O rozgrywkach w III ligach w tym sezonie informowaliśmy was wyjątkowo często, z uwagi na trzy czynniki. Po pierwsze: obecność Polonii Warszawa, ŁKS-u Łódź i szeregu innych znanych z wyższych lig drużyn. Po drugie – reorganizacja rozgrywek, która skutkowała tym, że połowa tabeli zlatywała na piąty poziom rozgrywkowy. Po trzecie wreszcie – wyjątkowa zaciętość w kilku grupach, przede wszystkim w tej łódzko-mazowieckiej oraz dolnośląsko-lubuskiej.
W tej pierwszej nieziemski burdel panował właściwie do ostatniej kolejki. Wystarczy wspomnieć, że wicelider po 32 kolejkach wciąż nie był pewny utrzymania, a Polonia Warszawa, która wygrała ligę i wywalczyła sobie prawo gry w barażu o awans ma pięć punktów przewagi nad wciąż chwiejącym się nad przepaścią Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Ten ostatni to zresztą kawał historii. Jeśli bowiem poloniści przegrają baraż, Świt spadnie z III ligi notując… pięć porażek w 34 meczach. Nic dziwnego, skoro taki ŁKS po ograniu lidera w 31 kolejce wciąż miał szanse na awans do II ligi, a jednocześnie na dziesięć minut przed końcem sezonu, w 80. minucie ostatniej serii spotkań, był na miejscu zagrożonym spadkiem.
Tłok w Łodzi i na Mazowszu to jednak nic w porównaniu z Dolnym Śląskiem. Tam łeb w łeb szły dwa kluby w Polsce nieanonimowe – Górnik (obecnie KS) Polkowice oraz Górnik Wałbrzych. Łeb w łeb w tym wypadku oznacza… łeb w łeb. Tak naprawdę. 78 punktów i 78 punktów. 25 zwycięstw i 25 zwycięstw. 3 remisy, 6 porażek – w obu przypadkach. Różnica bramek? +49 i +49. Bezpośrednie starcia? W Polkowicach 3:1 wygrał Górnik Wałbrzych, w Wałbrzych 3:1 wygrali goście z Polkowic.
Efekt? We środę o 18.00 w Trzebnicy zostanie rozegrany baraż o baraż – obaj zwycięzcy ligi zmierzą się w boju o prawo gry z Polonią Warszawa w bezpośrednim starciu o II ligę.
Co ciekawe – w Wielkopolsce o kolejności na miejscach jeden-dwa zadecydowały bezpośrednie spotkania, na Pomorzu zaś o utrzymaniu „mała tabela” trzech drużyn z 45 punktami na koncie.
A to wszystko bez dzielenia punktów!
Zupełnie serio zaś – tak zacięta walka o miejsce w czterech nowych III ligach to świadectwo postępującej profesjonalizacji nawet na tak niskim poziomie. Zresztą, wystarczy porównać obecną sytuację z tą sprzed 10 lat. Do sezonu 2006/07 na trzecim szczeblu rozgrywkowym przystępowały 64 drużyny, nad nimi znajdowało się jeszcze osiemnastu drugoligowców i 16 ekstraklasowców. IV ligi to w ogóle był jakiś dziki teren, osiemnaście (!) grup, a najdalsze wyjazdy – maksymalnie pięć kilometrów za miasto.
Teraz? Jasny, klarowny podział, który sprawia, że nawet na trzecim poziomie rozgrywkowym występują jedynie ci, których stać na podróże po całej Polsce, utrzymanie w miarę rozsądnych zawodników i spełnianie wymogów pod kątem gry młodzieżowców. Na trzecim szczeblu zamiast 64 – osiemnaście drużyn. Na czwartym zamiast kilkuset – maksymalnie 72. Za jakiś czas okaże się, czy to dobra zmiana, ale jedno widać już teraz – poziom zdecydowanie się podniósł. A nadchodzące mecze ŁKS-u i Widzewa o awans do „ścisłej elity” czyli II ligi są tego słodko-gorzkim świadectwem.
fot. FotoPyK