Żadna kompilacja bramkarskich wpadek nie może się obyć bez tej jednej, należącej do najbardziej spektakularnych. Czegokolwiek by w swojej karierze nie zrobił Janusz Jojko, na zawsze cieniem kładzie się na niej ta sytuacja.
Mecz barażowy o utrzymanie w lidze, Ruch gra u siebie z Lechią. Ruch, który – co warto zaznaczyć – nigdy wcześniej nie spadł z ligi. Przy stanie 0:0 Jojko łapie piłkę w ręce i postanawia uruchomić partnerów długim wyrzutem. Na moment jednak zapomina, że jest piłkarzem, a nie dyskobolem i zdecydowanie za bardzo przeciąga obrót.
Bramkarz jest załamany, w szatni mówi trenerowi, że nie chce wychodzić na drugą połowę, jednak do zmiany nie dochodzi. Ostatecznie Ruch przegrywa oba spotkania po 1:2 i leci do II ligi, a Jojko nigdy więcej nie zakłada koszulki “Niebieskich”. Padają nawet oskarżenia, że sprzedał tamto spotkanie. – Było, minęło. Ja nie wierzę w żaden przypadek. Zna pan się na fizyce? To proszę mi powiedzieć, jakie siły muszą zadziałać, żeby stojąc tyłem do bramki, wrzucić sobie piłkę do własnej siatki? To nie było kuriozalne, to było niemożliwe! – mówił po tym spotkaniu szkoleniowiec Ruchu, Jacek Machciński.