Reklama

Majewski: Kiedy zobaczyłem stadion Verii, przeżegnałem się nogą

redakcja

Autor:redakcja

02 czerwca 2016, 08:16 • 10 min czytania 0 komentarzy

– Cóż, zalegali, zalegają i pewnie będą mi zalegać z pieniędzmi. Wiadomo, od 2009 roku w Grecji rządzi kryzys. Kiedy tam pojechałem i zobaczyłem stadion, przeżegnałem się nogą. Gdy zawieźli mnie na boiska treningowe, chciałem wracać pierwszym samolotem, bo uznałem, że będę się męczył. (…) Nie da się tego opisać, to trzeba przeżyć. Niby grecka ekstraklasa, a organizacja jak w… Zniczu Pruszków, w którym zaczynałem karierę – opowiada w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym” Radosław Majewski.

Majewski: Kiedy zobaczyłem stadion Verii, przeżegnałem się nogą

FAKT

70

Tabloid dziś mocno przewidywalny. Najpierw słówko o meczu:

Nawałka w przerwie dokonał dwóch zmian co sprawiło, że z lewej na prawą obronę powędrował Artur Jędrzejczyk (28 l.). Roszada ta okazała się kluczowa, bo piłkarz Legii rozpoczął od kilku dobrych akcji, które zakończył bramką zdobytą na 1:1. „Jędza” strzelił gola po stałym fragmencie gry, a przecież przed meczem selekcjoner zapowiadał, że ćwiczonych na treningach schematów w meczach towarzyskich nie zaprezentują.

Reklama

Dalej Ołeksandr Szowkowski chwali Polaków. Lewandowski, świetny zespół, bla, bla – same banały, nie ma co przytaczać. Dziennikarze chyba zbyt szybko założyli, że wygramy z Holandią.

Legia obłowi się na Euro 2016. Za występ Jędrzejczyka, Jodłowca, Pazdana, Dudy i Nikolicia zgarnie prawie milion euro.

UEFA płaci za ich udział począwszy od dwóch tygodni przed startem. Za każdy dzień kwota rekompensaty wynosi 7 tys. euro, ale w przypadku Jędrzejczyka będzie dzielona pomiędzy Legię, a FK Krasnodar, z którego był do niej wypożyczony. Czyli dziennie legioniści będą otrzymywać ponad 30 tys. euro.

71

I jeszcze fragment o roszadzie trenerskiej w Legii.

Przy ulicy Łazienkowskiej nie byli przekonani, że to Czerczesow ma być trenerem, który powalczy o fazę grupową Ligi Mistrzów. Osoby decyzyjne w stołecznym klubie nie były do końca zadowolone ze współpracy. Wprawdzie szkoleniowiec zrealizował cel – zdobył dublet na stulecie klubu – ale było kilka zastrzeżeń. Młodzież nie dostawała szansy gry, a rywale szybko nauczyli się stylu preferowanego przez Czerczesowa i potrafili odpowiedzieć tym samym. Legia nie grała widowiskowo, była nastawiona na wynik.

Reklama

GAZETA WYBORCZA

72

Niepokój przed Euro, czyli jeden z dwóch tekstów “Wyborczej” po meczu.

W środę rozczarowywał nawet Robert Lewandowski. Owszem, inni mu nie pomagali – ech, te niedokładne podania – ale on im również nie pomagał, znów przypominał gracza styranego klubowym sezonem, który raczej walczy, niż gra w piłkę. I żółtą kartkę znów zobaczył (ostatnio ogląda je coraz częściej) za przepychanie się. I można powiedzieć, że wróciło stare. Dotychczas przed każdym mistrzowskim turniejem w XXI wieku, gdy opadła już euforia po eliminacyjnym triumfie, rozbrzmiewały sygnały alarmowe – ewentualnie ryczała alarmowa syrena. Czasem piłkarze grali źle, czasem przestraszyli pokazowo przerżniętym sparingiem (0:3 z USA przed ośmioma laty), czasem kontrolę nad sytuacją tracił selekcjoner. A teraz nawet powołania do kadry na Euro nie wywołały niemal żadnych kontrowersji, co dostrzegł każdy, kto wsłuchiwał się w dyskusje lub wręcz zadymy spowodowane przez decyzje trenerów reprezentacji Anglii, Hiszpanii czy Włoch. Aż przylecieli do nas Holendrzy i błogi polski spokój zburzyli. W normalnych okolicznościach nikt nie zdziwiłby się, że zwyciężają, nawet gdyby zwyciężali z potęgami. Teraz jednak zderzenie z nimi miało nam uświadomić, że czas w futbolu pędzi jak opętany. Kiedy Nawałka przed ponad dwoma laty przejmował władzę w polskiej szatni, rywale przymierzali się do obrony zdobytego w 2010 r. srebra mundialu – i prawie im się udało, w 2014 r. wzięli brąz. A nasi piłkarze osiedli na historycznym dnie, by z kimkolwiek wygrywać, potrzebowali meczów z San Marino.

