Warszawska przygoda/kariera trenera Stanisława Czerczesowa właśnie dobiega końca. Wybaczcie, ale nie mamy pewności co do tego, jak powinniśmy nazwać ten okres, wszak drogi polskiego klubu i rosyjskiego szkoleniowca połączyły się jedynie na niecałe osiem miesięcy, w trakcie który mieliśmy jeden okres przygotowawczy i jedno okno transferowe, a jakkolwiek patrzeć – to bardzo ważne sprawy przy ocenie współpracy. Jednak z drugiej strony – sukcesów, jakimi są mistrzostwo Polski i zdobycie krajowego pucharu, podważać nawet nie wypada, to ważne osiągnięcia zarówno dla Legii, jak i samego Czerczesowa, jego trenerskie CV powiększyło się o cenny wpis. Odejście szkoleniowca w takich okolicznościach to dla nas w ogóle sprawa nietypowa, jak mogliście zauważyć – już na samym wstępie mamy mieszane odczucia. A im dalej w las, tym łatwiej nie będzie…
Postanowiliśmy bowiem przeanalizować tę kwestię z możliwie wielu stron – po to, aby odpowiedzieć sobie na jedno szalenie ważne pytanie, które poznaliście już w tytule – czy Czerczesow w ogóle jest wart tego, by żałować jego odejścia? Stawiamy tezy, ale nie trzymamy się ich kurczowo. Rozważamy. I sprawdzamy, do jakich wniosków nas to zaprowadzi.
Po pierwsze: Legia traci dobrego trenera.
Niby oczywistość, ale od tego po prostu wypada rozpocząć. Samo zatrudnienie fachowca z tej półki już można było rozpatrywać w kategoriach sukcesu. Początek kariery trenerskiej w Austrii, później już można liga rosyjska, m.in. stołeczne kluby Spartak i Dynamo – Czerczesow pracował w takich miejscach i z takimi piłkarzami, że Legia i jej piłkarze nie mogły robić na nim oszałamiającego wrażenia. Fakt, nie odnosił tam sukcesów, które rzuciłby kogokolwiek na kolana, ale w Rosji to jednak uznana marka. Pewnie, gdyby chwilę się wstrzymał z podpisaniem kontraktu w Warszawie, wylądowałby w kolejnym klubie z tamtejszym elity.
Ujmijmy to tak – zapewne bez problemu można by ściągnąć do Warszawy człowieka, którego nazwisko przeciętnemu Europejczykowi interesującemu się piłką, mówiłoby znacznie więcej (za sprawą kariery piłkarskiej), ale czy kogoś docenianego za dorobek stricte trenerski? No tu pewnie byłyby ciężary. Już na samym wejściu do szatni Czerczesow musiał cieszyć się autorytetem, a to w naszych realiach nieczęste zjawisko. Żadne kompleksy, fakty.
I o ile sam fakt sprowadzenia takiego trenera to zdecydowany plus, o tyle to, że najprawdopodobniej nie uda się go zatrzymać na dłużej – to lekki kuksaniec dla samej Legii i całej ligi. Mimo sukcesu, mimo kolejnego wyzwania, jakim byłby szturm na Ligę Mistrzów – praca w największym polskim klubie wciąż nie jest aż tak kuszącą perspektywą, jak mogłoby się wydawać. Niby żadna niespodzianka, że za krótcy jesteśmy, by zatrzymać kogoś, kim interesuje się poważna piłka, ale można było się przynajmniej łudzić.
Po drugie: Legia traci trenera sprawdzonego w bojach.
Piłka to nie matematyka, czasami dwa plus dwa nie równa się cztery. Przecież nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której ten układ nie zadziałał, zdarza się to przecież nieustannie. Ot, dobry, uznany trener nie znalazł wspólnego języka z piłkarzami. Albo w kluczowym momencie sezonu przyszedł dołek, przez który – nawet mimo zauważalnego progresu – zamiast dwóch trofeów do gabloty trafiłoby jedno lub żadne.
Jednak nic takiego nie miało miejsca, zagrało niemal wszystko, Czerczesow sprawdził się jako zadaniowiec. Bałagan po poprzedniku posprzątany? Posprzątany. Piłkarze ogarnięci? Ogarnięci. Wyniki? Są.
