Cofnijmy się o osiem lat. Mamy 5 czerwca, do pierwszego meczu Polaków na Euro trzy dni. Pompka osiąga granice absurdu, jedziemy po wyjście z grupy – a według niektórych Januszy pewnie i po medal (bo Smolarek! bo Beenhakker!) – a na pytanie „Leo, why?”, holenderski selekcjoner odpowiada „for money”. Głupawka jak zwykle, atmosfera pod tytułem „tym razem to już na pewno się uda” podsycana dodatkowo tym, że to nasz pierwszy udział na mistrzostwach Europy w historii.
I wtedy wypada z kadry kluczowy zawodnik.
Najgroźniejsza broń biało-czerwonych oprócz Ebiego Smolarka. Facet, który już wtedy wypruwał sobie na boisku flaki, a z każdym rokiem stawał się – tak czysto piłkarsko – coraz większym kozakiem. W Polsce zastanawialiśmy się: jakim cudem w Borussii Dortmund nie potrafią go wyleczyć? W tamtym sezonie dwa razy musiał pauzować z powodu kontuzji mięśnia dwugłowego, tuż przed Euro – trzeci.
Sam Kuba niechętnie się o tym wypowiadał, ale w końcu zmiękł i wyznał: – Niemcy nie wykonują zbyt dobrze swojej pracy. Ich metody różnią się od tych, które preferuje Jerzy Wielkoszyński.
W Dortmundzie nie zgadzali się, by Kuba rehabilitował się u Wielkoszyńskiego, z którym pracował od lat i który jego organizm znał lepiej niż własną kieszeń. Zamiast tego, leczył go… maratończyk. Tak, dobrze czytacie. Gość, który specjalizował się w biegach na 12523 kilometrów leczył piłkarzy, biegających kompletnie inaczej i w kompletnie innym tempie.
Jerzy Wielkoszyński: – Taki człowiek nie zna się za bardzo na piłce. Przecież w maratonie biega się jednostajnie, tymczasem w futbolu jest dużo szybkich, dynamicznych zrywów. Tymczasem ten pan rehabilitował Kubę tak, jakby był biegaczem, a nie piłkarzem („Przegląd Sportowy”).
W miejsce Kuby prosto z plaży został ściągnięty Łukasz Piszczek. Wakacyjna forma nie przeszkodziła mu w tym, by od razu wejść z ławki w pierwszym meczu, ale później na treningu… sam się wykluczył z dalszej gry. Jak się zakończyło Euro – wszyscy doskonale pamiętamy.
Mamy nadzieję, że w tym roku podobnych historii przeżywać nie będziemy. I z absencjami, i z dostawaniem po zębach.