Reklama

Bez spiny, są drugie terminy… Śląsk poprawia najważniejszą klasówkę

redakcja

Autor:redakcja

07 maja 2016, 10:51 • 4 min czytania 0 komentarzy

W Ekstraklasie jest trochę tak, jak w liceum czy na jakichś niezbyt wymagających studiach. Niby wiesz, co masz robić, żeby cię z nich nie wykopali, jesteś świadomy, że wszystkie kolokwia i testy zaliczyć ostatecznie musisz, ale odwlekasz to, jak tylko możesz. Kilka lepszych meczów, parę kompletów punktów i nagle w dzień, kiedy można by to wszystko spiąć pięknie klamrą – totalna olewka. No bo są przecież drugie terminy, wszystko można poprawić. Niestety – do czasu. I ten czas, zarówno dla Śląska, jak i Termaliki, właśnie nadszedł. Tu już nie ma miejsca na ociąganie się z zaliczeniem sprawdzianu. Trzeba siąść w ławce i wszelkimi możliwymi sposobami wyciągnąć na dostateczny. Na tym etapie sezonu każdy mecz jest już bowiem o sześć punktów.

Bez spiny, są drugie terminy… Śląsk poprawia najważniejszą klasówkę

Po okresie, gdy klub trenowali ludzie z przypadku, a w pewnym momencie nawet tacy, którzy o swoim fachu mieli pojęcie takie, jak Guerrier o obsłudze Instagrama, Śląsk złapał trochę tlenu. Co by nie mówić – wrocławian ogląda się dość przyjemnie, widać w tym wszystkim rękę Mariusza Rumaka. Jest jakiś pomysł, odgórna koncepcja, a to szybko przynosi efekty. No ale niestety, drużyna po serii naprawdę niezłych meczów, gdzie punktowała regularnie, zesrała się przed decydującym testem, który mógł jej zapewnić promocję do następnej klasy. Porażka w Zabrzu sprawiła, że dziś zwycięstwo przeciwko Termalice wydaje się wręcz obowiązkiem.

Rumak odmienił swoich nowych podopiecznych na wielu płaszczyznach. No bo choćby taki Ryota Morioka. Kiedy przyleciał do naszego kraju z Azji, nie chcieliśmy co prawda przesadnie pompować balonika, ale skoro sami japońscy dziennikarze dziwili się, że tak piekielnie uzdolniony gość idzie do tak paździerzowatego klubu, to zaczęliśmy wiązać z nim spore nadzieje. Te karkołomne teorie dość szybko znalazły jednak swoją weryfikację – rozgrywający początkowo wyglądał trochę jak uczeń podstawówki rzucony pośród kilka lat starszych dryblasów. Odbijał się dosłownie od każdego, co rusz lądował na glebie, a nawet gdy miał do wykonania stały fragment gry i nikt go nie atakował, to robił to tak, że Tsubasa przewracał się w grobie. Apatyczny, niewyraźny, momentami jakby przygnieciony świadomością, że piłka nożna to sport kontaktowy. Minęło jednak kilka tygodni i Morioka może jeszcze ligi nie zawojował, ale w końcu pokazuje, że dziesiątka na plecach go nie parzy i jeśli ktokolwiek w Śląsku ma zmysł do finezyjnej gry, to właśnie on.

Kolejny przykład? Bence Mervo. U trenera Szukiełowicza w roli kibica, któremu miejsce na trybunach znaleziono szybciej, niż mieszkanie w okolicy boiska treningowego. Pod wodzą Rumaka zaś napastnik pełną gębą, który już nie tylko fryzurę ma piłkarską.  Ostatnie pięć meczów to cztery gole i każdy z nich walnie przyczyniający się do zwycięstwa drużyny. Z zimowych wzmocnień chcielibyśmy jeszcze wspomnieć o Robercie Pichu, ale  w tej kwestii jasno się wręcz określić nie da. We Wrocławiu nie wykręca jakichś niesamowitych liczb – ba! – nie wykręca ich prawie wcale, a mimo to załapał się na zgrupowanie kadry. Trudno jednak tego nie docenić.

Przed Rumakiem jeszcze dwa wyzwania i oba mają ze sobą ścisły związek. Po pierwsze – utrzymać Śląsk. Na pierwszy rzut oka niespecjalnie skomplikowana misja. Wrocławianie po raz ostatni – nie licząc ostatniej wtopy w Zabrzu – schodzili z boiska pokonani 8 marca. Dziś zagrają z Termaliką, która w tym sezonie miała momenty, ale traci powoli paliwo, a ostatnia porażka z Łęczną pozwala wręcz stwierdzić, że teraz ciągnie już na oparach. W zasadzie gdyby dziś udało się gospodarzom zgarnąć trzy punkty, to powoli można by chyba mrozić szampany i liczyć, że kończące sezon starcie z “Dumą Lubelszczyzny” nie będzie meczem o wszystko.

Reklama

No i w końcu wyzwanie numer dwa – ogarnąć tych panów między słupkami. Mariusz Pawełek jest jaki jest, tego nikomu nie trzeba nawet tłumaczyć, że ten facet raz na jakiś czas lubi się po prostu skompromitować. W końcu jednak miarka się przebrała i jego miejsce zajął młody Mateusz Abramowicz. Ktoś niegłupi jednak kiedyś powiedział, że z kim przestajesz, takim się stajesz. Ojj… szybko 23-latek zaczął się wzorować na starszym koledze, ale niestety – zamiast szukać jakichś pozytywów, zaczął seryjnie popełniać babole. Wiadomo jak ważny dla całej drużyny jest pewny bramkarz między słupkami, więc jeśli Śląsk chce zakończyć te rozgrywki nad strefą spadkową, to powinien czym prędzej chlusnąć Mateusza kubłem zimnej wody.

Jakkolwiek staralibyśmy się mimo wszystko by dla kibiców Termaliki znaleźć jakieś pozytywy, tak jest naprawdę ciężko. Od kilku miesięcy trwa ich piękny sen, ale jeśli dziś “Słonie” nie zapunktują to sytuacja stanie się krytyczna. Do końca pozostaną dwie kolejki, a i terminarz niezbyt przyjemny. Dziś muszą postawić wszystko na jedną kartę.

plizga

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...