Już widać metę rozgrywek Ekstraklasy, więc nieubłaganie zbliża się czas rozliczeń. Jak zawsze – będą wizyty w zakładach pracy premie, będzie przybijanie piątek i gratulowanie sobie dobrze wykonanej roboty, ale rzecz jasna nie braknie też miejsc, w których będą padać cierpkie słowa i wzajemne oskarżenia. Białystok zaliczymy raczej do drugiej grupy, władze Jagiellonii przekonały się na własnej skórze, jak ciężko zarządza się sukcesem. Rewelacja ligi w poprzednim sezonie ten skończy w grupie spadkowej. Główne wytłumaczenie jest dość proste – personalnie drużyna bardzo się zmieniła, większość z jej dawnych liderów gra już gdzieś indziej.
Szkopuł jednak w tym, że Jagiellonia przed sezonem, a także w jego trakcie, wykonała na rynku transferowym ruchy, które na papierze naprawdę wyglądają rozsądnie. A dopiero boisko wiele z nich zweryfikowało negatywnie. O ile niespecjalnie są powody, by czepiać się np. Vassiljeva oraz Góralskiego, o tyle kilka nazwisk po prostu zawiodło. Nas najbardziej rozczarował Fiodor Cernych.
Pamiętacie wejście Litwina do ligi? Szybko można było stwierdzić, że Łęczna jest dla niego za mała. Nazywaliśmy go później najbardziej chimerycznym piłkarzem ligi, bo rzadko występowały u niego stany pośrednie – albo grał bardzo dobrze, albo słabo, a nawet beznadziejnie. Wystarczy powiedzieć, że w całym sezonie tylko dwa razy dostał od nas wyjściową notę „5”. Gdy jasnym stało się, że za moment z Lubelszczyzny wyfrunie, mówiło się nawet, że zainteresowały się nim kluby z poważnych lig. Ostatecznie 11 goli i 4 asysty – jak drużynę, w której grał, wynik więcej niż przyzwoity – okazało się przepustką do mającej zdecydowanie większe aspiracje Jagiellonii. Cena? Mówi się o kwocie w granicach 800 tysięcy złotych.
Ale i tak wszystko wskazywało na to, że Jagiellonia zrobiła dobry biznes. Do Turcji odeszli przecież Dzalamidze i Tuszyński, a Litwin to boiskowa alternatywa zarówno dla jednego, jak i drugiego. W lepszym towarzystwie 24-latek miał tylko rozwinąć skrzydła. No i dupa. Dziś przeplata jedynie słabe występy z przyzwoitymi, ale proporcje nie są korzystne. Gra regularnie, ale ciężko nie odnieść wrażenia, że dzieje się tak, ponieważ Michał Probierz nie narzeka na nadmiar alternatyw, które byłyby gwarancją postępu. Nie tylko nie zrobił kroku we właściwym kierunku, ale wręcz znacząco się cofnął.
32 mecze, 4 bramki. Nawet piłkarze, którzy zawitali do Górnika Łęczna po jego odejściu – Śpiączka, Świerczok, Piesio – strzelali w tym sezonie więcej.
Michał Probierz ten zjazd tłumaczył w wywiadzie na Weszło (TUTAJ) w prosty sposób: – Fiodor? Też mu powiedziałem, że musi zrobić większy postęp. Zadowolił się tym, że nie gra, a nie, że może kiedyś trafić do topowego klubu.
Kompletnie nie rozumiemy takiego podejścia, nie świadczy ono najlepiej o Cernychu, ale koniec końców to chyba nie najgorsza informacja dla kibiców „Jagi” – potencjał jest, trzeba się tylko obudzić.
Fot. FotoPyK