0:0 w meczu na wyjeździe i szybko strzelony gol na Stamford Bridge – dla Chelsea były to idealne okoliczności, by umiejętnie pocierpieć zabawić się w profesjonalną murarkę. Jedni mówili – antyfutbol, na który nie da się patrzeć. Drudzy – jedyna droga do pokonania Barcelony. Goście z Katalonii walili głową w ten mur, ale nijak nie mogli go skruszyć.
Aż stało się to w najlepszym możliwym momencie. Na sto sekund przed ostatnim gwizdkiem.
Jakie to było kozackie meczycho! Po jednej stronie iworyjski czołg, Lampard będący u szczytu formy i Essien, wówczas wykonujący czarną robotę najlepiej na świecie, zresztą nie tylko czarną – do jego bramki z tego meczu można wracać i wracać. Po drugiej potwór Guardioli – jeszcze z Eto’o, Toure i Messim na skrzydle, ale już mający swój unikalny styl. Czyli tłamszenie rywala tysiącem podań.
Z końcówki tego meczu zapamiętaliśmy dwa momenty:
– właśnie tę bramkę Iniesty na sto sekund przed końcowym gwizdkiem, po której piłkarze Barcelony oszaleli, a na którą – dodajmy – niewiele wskazywało,
– reakcję Ballacka, który po ręce Eto’o skakał wokół sędziego jak jakiś szympans.
Kontrowersji w tym spotkaniu była cała masa. Była ręka Pique w polu karnym czy jednak zagrał przypadkowo? Tknął Abidal w ogóle Anelkę, za co wyleciał z boiska, czy jednak nie było kontaktu? Malouda faulowany w polu karnym czy przed? Keita w ostatnich sekundach meczu blokuje piłkę ręką czy Ballack chce jednak zjeść arbitra kompletnie niesłusznie?
Tom Ovrebo stał się po tym wieczorze wrogiem publicznym numer jeden na Wyspach. Zresztą, po meczu obóz Chelsea nieszczególnie gryzł się w język.
Jose Bosingwa: – Sędzia? Był przekupiony.
Guus Hiddink: – To jeden z najgorszych sędziów, jakich wydziałem w życiu.
Didier Drogba (w tunelu, bezpośrednio do arbitra): – To pierdolona żenada! Coś takiego nie może się zdarzyć, nie masz za grosz szacunku! Nie możesz nam robić takich rzeczy!
Angielska prasa po meczu tylko podgrzewała atmosferę, powstawały nawet absurdalne teorie spiskowe. Na przykład taka, że UEFA podała przed meczem testowy protokół z meczu, na którym zgadzało się prawie wszystko – wynik, zdobywcy żółtych kartek i fakt, że Barca wyrówna akurat w doliczonym czasie gry. Teorię miała potwierdzać rzekoma motywacja federacji, która miałaby chcieć uniknąć powtórzenia finału sprzed roku. Czyli że mecz był ustawiony, a bramka Iniesty na sto sekund przed końcem elementem sprytnie uknutego planu.
Ile w tym prawdy – pewnie tyle co nic. 6 maja 2009. Trochę już włosów z głowy Iniesty ubyło. Trochę już czasu zleciało.