Drugi – czego dowiedzieliśmy się z meczu z Holandią?

Kołdra jest króciutka. Irlandia Północna, z którą Polacy zmierzą się na otwarcie Euro 2016 12 czerwca, ma jedną zdecydowaną przewagę nad drużyną Adama Nawałki: wypadnięcie zawodnika z pierwszej jedenastki nie jest tam tragedią, bo następny piłkarz w rankingu trenera Michaela O?Neilla nie jest dużo gorszy. Słowem: Wyspiarze mają zdecydowanie bardziej wyrównaną kadrę. U Nawałki jest inaczej. Widzieliśmy to w Gdańsku na lewej obronie, gdzie w pierwszej połowie zastępujący Macieja Rybusa Artur Jędrzejczyk nie przeprowadził ani jednej akcji ofensywnej i pozwolił na dośrodkowanie Stevenowi Berghuisowi, po którym padł gol. Brak Grzegorza Krychowiaka w środku pola był odczuwalny w destrukcji, ale także w polu karnym – to zastępujący pomocnika Sevilli Krzysztof Mączyński powinien powstrzymać strzelającego gola Vincenta Janssena. Przez 11 dni kołdra dłuższa się jednak nie zrobi, selekcjonerowi pozostaje liczyć, że żadnego piłkarza pierwszego składu kontuzja nie wyeliminuje już z turnieju, i maskować słabości wynikające z nieobecności Rybusa.

73

Dostajemy jeszcze tekst o nowym trenerze Legii (prawdopodobnie), Bensiku Hasim.

Kim jest Hasi? Jako środkowy obrońca lub defensywny pomocnik grał w Anderlechcie przez sześć sezonów od 2000 r. Karierę zakończył w 2008 r. w barwach Cercle Brugge i od razu wrócił do Brukseli, gdzie został asystentem Ariela Jacobsa. W 2010 i 2012 w tej roli świętował tytuł mistrza Belgii. Po odejściu Jacobsa w 2012 r. został w sztabie nowego trenera Anderlechtu – Johna van den Broma. Obronił z nim mistrzostwo Belgii w 2013 roku, a po odejściu van den Broma do AZ Alkmaar w marcu 2014 r. samodzielnie dociągnął drużynę do tytułu. Latem otrzymał propozycję z Realu Sociedad, ale zdecydował się podpisać nową umowę z Anderlechtem. I wtedy już oczekiwaniom nie sprostał. Kolejne sezony kończył na trzecim i drugim miejscu. W klubie uznano to za porażkę. W piątek 45-latek został zwolniony. Jakim jest trenerem? W Belgii mówią, że to maniak taktyki, który stosuje różne ustawienia w zależności od rywala. Jego Anderlecht grał ofensywnie i stawiał na młodzież, choć akurat tych dwóch rzeczy wymagali od niego szefowie, wpisywały się one w filozofię klubu.

SUPER EXPRESS

74

W „Superaku” – jak wszędzie – teksty o meczu i Czerczesowie. Nic nowego, więc pozwólcie, że odpuścimy. Jest za to sympatyczny tekst z tatą Łukasza Piszczka w roli głównej.

U nas jest taki zwyczaj, że dzieci idące po raz pierwszy do szkoły zabierają ze sobą wielką torbę cukierków, nazywamy ją tyta. Łukasz powiedział, że zamiast słodyczy chce piłkę i na rozpoczęcie pierwszej klasy poszedł z futbolówką pod pachą – śmieje się Kazimierz Piszczek (58 l.), tata najlepszego prawego obrońcy Bundesligi i jednego z filarów reprezentacji Polski na Euro – Łukasza. (…) – Kiedy miał 15 lat, długo nas prosił, żebyśmy pozwolili mu przejść do Gwarka Zabrze. Miał wsparcie u trenera naszej pierwszej drużyny, absolwenta Gwarka – Krzysztofa Stojka. Najdłużej sprzeciwiała się żona. Jak to mama, bała się, że młody chłopak w internacie, daleko od domu zaniedba naukę i nie da sobie rady. Ale Łukasz jest bardzo odpowiedzialny. Poza tym dyrektorem Gwarka był dyrektor liceum, który gdy ktoś się nie uczył, to nie pozwalał mu trenować. Łukasz bez problemów zdał maturę – mówi ojciec zawodnika.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka:

75

„Przegląd” spokojnie podchodzi do wczorajszej porażki. Uważa, że to lekcja, która okaże się bardzo cenna. Oby.

