Przez lata byli traktowani na równi z wszystkimi Wyspami Owczymi i tym podobnymi dostarczycielami punktów. Ale jak wiadomo, w Europie nie ma już słabych drużyn. Albańczycy w spektakularnym (naprawdę spektakularnym) stylu przeszli przez eliminacje po drodze eliminując w interesujący sposób znienawidzonych Serbów, dziś zaś przygotowują się do największej imprezy piłkarskiej w ich historii. Prawdziwi Albańczycy, a nie jacyś podrabiańcy, może nie mają jeszcze obycia na europejskich salonach, może nie mają jeszcze silnej ligi, czy gwiazd pokroju – a co – Roberta Lewandowskiego – mają jednak coś, co wykreowało już niejedną mocną reprezentację.
Potężną diasporę, która zagwarantowała dopływ naprawdę gorących nazwisk do zespołu zarządzanego w sprawny sposób przez Gianniego De Biasiego, pełniącego funkcję zarówno selekcjonera i motywatora, jak i szefa skautingu i działu wyławiania talentów. To dzięki rzutkiemu trenerowi, silnemu patriotyzmowi wśród członków ogromnej rzeszy emigrantów oraz… elektronice Albańczycy mogą dzisiaj rozpracowywać nie program transmisji, ale grę grupowych rywali, wśród których znaleźli się m.in. gospodarze turnieju z Francji.
Jeśli chcecie przeczytać więcej o ich historii, zapraszamy TUTAJ, poniżej zaś nasz skarb kibica.
SKŁAD
NAJWIĘKSZA ZALETA
Umówmy się: Albańczycy nie są faworytem do zwycięstwa w Euro 2016. Właściwie nie są też faworytem do wygrania swojej grupy, a mówiąc ściśle: już zdobycie jakichkolwiek punktów będzie w ich wykonaniu całkiem porządnym wyczynem. Moglibyśmy się upierać, że ich największą siłą jest defensywa, że w najważniejszych meczach – przeciw Portugalii i Danii w eliminacjach, ale i z Francją w meczu towarzyskim, zachowywali czyste konto. Jest Mavraj, jest Cana, w bramce występujący pozostający w kadrze Lazio Etrit Berisha. Biedy nie ma. Z drugiej strony jednak… To Albania. Stracili dwa gole z Serbią w momencie, gdy ci drudzy mieli ujemny dorobek punktowy w grupie eliminacyjnej po słynnej aferze dronowej. Wczoraj bez problemu objeżdżali ich Ukraińcy, a honorowego gola w starciu z nimi zdobył w ubiegłym tygodniu także Katar.
Dlatego też pozostajemy w sferze twardych faktów – najważniejszym atutem Albańczyków wydaje się potężny patriotyzm wśród członków tej kadry i gotowość do największych poświęceń w imię jej dobra. Przesadzamy z patosem? Cóż, Lorik Cana miał możliwość gry dla Francji i Szwajcarii, ale jeszcze jako utalentowany zawodnik PSG wybrał Albanię. Taulant Xhaka, brat Granita, urodził się i wychował w Bazylei, zagrał też we wszystkich juniorskich kadrach tego kraju, ale koniec końców wybrał Albanię. Takich jak oni jest więcej, a ile znaczą dla nich symbole niech świadczy zachowanie podczas belgradzkiej zawieruchy. Gdy nad boiskiem fruwał dron z podwieszoną flagą nacjonalistów z tego kraju, po zerwaniu jej przez jednego z serbskich piłkarzy, Albańczycy rzucili się do boju o płachtę. Najpierw odebrali ją zawodnikowi rywali, następnie zaś bez kompleksów tłukli się o nią z fanatykami z serbskiej stolicy.
Taką wolę walki i poświęcenie za narodowe barwy trzeba postrzegać jako zaletę.
NAJWIĘKSZA BOLĄCZKA
Łeee, ginie przy zaletach. Czym bowiem wobec woli walki, wobec patriotyzmu i dumy z możliwości reprezentowania Albanii jest brak klasowych piłkarzy? Bolączkę, którą w teorii mógłby być brak jakichkolwiek sukcesów piłkarskich czy to reprezentacji, czy to klubów z Albanii kompletnie przekreśla przecież fakt, że wszyscy i tak są ze swoich tradycji futbolowych dumni.
Zupełnie serio już – chyba tylko Elseid Hysaj w miarę regularnie gra w dość silnym klubie, jakim jest Napoli. Pozostali to albo rezerwowi, albo piłkarze, którzy nigdy nie przeskoczyli poziomu FC Basel czy Frosinone. Otrzaskany z grą wśród najlepszych jest też Cana, ale on z kolei ma już 32 lata i jednak schodzi z poziomu Lazio czy Marsylii na poziom Nantes.
KLUCZOWY ZAWODNIK
Sporo już o nim napisaliśmy, ale mimo wszystko: Lorik Cana. Gość, który całą piłkarską karierę spędził w klubach co najmniej przyzwoitych, często stanowiąc w nich o sile defensywy. Nie przesadzamy? Nie, chyba nie przesadzamy, skoro za 5 milionów funtów kupił go Sunderland, później zresztą odsprzedając go do Galatasaray za 4,5 miliona euro. Od prawie piętnastu lat w reprezentacji, od sześciu jako jej kapitan. To na nim opiera się cała gra obronna, to od niego rozpoczyna się większość albańskich akcji zaczepnych. Minus? Ma już 32 lata.
