Każdy finał, każdy mecz tej rangi, ma zazwyczaj kilka momentów, które wspomina się nie tylko dzień po, gdy w mieście zwycięzcy wciąż trwa wielka feta, ale i wiele lat później. Każdy fan piłki nożnej ma niemal wytatuowane po wewnętrznej stronie powiek takie sytuacje jak gol Solsjkaera, interwencja Dudka po strzale Szewczenki, czy trafienie ledwie 20-letniego Rickena w meczu Borussii Dortmund zdobywającej trofeum. Czy z wczorajszego meczu też coś dla nas zostanie? Które z wczorajszych wydarzeń z pewnością zapadną w pamięci na dłużej?
1. Pepe di Caprio
Bez wątpienia moment meczu, który był komentowany najszerzej. Pepe w ostatnich miesiącach, czy może nawet latach poskromił ciemną stronę swojego charakteru – przestał atakować rywali w bandycki sposób, przestał ich kopać bez piłki, przestał biegać po ich plecach, co przecież wcześniej zdarzało mu się dość często. Niestety, nie pozbył się drugiego ze swoich fatalnych nawyków – nałogowego symulowania. Filipe Luis w przepraszającym geście dotyka jego twarzy? Pepe pada jakby obrońca Atletico miał na rękach jadowitego pająka. Starcie z Carrasco? Znów Portugalczyk udaje, że jakiś zbłądzony łokieć zmasakrował mu twarz.
Pepe is such a dick!
— Gary Lineker (@GaryLineker) 28 maja 2016
Pepe is an enormous dick.
— Gary Lineker (@GaryLineker) 28 maja 2016
Takie rzeczy pamięta się latami. A że Pepe i wcześniej nie był ulubieńcem trybun – w wielu kibicowskich komentarzach to on jest uznawany za jednego z najważniejszych – he, he – aktorów wczorajszego widowiska.
2. Ten finałowy karny…
Pamiętacie jeszcze?
Portugalia gra z Hiszpanią, po bezbramkowym remisie rozpoczyna się seria jedenastek. Cristiano Ronaldo wyznaczył dla siebie rolę tego, który ma o wszystkim przesądzić – podejść do ostatniego rzutu karnego i rozstrzygnąć losy rywalizacji. Wymarzony rezultat dla tego chorobliwie ambitnego zawodnika? 5:3, gdy to on przesądza o wszystkim. Niestety, wcześniej mylą się Moutinho i Bruno Alves. CR7 nawet nie dostał okazji do strzału.
Wczoraj również miał podejść jako piąty, również miał skupić na sobie wszystkie flesze. Tym razem jednak wszystko poszło dokładnie po jego myśli. Podchodził jako piąty, jako piąty wykorzystał okazję, od razu zdjął koszulkę i zaczął celebrować jedenaste zwycięstwo. Nawet jeśli przez 120 minut zawodził, nawet jeśli mógł się zachować lepiej w co najmniej kilku nieźle zapowiadających się akcjach – w kluczowym momencie wziął na siebie presję i… uwagę. Z okładek dziś błyszczy jego klatka, dokładnie tak, jak miała błyszczeć po tamtych przegranych karnych z Hiszpanią. I – na szczęście dla Ronaldo – to właśnie tę radość będzie się pamiętać, a nie wcześniejsze słabsze zagrania.
3. Całus Carrasco
Szaleńczy bieg do narożnika i kopniak w chorągiewkę? Zaprezentowanie imponującej muskulatury? A może klasyka – wpadanie w objęcia kolegów z zespołu i „kanapka” na murawie? Yannick Ferreira-Carrasco postanowił, że swoją bramkę uczci zupełnie inaczej, tym samym lądując wraz z piękną modelką i byłą miss Belgii, a swoją partnerką Noemie Happatt, na czołówkach setek portali sportowych. Plotkarskich zresztą też. Gdyby Atletico zakończyło to spotkanie z trofeum, z pewnością pozostaliby tam znacznie dłużej…
4. Poprzeczka Griezmanna
Jakież ten chłopak musiał przeżyć wczoraj déjà vu… Cofnijmy się bowiem o siedem i pół miesiąca. Real prowadzi z Atletico 1:0, jednak w 22. minucie Sergio Ramos wycina Tiago i Rojiblancos stają przed szansą zamiany karnego na wyrównującą bramkę. Skądś to znamy, prawda?
To zresztą też:
Wtedy Antoine Griezmann uderzył na tyle łatwo, by Keylor Navas mógł odbić piłkę do boku i uchronić Real przed bramką, która ostatecznie i tak nadeszła. Wynik końcowy? 1:1.
No to po tej małej retrospekcji wracamy do dnia wczorajszego. Tym razem fauluje Pepe, a przewracanym przez niego zawodnikiem jest Fernando Torres, jednak wykonawca się nie zmienia. Raz jeszcze Griezmann. Navas chciał być cwany, przezornie rzucił się w identyczny sposób jak w lidze, jednak tym razem jego rywal postanowił być sprytniejszy i uderzyć na siłę w sam środek. Efekt? Identyczny jak w lidze.
I tak – też skończyło się 1:1 po 90 minutach. Również za sprawą bramki rezerwowego w drugiej połowie, z tą różnicą, że w październiku był nim Luciano Vietto, a wczoraj – wspomniany Ferreira-Carrasco.
5. Paraliż Oblaka
Moglibyśmy zrozumieć, gdyby taka niemoc przy karnych dopadła Koke, który nieludzko zmęczony schodził z boiska w dogrywce, mając w nogach niemal piętnaście wybieganych kilometrów. Rozumiemy, dlaczego o centymetry pomylił się Juanfran, który przez cały mecz musiał ganiać skrzydłowych Realu, wspieranych jeszcze przez ochoczo włączającego się do zajeżdżania prawego obrońcy Atleti Marcelo. Ale że przy dwóch karnych kompletnie bez ruchu pozostał Oblak?
W zasadzie przy żadnym ze strzałów nie czuło się, że zrobił wszystko co mógł, by je wybronić. Jasne, karne to loteria i może on akurat kupował w niej losy na strzały w środek. Ale każda z tych „interwencji” biła brakiem przekonania w powodzenie, jakimś psychicznym stłamszeniem, które przecież nie miało prawa się przytrafić bramkarzowi, który karne bronić przecież potrafi – według danych Transfermarktu, w całej swojej karierze na 24 próby, obronił ich 7, a więc nieco poniżej 30%. Wczoraj? Zero.