To miał być mecz szansy Piotra Zielińskiego. Nawałka zasygnalizował, że ten mecz da mu odpowiedź, czy „Zielu”, to jego rozgrywający na EURO. Dlatego zagrał 90 minut. Niestety to nie był przekonujący występ tego piłkarza. Kolejny za kadencji obecnego selekcjonera. Ten dużo od niego wymaga, bo to ogromny talent, ale w meczach reprezentacji chyba przegrywa ze stresem. Jakby zawodziła głowa. Zieliński pracuje z psychologiem. Kolejne sesje są potrzebne, bo 22 – latek wciąż nie może uwolnić swoich walorów. Nieco lepiej prezentował się Krzysztof Mączyński, który zagrał w tym roku w zaledwie pięciu ligowych meczach – dokładnie 326 minut. Wszystko przez kontuzję, która wyłączyła go z gry na cztery miesiące. – Samolot do Francji beze mnie nie leci – mówił „Mąka” dwa miesiące temu, gdy wychodziliśmy z Kopalni Wieliczka po sesji zdjęciowej do albumu „W kadrze”. Uparł się i zdążył. Wywalczył swój bilet. Choć maczał palce przy straconym golu, miał swoje pozytywne momenty: potrafi łączyć linię defensywy z pomocą. Być może czasem rozgrywa zbyt asekuracyjnie, ale dał sygnał, że można na niego liczyć. Jednak najważniejsze: nasz środek pola bez Krychowiaka nie istnieje…

76

W notach alternatywna rzeczywistość. Reprezentacja PZPN przegrywa mecz, nikt nie został oceniony poniżej noty wyjściowej.

Wojciech Szczęsny – 7
Łukasz Piszczek – 5
Kamil Glik – 6
Michał Pazdan – 5
Artur Jędrzejczyk – 6
Krzysztof Mączyński – 5
Jakub Błaszczykowski – 5
Piotr Zieliński – 5
Kamil Grosicki – 5
Arkadiusz Milik – 7
Robert Lewandowski – 6
Bartosz Kapustka – 5
Thiago Cionek – 5
Karol Linetty – 5

Szczególnie jesteśmy ciekawi uzasadnień ocen tych, którzy zawiedli.

Michał Pazdan – miał dwie-trzy straty, które omal nie zostały wykorzystane przez Holendrów. Grał z dużą ofiarnością. Starał się zrewanżować za nieudane zagrania. Przy drugim golu dla Holendrów mógł chyba zrobić coś więcej.

Łukasz Piszczek – Widziałem lepsze występy Łukasza. Być może zmaga się z jakimś urazem. Miał problemy z dynamicznym Promesem. Może być zmęczony sezonem. Brakowało go w ofensywie.

77

Ekstraklasa może triumfować – aż połowa zawodników z pola w kadrze Nawałki wywodzi się właśnie z naszej ligi.

Podniosłe nastroje tonuje Roman Kosecki. – Proporcje w powołaniach wcale nie świadczą o rosnącym poziomie polskiej ligi, nie dorabiajmy na siłę teorii. Zgoda, w naszej kadrze z ekstraklasy jest tyle samo piłkarzy z pola, co z lig zagranicznych, ale proszę zwrócić uwagę, jaką rolę pełnią ci ”obcokrajowcy”. To autentyczne gwiazdy, które będą ciągnąć drużynę – mówi obecny wiceprezes PZPN do spraw szkoleniowych. Przypomina też, że budowanie drużyny nie zawsze polega na powoływaniu wyłącznie najlepszych zawodników. – Selekcja jest procesem znacznie bardziej skomplikowanym. Trzeba mieć dobrą drużynę, a nie jedenastu dobrych piłkarzy. Sam pamiętam, jak w latach 90. mieliśmy naprawdę wielkie indywidualności, zawodników z dobrych klubów zagranicznych, a drużyny zdolnej awansować na mistrzowski turniej jednak nie było.

