Reklama

Wielki wyczyn Zagłębia – najlepszy sezon beniaminka od 24 lat

redakcja

Autor:redakcja

17 maja 2016, 08:35 • 3 min czytania 0 komentarzy

Był 1991 rok, a Widzew rozpoczynał ligowe zmagania po awansie na najwyższy poziom rozgrywek. W linii defensywy grał 22-letni Tomasz Łapiński, a w pomocy 20-letni Paweł Miąszkiewicz. I to właśnie wtedy, niemal ćwierć wieku temu, beniaminek Ekstraklasy w swoim pierwszym sezonie potrafił wykręcać lepsze wyniki, niż dzisiejsze Zagłębie Lubin. Potem nikomu już się to nie udało.

Wielki wyczyn Zagłębia – najlepszy sezon beniaminka od 24 lat

Od 24 lat nie mieliśmy w lidze tak efektywnie grającego beniaminka. Z bilansem siedemnastu zwycięstw, dziewięciu remisów i jedenastu porażek „Miedziowi” okazali się lepsi zarówno od Odry Wodzisław z sezonu 96/97, jak i Piasta Gliwice z sezonu 12/13. Skuteczniejszy był dopiero Widzew, ale i tu różnica nie była jakaś kolosalna. Łodzianie nie wygrali większej liczby meczów, ale ich przewaga opierała się na tym, że ówczesny sezon miał o trzy kolejki mniej.

Skalę sukcesu Zagłębia uzmysławia fakt, że żaden z piłkarzy tego klubu nie ma prawa pamiętać tamtego Widzewa. Najstarszy z Polaków w drużynie, Łukasz Piątek miał wtedy sześć lat. Z kolei lider zespołu, Filip Starzyński dopiero się urodził, natomiast Krzysztof Piątek czy Jarosław Kubicki przyszli na świat cztery lata później. Dla piłkarzy z Lubina sytuacja, w której sami się znaleźli, jest zupełnie niespotykana. Dla nich tak dobrze grający beniaminek to coś zupełnie nowego. Pierwsze tego typu doświadczenie w życiu.

Wiadomo, Zagłębie tylko przez rok grało na niższym szczeblu, ale to w niczym nie umniejsza tego sukcesu. Gdy przypomnimy sobie tę zbieraninę bez tożsamości, która dwa lata temu z hukiem spadła z ligi, to sami nie możemy uwierzyć w ogrom całej metamorfozy. Rozsądna polityka transferowa (głównie transfery z klubu) i praca wykonana na poziomie I ligi przyniosła nadspodziewanie dobre efekty. Efekty, które dziś mogą być inspiracją chociażby dla zdegradowanego niedawno Podbeskidzia. Zamiast co roku rozpaczliwie bić się o utrzymanie, czasem warto na spokojnie przegrupować szeregi i zbudować trzon zespołu, który w kolejnych rozgrywkach powalczy o czołowe lokaty. Wobec najnowszej historii Zagłębia degradacja z ligi nie smakuje już tak gorzko.

Wracając do ekipy Piotra Stokowca, dla nich sezon na zapleczu miał jeszcze inny wymiar – oni rozsmakowali się w wygrywaniu. Dość napisać, że przez ostatnie dwa lata Zagłębie aż czterdzieści razy zwyciężyło w lidze. W głowach zawodników musiały wytworzyć się nawyki gry o trzy punkty w każdym spotkaniu. I nieważne, czy rywalem była zmierzająca po mistrzostwo Legia, czy walczący do ostatnich chwil o tytuł i żegnający się z własną publicznością Piast. „Miedzowi” chcieli wygrywać zawsze i bardzo często osiągali swój cel.

Reklama

Jeżeli którakolwiek drużyna ma prawo żałować, że sezon już się skończył, jest to właśnie Zagłębie. Zakończenie ligi w wykonaniu podopiecznych Piotra Stokowca, czyli pięć zwycięstw z rzędu, to wynik imponujący. Gdyby runda finałowa rozgrywana była w systemie mecz-rewanż, naporu lubinian mógłby nie wytrzymać chociażby Piast, który skończył sezon z zaledwie dwoma punktami przewagi. A i grająca w kratkę Legia nie mogłaby być pewna swego. W Lubinie jednak z pewnością nie narzekają. Mają europejskiej puchary i najlepszy debiutancki sezon do niemal ćwierćwiecza. Innymi słowy, i tak dokonali rzeczy wielkiej.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...