na ulicy panuje tu syf, obraziłbym syf.

– Najlepszym sposobem na opisanie tego miasta jest fikcja literacka. Bo prawda wydaje się zbyt niewiarygodna – zgrabnie to kiedyś ujął Cedric Fabre, francuski dziennikarz.

Reklama

Idąc ze strzeżonego parkingu przy stacji metra Saint-Charles trudno natknąć się na jakiekolwiek sygnały, że tu, w tej mekce kulturowej różnorodności, odbywa się Euro. Reklam piłkarskich tu tyle, jakby organizowano igrzyska liceów w skoku o tyczce. Ze ścian budynków nie spogląda na przechodniów też żaden Griezmann ani Pogba tak jak w Polsce stolicę przejęły podobizny Lewandowskiego. Griezmanna mijam tylko raz. W saloniku prasowym na okładce magazynu „Attitude”. Znacznie więcej jest sklepów lub wypożyczalni skuterów i motorów. Mniej więcej co kilkadziesiąt metrów, jakby właśnie te skutery symbolizowały tu bogactwo. Dopiero gdy docieram do placu kilometr od stadionu, zaczyna się minimalna euro-gorączka. Nieporównywalna z tym, co widzieliśmy w Polsce, ale przynajmniej rozwieszono jakieś flagi. I napisy: Bienvenue a Marseille lub Enjoy Euro.

Ale Marsylia – w przeciwieństwie do bliskiej Nicei – akurat turniejem się nie cieszy.

Zamieszki zaczęły się już dwa dni temu. Anglicy swój pozaboiskowy debiut rozpoczęli od demolowania knajp i wzywania ISIS. Dziś ruszyli też Rosjanie. Ci bogatsi wożą się po centrum na szwajcarskich i włoskich rejestracjach. Noszą koszulki z sierpem i młotem. Bardziej identyfikują się z ZSRR niż Rosją. Ci biedniejsi lub waleczniejsi ruszyli na Anglików z krzesłami. Zdjęcia i filmiki błyskawicznie obiegają internet. Marsylia staje się centrum międzynarodowych naparzanek. Pod samym stadionem jest spokój. Najgłośniejsze wydają się auta – na ogół starsze modele Renault Clio – z czarnoskórymi kierowcami, którzy katują przechodniów nowymi kawałkami Rihanny. Ewentualnie brazylijska grupa tańcząca Capoeirę dwieście metrów od Stade Velodrome. A kilka kilometrów dalej trwa uliczna bitwa, w której lata wszystko, co wpadnie pod rękę.

Anglia. Rosja. Do tego Marsylia. Przypadek zdecydował, że dwie wybitnie nienawidzące się kultury kibicowskie zetknęły się w tym samym czasie akurat w tym miejscu. Podczas gdy wczoraj przed inauguracją na Saint-Denis nie dało się zaparkować w odległości kilku kilometrów od stadionu, tutaj wolnych miejsc są dziesiątki. Jeżeli chcesz zostawić samochód przy Velodrome, zrobisz to w ciągu dziesięciu minut. Tylko po odejściu lepiej sprawdź szczegóły swojego AC. Na samych trybunach – nie licząc kilku petard od Rosjan – długo było jednak wyjątkowo spokojnie, o co niemal do końca dbały obie drużyny. Dwie rzeczy były w tym meczu niesamowite – po pierwsze, że Rosja to tak skrajnie słaba ekipa. Po drugie – że Anglia zwyczajnie ich nie zdemolowała. Momentami można było złapać deja vu z wczorajszej inauguracji, gdy Francja męczyła się z Rumunią, ale z kultury gry mogła rywalowi dawać wykłady.

Postać numer jeden – Eric Dier, MVP meczu. Wzór w destrukcji. Wzór w ustawieniu i świetny rzut wolny. Postać numer dwa – Wayne Rooney. Wizja tego gościa, jego kreatywność, inteligencja, przerzuty, dyktowanie tempa gry. Tylko jedna rzecz mogła zrobić takie wrażenie podczas oglądania tego meczu z trybun jak kreatywność Rooneya. Mianowicie hymn Anglii odśpiewany przez jej kibiców. Przed meczem, tuż po jego rozpoczęciu, w drugiej połowie i na koniec. Bo to dla Anglików ma być przełomowy turniej. Hodgson wysłał do Francji najmłodszą kadrę Anglii od 1958 roku, która ma przełamać 50-letni okres cierpień na wielkich imprezach. Tymczasem na cierpienie skazał ich w doliczonym czasie Berezucki, dobijając przy okazji setki dziennikarzy (nie, nie z Weszło!), którzy od paru ładnych minut już mieli napisane relacje na gwizdek.

I zaczęła się zadyma…

Reklama

CksrSPWWgAAbtyQ

Momentalnie dwa sektory trybuny za bramką Harta opustoszały. W kierunku boiska poleciała jedna raca i Rosjanie ruszyli tratować Anglików. W momencie, gdy powstaje ten tekst, ich kibice są jeszcze przetrzymywani na sektorze, ale kto będzie chciał świętować Dzień Rosji (12 czerwca) oklepując przy tym kibiców rywali i dewastując Marsylię, tego raczej nikt nie powstrzyma. Po południu wystarczył gaz łzawiący i armatki wodne. Jak będzie w nocy? Francuskie Gotham City raczej zbyt szybko nie zaśnie. Polacy i Ukraińcy przetestują je za dziesięć dni. Oby nie nastąpił ciąg dalszy.

TOMASZ ĆWIĄKAŁA

***

Za użyczenie samochodu na czas Euro 2016 dziękujemy firmie Pol-Mot.

Zrzut ekranu 2016-06-09 o 14.04.45

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...