78

Mimo że w Lokeren Starzyński jest chciany tak jak epidemia wąglika, wyjęcie go z Belgii może nie być wcale takie łatwe.

Okazuje się, że jest duża różnica pomiędzy niedawną medialną deklaracją 85-letniego prezydenta Lokeren Rogera Lambrechta, że go nie potrzebują, a oddaniem Starzyńskiego – patrząc z ich perspektywy – za pół darmo. – Skoro nawet nie reagują na propozycje na poziomie 800 tysięcy złotych, to pewnie odpowiedzieliby na ofertę sięgającą dwóch milionów. Taka kwota z ich strony otwarcie nie padła, ale tego rzędu oczekiwań należy się spodziewać. Nie stać nas na aż taki wydatek, tym bardziej że sam Filip też nie będzie u nas grał za niewielką pensję – mówi nam jedna z osób z władz Zagłębia. Oficjalnie dyrektor miedziowego klubu Piotr Burlikowski komentuje krótko: – Są duże rozbieżności, a my funkcjonujemy w określonych realiach.

79

„Przegląd” rozlicza się z Czerczesowem.

Wiosną Czerczesow chciał zrobić z Legii drużynę dominującą nad rywalami i to z grubsza mu się udało. Jednak zawodnicy wcale nie byli zadowoleni ze sposobu gry drużyny, czyli wysokiego pressingu. Zresztą w pewnym momencie taktyka legionistów nieco się zmieniła, boczni obrońcy nie grali już tak ofensywnie. Jeśli jeden biegł pod bramkę rywala, drugi zostawał na swojej połowie. I przede wszystkim – im bliżej końca sezonu, tym coraz więcej drużyn umiało grać przeciwko Legii, a ta nie wprowadzała nowych rozwiązań. To wszystko sprawiało, że przy Łazienkowskiej coraz częściej wątpiono, czy postawić na Czerczesowa w dłuższej perspektywie. On stawiał twarde warunki, nie był otwarty na nowinki techniczne czy poszerzenie sztabu. Swoje zrobiły plotki rosyjskich mediów o ofertach pracy. Zapytanie z Lokomotiwu, nieoficjalne oczywiście, otrzymał jeszcze przed spotkaniem z Piastem (4:0). Chciał konkretnych wzmocnień, przedstawił kandydatów, ale pion sportowy nie był przekonany co do klasy tych graczy i słuszności wydania dużych pieniędzy.

Radosław Majewski opowiada o swojej karierze.

Z Verią rozstał się pan jednak po roku, choć kontrakt miał obowiązywać jeszcze 12 miesięcy. Dlaczego?

Nie podobało mi się kilka rzeczy, zarówno organizacyjnych, jak i finansowych. Cóż, zalegali, zalegają i pewnie będą mi zalegać z pieniędzmi. Wiadomo, od 2009 roku w Grecji rządzi kryzys. Kiedy tam pojechałem i zobaczyłem stadion, przeżegnałem się nogą. Gdy zawieźli mnie na boiska treningowe, chciałem wracać pierwszym samolotem, bo uznałem, że będę się męczył. Po Anglii to był dla mnie szok. Poszedłem na kawę i doszedłem do wniosku, że jednak zostanę. Potrzebowałem takiego sezonu, w którym będę grał we wszystkich meczach. Potraktowałem Verię jako miejsce do odbudowy. Przejście z Anglii do Grecji to był krok wstecz, teraz znów idę do przodu. Tak odbieram przejście do Lecha. Veria? Nie da się tego opisać, to trzeba przeżyć. Niby grecka ekstraklasa, a organizacja jak w… Zniczu Pruszków, w którym zaczynałem karierę.

(…) Po co panu było to Huddersfield?

No właśnie, dobre pytanie… Liczyłem, że tam się odbuduję i nic z tego nie wyszło. Zrobiłem błąd w styczniu 2015 roku, bo miałem propozycję z Rotherham. Przemęczyłem się do końca rozgrywek i poszedłem do Grecji. Mimo tej końcówki, jestem jednak zadowolony z tych kilku lat w Anglii. Nauczyłem się języka, choć wcześniej znałem tylko takie słówka, jak „cat” i „dog”. Wydoroślałem, nabrałem życiowego doświadczenia. No i wyjechaliśmy z żoną w dwójkę, a wracamy w trójkę. Bo tam urodziła się nasza córeczka, Aurelia. Wiem, że ludzie trochę o mnie zapomnieli. Teraz zrobię wszystko, żeby przypomnieć się polskim kibicom.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...