Reklama

Najszczelniejsza obrona eliminacji, ale… czy jest czego zazdrościć?

redakcja

Autor:redakcja

03 czerwca 2016, 15:54 • 7 min czytania 0 komentarzy

Burdel. Chaos. Wszystko wywrócone do góry nogami. Im bardziej się zagłębić, tam więcej klocków, w które można wdepnąć. Myśląc o Rumunii sami nie wiemy, na co się nastawiać.

Najszczelniejsza obrona eliminacji, ale… czy jest czego zazdrościć?

Kluby znikające z mapy, zarośnięte stadiony, długi, zaległości i więzienia puchnące od ludzi związanych z futbolem – tak dzisiaj wygląda obraz rumuńskiej piłki. Ze świecą szukać klubu, który funkcjonuje normalnie. Steaua? Za takie nazwanie klubu można dostać w Rumunii karę, komentatorzy muszą gryźć się w język, by odrzucić swoje przyzwyczajenia. Kombinują, jak się da. Czasem powiedzą „gwiazda”, czasem „gospodarz”, innym razem „klub Becaliego”, ewentualnie: FC Steaua Bukareszt SA. To od jakiegoś czasu oficjalna nazwa. Rumuńska armia, do której długie lata należał klub, sprzeciwiła się działalności Becaliego i walczyła o swoje. Sąd przyznał im rację i prawo do nazwy, herbu, także i barw.

Idźmy dalej. Pamiętacie Cluj? Klubik, który sensacyjnie panoszył się po Lidze Mistrzów, ma dziś długi sięgające stu milionów lei, dwa sezony temu na starcie dostali 24 ujemne punkty, a mimo to utrzymali się w lidze. W minionym – „tylko” sześć. Petrolul? Z problemami spada z hukiem. Targu Mures? Także nie płaci. Dinamo? Podobnie. Stadion Unirei Urziceni – mistrza z 2009 roku, który namieszał w Lidze Mistrzów – wygląda tak (na zdjęciu). Ich meczów nie da się obejrzeć już nawet w okręgówce.

rumunia

A przecież przez długi czas to Rumunów pokazywano nam jako wzór. „Patrzcie! Nie trzeba Bóg wie jakiego systemu, struktur i finansów, żeby odnieść sukces. Można!” Liga Mistrzów? W Rumunii to oczywistość. W ostatnich latach mieli swojego reprezentanta praktycznie co rok. W sezonie 2008/2009 – nawet dwóch. Liga Europy? Etatowo. Był sezon, że w ćwierćfinale spotkały się dwa kluby z Bukaresztu (!). Trzy lata temu eliminowali Legię i uznaliśmy to za naturalną kolej rzeczy. Na zasadzie: „gonimy, ale jeszcze trochę nam do nich brakuje”.

Reklama

Trochę się jednak pozmieniało.

Mecz przełożony przez wesele sołtysa, płot postawiony na środku boiska, bo pewna kobieta stwierdza, że część ośrodka treningowego się jej należy i nie zamierza czekać na wyrok sądu, Rafał Grzelak pogoniony dlatego, iż Becali w porę się zorientował, że w historii piłki jeszcze nie widział łysej dziesiątki, która dobrze grałaby w piłkę.

Witajcie w Rumunii. To nie kraj, to stan umysłu.

SKŁAD

1k9N2TU

Jeśli podejść do sprawy zdroworozsądkowo – ciężko znaleźć tu faceta, który byłby pewniakiem u nas w kadrze. Pewnie Chiriches z Napoli na środku obrony (o ile zmieniłby klub, bo we Włoszech gra incydentalnie), może któryś ze skrzydłowych. Tyle. Ale czy to oznacza, że mamy nastawiać się na gromienie wszystkich dookoła, a Rumuni wyłącznie na nadstawianie dupska?

Reklama

Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie.

NAJWIĘKSZA ZALETA

Z Rumunii słychać głosy: zakwalifikowaliśmy się tylko dlatego, że grupa była śmiesznie słaba. W innej – nie mielibyśmy szans. Bzdura. Wystarczy spojrzeć na suche fakty:

a) Rumuni nie przegrali żadnego meczu w eliminacjach,
b) stracili tylko dwa gole.