Jasne, można się czepiać stylu, w jakim to wszystko zostało osiągnięte. Nerwówka do samego końca, spora dysproporcja w jakości, jeśli chodzi o mecze u siebie i na wyjeździe. Jeśli ktoś liczył, że Legia będzie po prostu dominować, no to się rozczarował. A trzeba pamiętać, że były podstawy ku takiemu myśleniu, bo okienko transferowe Legia zaliczyła jakkolwiek patrzeć – spektakularne. Piłkarz z Bundesligi, reprezentant Polski i podstawowi piłkarze/gwiazdy ligowych rywali z Gdańska, Krakowa i Poznania. Niełatwo znaleźć u nas trenera, który miałby zagwarantowany taki komfort. A mimo to Legia wiosny nie wygrała, w tabeli tego okresu wyprzedza ją Zagłębie Lubin. Tylko dzięki lepszemu stosunkowi meczów bezpośrednich, ale jednak.
Po trzecie: Legia traci trenera w takim momencie.
Zespół – patrząc pod kątem szans na zaistnienie w Europie – ciągle w fazie budowy, ale nieźle rokujący. To oczywiste, że w teorii lepsza jest kontynuacja tej pracy w kontekście rywalizacji o następne cele, niż wpajanie nowej myśli.
Ale co ważniejsze – jeśli Czerczesow musi już odejść, to chyba lepszego momentu na zmianę nie można było wybrać. Przed nowym trenerem sporo czasu, piłkarze w większości ciągle dopiero resetują się po poprzednim sezonie, inni myślami są przy Euro. Praktycznie wszystko można zrobić po swojemu. Zaplanować okres przygotowawczy według własnego uznania. Być ważnym głosem w całej machinie transferowej. Ciężko będzie cokolwiek zrzucić na poprzednika przy takim komforcie.
Po czwarte: Legia traci trenera-indywidualistę.
Właśnie tak określilibyśmy Czerczesowa. Ciężko powiedzieć, że Rosjanin czuł się częścią jakiegoś większego planu, nie sprawiał takiego wrażenia. Atmosfera wzajemnego szacunku, jeśli chodzi o relacje z pracodawcami – jak najbardziej. Ale postawa: „rozumiem waszą wizję budowania klubu, uważam, że jest właściwa (ewentualnie: „to i to zróbmy inaczej”), a co za tym idzie, chętnie sprawdzę to na własnej skórze” – no chyba nie do końca. Oczywiście ciężko czynić zarzut z tego, że Czerczesow nie chciał zapuścić w Warszawie korzeni i na wiele spraw patrzył inaczej (choćby akademia-przedszkole), bo można się było tego spodziewać. Jednak wszystko, co działo się już po sezonie jest bardzo wymowne, władze miały pełne prawo stracić cierpliwość.
A z drugiej strony – to chyba dobry moment, by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy przypadkiem nie kogoś takiego Legii teraz potrzeba. Gościa, który powie właśnie: „rozumiem waszą wizję budowania klubu, uważam, że jest właściwa (ewentualnie: „to i to zróbmy inaczej”), a co za tym idzie, chętnie sprawdzę to na własnej skórze”. Kogoś, dla kogo Legia oczywiście nie będzie stacją docelową, bo to oznaczałoby zatrudnienia trenera bez dużych ambicji, ale również nie będzie tylko przystankiem, z którego chce się czmychnąć, gdy podjedzie pierwszy autobus.
Po piąte: Legia traci trenera-ekscentryka.
Jeśli nie pasuje wam to sformułowanie, to nie ma problemu, uznajmy po prostu, że Czerczesow jest specyficzny. Co do tego chyba nie ma wątpliwości, prawda? Mimo braku konsekwencji, do dziś można się zastanawiać, czy np. manewr ze składem na mecz z Lechią nie był przegięciem. Trzymanie języka za zębami? Zapomnijcie, wspomnieliśmy już o jednej nie do końca roztropnej wypowiedzi, a można by ich odkurzyć więcej. Gburowaty styl bycia – żaden wielki grzech, ale też nie powód do dumy.
Nie twierdzimy, że Legia potrzebuje nudziarza, który przyjdzie na konferencję po to, by wyklepać formułki, ten sam manewr powtórzy, gdy trzeba będzie zmierzyć się z dziennikarzem twarzą w twarz, a ryzyko będzie minimalizował przy każdej możliwej okazji. Nic z tych rzeczy. Ale odpowiedź na pytanie, czy wyobrażamy sobie trenera innego typu w Legii, jest prosta.
***
Zakończenie tekstu sformułowaniem „czas pokaże” lub czymś w tym stylu stoi dość wysoko na naszej liście – że tak to ujmiemy – dziennikarskich niedoróbek (no bo przecież wiadomo, że pokaże), ale akurat w tym przypadku naprawdę ciężko silić się na budowanie jednoznacznych sądów. Za mocne argumenty mają zarówno ci, którzy uważają, że kontynuacja pracy Czerczesowa byłaby optymalnym rozwiązaniem dla Legii, jak i grupa, która na tytułowe pytanie odpowie: niekoniecznie…
Fot. FotoPyK