Nie ma nic szczególnie dziwnego w tym, że Legia przegrała w Gdańsku z Lechią. Patrząc na pewne trendy w ekstraklasie – Lechia punktująca wspaniale u siebie i Legia punktująca żałośnie na wyjeździe – to wynik wręcz logiczny.
Ale nie jest logiczne to, co do tego wyniku doprowadziło.
Gdyby finisz ligi był meczem tenisowym, należałoby napisać, że Legia ma dwa meczbole. Ale co wtedy robi Stanisław Czerczesow? Mówi: – A, pierdolnę sobie dwa razy w siatkę, będzie podwójny błąd serwisowy i większe emocje na koniec.
Czerczesow – mówiąc krótko – bardzo Lechii pomógł i postawił swój własny zespół pod ścianą. Oczywiście, wciąż to Legia jest głównym faworytem do mistrzostwa kraju, ale jeśli rolą szkoleniowca jest minimalizowanie ryzyka i elementu przypadku w futbolu, to on właśnie postanowił zadziałać w drugą stronę: zamiast minimalizować, zmaksymalizować. Zamiast walczyć o mistrzostwo w dwóch spotkaniach, postanowił powalczyć w jednym. Wystawił Lechii dupsko i poprosił: róbcie, co chcecie.
W niedzielę może dojść do największej sensacji w historii naszej ligi. W dużej mierze jej sprawcą będzie właśnie Czerczesow. Gdyby tak się miało stać… Oj, jaki on się nagle zrobi sympatyczny, jaki potulny, jaki wyrozumiały wobec dziennikarzy. Dzisiaj wygadywał jakieś kompletne idiotyzmy. Wspomniał o żółtych kartkach zawodników, których nie wystawił. Panie, czy panu się piłkarskie kalendarze nie popieprzyły? Ewentualne kartki dla pańskich piłkarzy nie eliminują ich z finału Ligi Mistrzów. Pan o tym, wie prawda? To Atletico zagra w Mediolanie, nie? Pan wie, że to dzisiaj graliście najważniejszy mecz i zwycięstwo dawało wam tytuł mistrza Polski? Wystawiając taki, a nie inny skład i wygadując takie, a nie inne głupoty skompromitował się pan totalnie.
Jak Czerczesow przegra tę ligę to wiemy, co będzie najbardziej rozchwytywanym towarem w Polsce: maść na zajady, których wszyscy dostają ze śmiechu.
Fot. FotoPyK