Reklama

Krasić urwał się z Copacabany. Lechia pokazała dwa oblicza

redakcja

Autor:redakcja

07 maja 2016, 22:20 • 3 min czytania 0 komentarzy

Przed meczem roiło się od spekulacji jakoby Ruch miałby oddać Lechii punkty, które parę tygodni temu okazały mu się niezbędne do tego, by wskoczyć do grupy mistrzowskiej. Straszyli o wycofaniu zakładu z oferty bukmacherzy, trzy oczka przed spotkaniem dopisywali Lechistom kibice. I rzeczywiście – gospodarze dziś zgarnęli komplet, ale musielibyśmy być niezwykle naiwni by uwierzyć, że to 90 minut było tylko dobrze utkaną mistyfikacją. Lechia zagrała dziś niezwykle chimerycznie i gdyby chorzowianie byli w drugiej połowie nieco bardziej skuteczni, to sprawa walki o puchary mogłaby się w Gdańsku mocno skomplikować.

Krasić urwał się z Copacabany. Lechia pokazała dwa oblicza

Generalnie to toczka w toczkę powtórzył się scenariusz z dnia poprzedniego. Najpierw, późnym popołudniem, mecz który sprawiał, że najchętniej – tak jak na tym popularnym memie – odpalone na pełnej szybkości mieszadła miksera, brutalnie wetknęlibyśmy sobie w oczy. W końcu, po 90 minutach męki, wielka ulga – szansa by obejrzeć spotkanie stojące na co najmniej przyzwoitym poziomie. A do tego w obu wieczornych meczach kontuzja sędziego, który musiał opuścić murawę w trakcie spotkania. Niech żałują ci, którzy dziś zamiast udać się na stadion Lechii, postawili na inne formy rozrywki. Była tego wieczoru bowiem okazja do tego, by obejrzeć każdy element piłkarskiego rzemiosła, który sprawia, że ręce same składają się do oklasków, czyli gole, piękne asysty, kombinacyjne akcje i nieszablonowe zagrania.

Absolutnym prowodyrem atrakcyjnej gry był tego wieczoru Milos Krasić. Odkąd stery w Gdańsku objął Piotr Nowak, Serb prezentuje się naprawdę fajnie, ale dziś odpalił wrotki na całego. Zupełnie tak jakby wychodząc z tunelu, widząc od środka ten piękny, ogromny stadion, nagle pacnął się w czoło i pomyślał: „Hej, przecież ja grałem na takich obiektach w Juventusie i nie takich kozaków jak Konczkowski kręciłem!”. Dryblingi w stylu kamikadze, czyli wpadanie rozpędzonym między dwóch, trzech rywali, żywcem z brazylijskiej plaży wyjęte odegrania piętką czy w końcu asysty, których nie powstydziłby się jakikolwiek piłkarz pod żadną szerokością geograficzną. Krasić był dziś zdecydowanie najlepszy na placu i aż szkoda, że ten sezon dobiega końca, bo jeszcze kilka kolejek i Milos naprawdę przypomniałby sobie jak we Włoszech woził o kilka klas lepszych rywali.

Oczywiście żeby nie było tak pięknie, to Serb miał w zasadzie kluczowy udział przy bramce zdobytej przez Ruch. Na fali entuzjazmu, pomocnik Lechistów chciał w trakcie wyprowadzania kontrataku, jakieś 25 metrów od własnej bramki, założyć jeszcze siatkę rywalowi, ale ten nie dał się nabrać – przejął piłkę, uruchomił kolegę, który dograł do Podgórskiego, a ten, z pomocą bramkarza, wbił ją do siatki.

W pierwszej połowie Lechia przejechała się po rywalach gładko. Sprawne 2:0, pełna kontrola i poza główką Stępińskiego żadnego zagrożenia pod własną bramką. To wyraźnie ją uśpiło i po zmianie stron wyszła na boisko śnięta jak wigilijny karp, który jest już na skraju wyczerpania po krwiożerczej walce w wannie. Tak się jednak składa, że Ruch ma w swoich szeregach i gości, którzy gdyby nie piłka to prawdopodobnie reklamowaliby baterie Duracell (Moneta) i takich, co jednym podaniem potrafią otworzyć drogę do bramki (Lipski), i facetów, którzy starcia bark w bark traktują jako sól tego sportu (Stępiński). Parę razy smrodu pod bramką gospodarzy udało się narobić, ale piłka albo zatrzymywała się na poprzeczce, albo swoimi długimi łapskami przechwytywał ją w ostatniej chwili Milinković-Savić.

Reklama

Ostatecznie skończyło się na skromnym 2:1 i choć Lechię na pewno satysfakcjonuje wynik, to Piotr Nowak powinien ten mecz przeanalizować pod kątem nie piłkarskim, a mentalnym. Takie stany rozluźnienia i dekoncentracji jak po przerwie nie powinny zdarzać się drużynie aspirującej do gry w europejskich pucharach. A już na pewno nie w starciach z ekipą, który nie walczy zupełnie o nic.

l0d42KL

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...