Oczywiście, rywale z najwyższej półki nie byli, bo jednak łatwiej bronić się przeciwko Lafferty’emu i Lovrencsicsowi niż Rooneyowi czy Inieście, ale… dwa stracone gole w dziesięciu meczach to nadal spektakularny wynik. Nikomu więcej ta sztuka się nie udała. Dla porównania Anglicy stracili trzy bramki, Hiszpanie podobnie, Walijczycy cztery. Ale zauważmy, że mówimy o firmach z zupełnie innego świata.

Dyscyplina. Boiskowe zapieprzanie. Jeśli szukać w Rumunii dobrych piłkarzy – można spojrzeć właśnie na defensywę. W Rumunii mogą mieć lekki powód do obaw – w ostatnim sparingu z Ukrainą stracili dwa razy więcej bramek niż w całych eliminacjach. Także i my nie musimy spać spokojnie – jeśli faktycznie to tacy kozacy w obronie, a wspomniany sparing to wypadek przy pracy, ich mecze mogą być tymi, które wskutek zmęczenia turniejowego będzie się odpuszczać.

NAJWIĘKSZA BOLĄCZKA

Brak ogrania na najwyższym poziomie. Większość Rumunów nie ma pojęcia, co to gra na pięknych stadionach przy pełnej publiczności. Ze świecą trzeba szukać zawodników, którzy pełniliby kluczową rolę w poważnym europejskim klubie. Widzimy tylko jednego – Cipriana Tatarusanu, bramkarza, który w Fiorentinie gra wszystko, od deski do deski. Chiriches w Napoli jest tylko rezerwowym (w minionym sezonie siedem meczów), Pantilimon w Watfordzie nie gra (w tym roku bez meczu), Razvan Rat reprezentuje Rayo Vallecano, ale w tym sezonie spadł z ligi, więc ciężko zakładać, że jest w gazie. Jest też Andone, który robi furorę na zapleczu Primera Division, ale trudno przypuszczać, by piłkarz Cordoby robił to samo, mając przed sobą Pogbę czy Shaqiriego . Rozkład lig wygląda tak:

Liga rumuńska – dziewięciu piłkarzy
Serie A – dwóch
Premier League – jeden
Segunda Division – dwóch
Liga bułgarska – trzech
Liga turecka – dwóch
Liga izraelska – jeden
Liga katarska – jeden
Liga saudyjska – jeden
Liga chorwacka – jeden

Szału nie ma.

KLUCZOWY ZAWODNIK

Nicolae Stanciu. Jeszcze piłkarz Steauy Bukareszt. Jeszcze, bo to już przesądzone, że zrobi krok naprzód, już sypią się za niego oferty. Sam o sobie mówi, że się zasiedział i to wreszcie jest czas, by podbić Europę. Zagrał va banque – chce oczarować wszystkich na Euro i podbić stawkę. Poprzedni sezon – 14 bramek i 11 asyst we wszystkich rozgrywkach. Perełka. Chce go Inter, chce go Milan, chce go setka mniejszych klubów. Na stole Becaliego leżą oferty opiewające na trzy miliony euro, ale ten zbywa je śmiechem. Chce co najmniej dwa razy tyle. A może nawet i więcej.

I kiedy patrzymy na jego błysk – w sumie trudno się dziwić.

OPTYMISTYCZNY I PESYMISTYCZNY SCENARIUSZ

Rumuni – ze względu na swoją specyfikę – o pierwszych sukcesach będą mogli mówić, kiedy:

a) w połowie fazy pucharowej nikt się nie pozabija
b) do końca turnieju nikogo nie zamkną do więzienia
c) na polskim Twitterze nie powstanie hashtag #RumuniaStylŻycia

Naturalną konsekwencją spełnienia tych trzech warunków będzie awans z fazy grupowej (kurs w Betclic 1,75).

Pesymistyczny scenariusz? Francja zacznie Euro z kopyta, rozgromi Rumunów w meczu otwarcia i wsadzi im ponad 2,5 gola (kurs w Betclic 4,0), Rumunia pożegna się z Euro w swojej normalnej atmosferze w atmosferze skandalu.

W międzyczasie w Rumunii upadną 52 kluby, 14 nowych osób pójdzie siedzieć, większość ligowców dowie się, że już nie ma po co wracać. Rozgrzany do czerwoności Becali zagrzmi w programie na żywo, że debili z pierdla wyciągał nie będzie.