OPTYMISTYCZNY I PESYMISTYCZNY SCENARIUSZ
Optymistyczny scenariusz jest taki, że Albania swój wielki genialny plan skonstruowała o wiele wcześniej niż myślimy. Pisaliśmy już o tej diasporze, pisaliśmy o silnych wpływach Albańczyków chociażby w Szwajcarii. No i proszę, co za przypadek. Albańczycy trafiają na Szwajcarię. Plan jest prosty – Xhaka, Shaqiri i kto żyw, a z albańskimi korzeniami w meczu dokonuje spektakularnego coming-outu – samobójcze trafienia ścielą się gęsto, a Albania wygrywa obie połówki, za co Expekt płaci po kursie 8,75.
Niesieni zwycięstwem i dopingiem emigrantów (we Francji też mają swoich ludzi, na bank) wychodzą z grupy i odpadają dopiero na w 1/8 finału, co samo w sobie jest gigantycznym sukcesem (Expekt wycenia odpadnięcie na tym etapie po kursie 3,25).
Znacznie bardziej prawdopodobny wydaje się jednak scenariusz pesymistyczny. Albańczycy grają według niego dokładnie tak, jak przez całe lata swojej historii piłkarskiej. Najpierw w plecy ze Szwajcarią, potem z Francją, na końcu z Rumunią. Zero punktów w grupie. Expekt za ten scenariusz płaci po kursie 3,50.
KOMU BĘDZIEMY KIBICOWAĆ
Giovanniemu De Biasiemu. Szkoleniowiec reprezentacji Albanii to lepszy ananas, który właściwie w pojedynkę zreformował całą kadrę. Oczywiście, można powiedzieć, że trafili mu się całkiem rozsądni piłkarze, którzy pokończyli różne szwajcarskie szkółki piłkarskie, ale “trafili się” to w tym wypadku delikatne nadużycie. De Biasi wykonał bowiem potężną pracę, by do albańskiego projektu tych piłkarzy przekonać, zachęcić, a wreszcie na koniec: zwerbować. Przejmując kadrę, która właśnie przerżnęła z Luksemburgiem i której zarzucano ustawianie spotkań towarzyskich De Biasi wykazał się sporą odwagą. Zresztą nie po raz pierwszy: z bagna wyciągał choćby Modenę, awans do Serie A zrobił też z Torino. Dlaczego więc specjalista od uzdrawiania futbolu w miejscach dość beznadziejnych miałby się nie sprawdzić w Albanii?
Wyjeździł pół Europy, w Szwajcarii stał się stałym gościem. Nakłaniał, prosił, nalegał – nawet w sprawach beznadziejnych, jak u Mavraja, który wciąż wierzył, że uda mu się przebić do kadry Niemiec – odnosił sukcesy. Poległ tylko przy Januzaju, ale już przy Berishy wykazał się wyjątkowym zmysłem – odwiedzając go w Szwecji proroczo zapowiadał – gość jest tak dobry, że wkrótce będzie grał we Włoszech.
W Lazio zagrał już 60 razy.
Determinacją, graniem na patriotycznych nutach, czy zwyczajnym trzaśnięciem między oczy: lepiej być ważnym ogniwem w Albanii, niż dublerem w Szwajcarii czy piętnastym sortem w Niemczech. Jakkolwiek – udawało mu się zbierać członków diaspory do kupy, do jednej drużyny. I to była recepta na sukces.
OKIEM EKSPERTA
O komentarz poprosiliśmy jednego z najbardziej popularnych ekspertów piłki latynoskiej, Tomasza Niewołka.
– Albania, albo jak kto woli: Kolumbia Europy, pachnące smakołykami knajpki, gościnni, ale i waleczni ludzie, koniec końców olbrzymia miłość do futbolu, która pozwoliła im przejść suchą stopą przez wszystkie kryzysy polityczne. Dwa wielkie nazwiska i jednocześnie dwa kluczowe ogniwa zespołu. W przodzie Bekim Balaj, syn Aftima Balaja, słynnego fryzjera, który wymyślił fryzurę nazywaną od jego nazwiska “balajażem”. W bramce zaś Etrit Berisha, ryży golkiper z bystrymi oczkami błyskającymi pod obfitą grzywą, znany z przyjaźni z Michelem Telo, brazylijskim piosenkarzem, który wspomina go w piosence “Ai seu tu pego”, w refrenie melodyjnie podśpiewując: “berisza, berisza, a se ju sem tamata”. Z tymi dwoma kapitalnymi piłkarzami Albańczycy nie zginą, a pamiętajmy jeszcze, że w odwodzie czai się Popek, z charakterystyczną szramą na poliku, budzącą skojarzenia z Giovannim Hernandezem, legendarnym snajperem reprezentacji Peru…
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Popularni polscy muzycy podający się za “Gang Albanii” z “Królem Albanii” na czele, piszący w tekstach, że są “prawdziwymi Albańczykami, a nie jakimiś podrabiańcami” tak naprawdę nie są z Albanii. Popek urodził się w Legnicy, Borixon w Kielcach, a Rozbójnik Alibaba w Krakowie.
OKIEM WESZŁO
Obraz z drona, jednego z symboli albańskiej reprezentacji.
ANKIETA WESZŁO
NAJSILNIEJSZA JEDENASTKA GRUPY A
Jak się domyślacie, Albania nie wepchnęła zbyt wielu przedstawicieli do najlepszej jedenastki tej grupy. Pójdziemy nawet krok dalej – nie wepchnęła nikogo. Mogłaby mieć nawet problemy, by wpuścić kogoś do jedenastki dublerów.