Jakiś czas temu Cracovia zatrudniła nowego szefa skautingu, Roberta Kasperczyka. Niektórzy z was pewnie go pamiętają, bo to trener, który wprowadził Podbeskidzie do Ekstraklasy. Co prawda epizod w Bielsku był dla niego jedynym udanym, a później zasłynął już z wyroku skazującego za handel meczami, ale nie to jest w tym wszystkim najważniejsze. Kasperczyk stanął przecież na czele szumnie nazwanego działu skautingu. Czyżby więc Cracovia wreszcie zabrała się za uporządkowanie pewnych spraw i zrobiła krok ku lepszej przyszłości?
Chyba nie do końca, co z charakterystyczną sobie dosadnością objaśnił na łamach “PS” Janusz Filipiak. Przytoczmy fragment:
W tej chwili nie trzeba siatki skautów, by wiedzieć niemal wszystko. Nie musimy mieć swojego człowieka w takim, powiedzmy, Stargardzie, by wiedzieć, co się w tym klubie dzieje. Rynek jest bardzo dobrze rozeznany, menedżerów można już liczyć w setkach czy tysiącach. A czasem po prostu wystarczy poklikać w internecie, by odnaleźć interesującego zawodnika. Chcemy natomiast mieć w klubie osoby, które będą w stanie odpowiednio ocenić przydatność takiego piłkarza pod kątem naszej drużyny, stąd obecność pana Kasperczyka.
Co nas w tym wszystkim dziwi? Nie to, że w Cracovii dział skautingu to wielka lipa, bo w podobny sposób działa większość polskich klubów, gdzie całą robotę także odwalają menedżerowie. To oni samodzielnie wynajdują piłkarzy i przedstawiają ich odpowiednim osobom w zarządzie. Dziwi nas jednak, że Filipiak mówi o tym otwartym tekstem i nawet nie próbuje zachować resztek profesjonalnego wizerunku. Siatka skautów? A po co, skoro można sobie poklikać w internecie lub skorzystać z tysięcy menedżerów. To też czytelny sygnał w stronę różnej maści przebierańców – nie mamy swojej bazy, więc w łatwy sposób będzie można nas przekręcić.
Filipiak zapomina o jednej rzeczy – menedżerowie nie pracują dla klubu, ale dla piłkarzy. W większości przypadków – już nie wgłębiając się w patologiczne sytuacje – to dobro zawodników będzie dla nich na pierwszym miejscu. Rynek co prawda jest rozeznany, ale dla Cracovii pozostanie zamknięty, bo menedżerowie będą proponować piłkarzy ze swojej stajni, a nie obiektywnie najlepszych. Innymi słowy, klub dalej nie będzie miał pełnej informacji i dalej będzie zmuszony bazować na materiałach od menedżera, ewentualnie na kilkudniowych testach. Czyli po prostu na szczęściu.
Jak rozumiemy, szef skautingu wkracza do akcji dopiero po zaprezentowaniu piłkarza przez menedżera, opcjonalnie robi research na YouTubie. I na tej podstawie orzeka, czy delikwent nadaje się do drużyny, czy jednak niekoniecznie. Zatrudnienie Kasperczyka nie było więc żadnym krokiem w dobrą stronę, ale inwestycją w dotychczasowy, niezbyt zdrowy model. Filipiak jednak jak zwykle wie lepiej, to wręcz prawdziwy wizjoner. Co prawda większość klubów lepszych od Cracovii ma rozbudowane siatki skautów, ale on ma internet i menedżerów. On patrzy kilka kroków do przodu i jako pierwszy odkrył, że żadne siatki nie będą już potrzebne. Prezes Cracovii potrafił znaleźć tu pole do oszczędności, podczas gdy na Zachodzie wciąż nie ogarniają internetu i jak idioci wyrzucają ogromne pieniądze na skauting.
A jeśli pomysł Filipiaka jednak okaże się klapą i do klubu trafi kompletny szrot, zawsze zostaje mu wyjście awaryjne – będzie mógł zwolnić Kasperczyka.
Fot. FotoPyK