KOMU BĘDZIEMY KIBICOWAĆ

Cosmin Moti. Jest szczególny co najmniej z dwóch powodów

a) pali jak smok
b) zapewnił swojej drużynie – Łudogorcowi Razgrad – historyczny awans do Ligi Mistrzów, broniąc w serii jedenastek dwa rzuty karne.

Co w tym takiego szczególnego? Zapomnieliśmy o najważniejszym fakcie. Moti jest obrońcą.

Nietrudno się domyślić, jaki szał był w 2014 roku, jaką stał się gwiazdą. Wikipedia szybko przemianowała go na „obrońcę i bramkarza”, prezes Łudogorca otwarcie zapowiedział, że jedna z trybun stadionu będzie imienia właśnie Motiego. W Bułgarii zaczęto nawet nazywać dzieci imieniem Cosmin, a przecież w ich języku takie imię nie występuje. Mecz ostatniej rundy eliminacji – żeby było śmieszniej – ze Steauą Bukareszt. 119 minuta, bramkarz Stojanow wychodzi poza pole karne, niefortunnie interweniuje i ogląda czerwo. Na tablicy świetlnej remis. Limit zmian wykorzystany. Moti przypomina sobie, jak na treningach zakładał się ze Emilianem Dolhą (pamiętacie?) o to, kto obroni więcej strzałów.

Zakłada rękawice i wyjmuje dwa karne. Niesamowite.

Ciekawe jest też to, że lubi sobie zakopcić. Podobno jak stara lokomotywa. Cornel Dinu, legenda Dynama Bukareszt: – Cosmin to dobry chłopak, ale pali trzy paczki dziennie. On oddycha nikotyną, nie tlenem.

Moti kontruje: – Palę tylko siedem-osiem papierosów dziennie i to nie ma wpływu na moją formę.

Jeśli zawodowy piłkarz przyznaje się, że pali tylko osiem fajek dziennie, teoria Dinu pewnie nie jest wzięta z dupy, a prawda leży pewnie pośrodku.

Ale Motiemu i tak nie przeszkadza to w tym, by w Bułgarii być bohaterem.

OKIEM EKSPERTA

– Dzień dobry państwu! Znajdujemy się właśnie w słonecznej Sardynii na przepięknym, wybudowanym specjalnie na Euro 2016 Giuseppe Meazza. Na początek może kilka słów o pierwszym zespole, który dziś zobaczymy, czyli ekipie Romów. O tym największym z największych w ich historii, Gheorghe Hagim, znanym także jako Gerard Bieszczad opowie Tomasz Kołek!

– Dziękuję, Darku. Oh, oczywiście, Gerard Bieszczad, chyba bardziej Maradona Karpat? Nieważne, nieważne… Dlaczego Maradona, spytacie. Oczywiście nieprzypadkowo. Wuj stryjeczny Hagiego, Anghel, według moich wnikliwych analiz, ma argentyńskie pochodzenie. Jego matka wyjechała za chlebem do uprzemysłowionej dzielnicy Buenos Aires, tam poślubiła lokalnego plantatora winogron, wywodzącego się z tych samych rejonów, co Javier, brat cioteczny boskiego Diego. Długie godziny śledztwa pozwalają przypuszczać…

– Dziękuję Tomku, oddajemy głos do studia przenosimy się na piętnaście minut reklam!

SZALENIE ISTOTNY FAKT

Rumuni piją wódkę w kartonikach. Wygląda to tak:

rumunia1

Tym samym wiemy już, że nie spełni się optymistyczny scenariusz turnieju. #RumuniaStylŻycia

OKIEM WESZŁO

Adrian Mutu oglądający Euro 2016 w domowym zaciszu.

ANKIETA WESZŁO

NAJSILNIEJSZA JEDENASTKA GRUPY A

W najsilniejszej jedenastce grupy nie znalazł się żaden z Rumunów, co może dziwić szczególnie, że… są na dziewiętnastym miejscu w rankingu FIFA. Jak widać Rumuni już dawno obalili komunę, ale ich siłą nadal jest kolektyw.

YqDT0PQ-2

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...