Finał Pucharu Polski. Dla Aleksandara Prijovicia mecz szczególny. W końcu kiedy zdobywasz jedyną bramkę w finale krajowego pucharu, masz prawo schodzić z boiska z podniesionym czołem. Ale „Prijo” zamiast delektować się owacją, opuszczał murawę z grymasem bólu na twarzy. Niepozorne starcie z Tettehem okazało się tragiczne w skutkach – złamanie ręki, a to oznacza, że Prijović wypada do końca sezonu.
Czyli nie pomoże drużynie w trzech kluczowych meczach w tych rozgrywkach. Jeśli Legia się nie potknie – będzie mistrzem. Jeśli jednak powinie jej się noga… Różnie może być.
W przekroju całego sezonu Prijović może nie rzucił na kolana liczbami. 8 bramek, 5 asyst, 2 kluczowe podania – biorąc pod uwagę fakt, że przyjmując podania od Guilherme i samemu asystując Nikoliciowi masz nieco ułatwione zadanie przy nabijaniu statystyk, jest to wynik co najwyżej niezły. Prijović bez większych problemów wygrywa wiosną rywalizację o pozycję numer „10”, ale nie zapominajmy, że w dużej mierze przyczyniła się do tego kiepścizna w wykonaniu Hamalainena i bezbarwne występy rozczarowującego w tym sezonie Dudy. Szwajcar dobrze rozumiał się z Nikoliciem, strzelał ważne bramki, ale też marnował sytuacje, które prawdopodobnie wykorzystaliby nawet napastnicy z sekcji rocznika 2003. Na plus, że zmarnowane okazje w ogóle nie robiły na nim wrażenia i dalej grał swoje, ale to tak, jakby chwalić kumpla za to, że w ciągu godziny podbija do piątej laski z rzędu, mimo że cztery wcześniejsze od razu go odpuliły.
No nie do końca o to chodzi.
Ale ten Prijović, nawet mimo że marnuje akcję za akcją, to na finiszu rozgrywek kluczowa postać w barwach Legii. Klęska jednego oznacza zwykle jednak sukces drugiego. I tak teraz w Warszawie zacierają ręce:
1. Ondrej Duda
Bo wreszcie będzie mógł wrócić na pozycję, na której czuje się najlepiej. Utalentowanego piłkarza dopiero co w swoich szeregach widział Inter Mediolan, ale w obecnej formie jego usługami zainteresowany byłby co najwyżej Inter, ale ten z Baku. Świetny mecz raz na dwa miesiące i spacery z urażoną miną przez pozostałe spotkania – póki co jego bilans wygląda kiepsko. Być może jako dziesiątka, a nie piłkarz upchany gdzieś na boku czy daleko za plecami napastników wskoczy na finiszu na wyższe obroty. Choć raczej trudno się tego spodziewać – Słowak grając na skrzydle ma na tyle dużo swobody, że i tak może poruszać się w strefach blisko środka boiska. Poruszać to w tym wypadku słowo użyte bardzo nieprzypadkowo.
2. Guilherme
Czerczesow – trochę dlatego, że nie było Jodłowca – przesunął Guilherme bliżej Borysiuka i na dłuższą metę mogło robić się dla niego nieco za ciasno z przodu. Teraz Rosjanin po wypadnięciu Prijovicia nie będzie miał dylematu: pozostawić stare ustawienie i odesłać Gui na ławkę, czy jednak wyrzucić ze składu Dudę bądź Kucharczyka i wstawić tam Brazylijczyka. W rundzie finałowej rozegrał cztery mecze:
Zagłębie Lubin – jako ósemka
Cracovia – ósemka
Ruch Chorzów – ósemka
Lech Poznań – ławka
Guilherme wróci najpewniej na pozycję, do której już przywykł i na której wykręcał w tym sezonie dobre liczby. Oczywiście to piłkarz, który poradzi sobie wszędzie – swego czasu grywał przecież także na lewej obronie. Ale nie ulega wątpliwości, że skrzydła rozwija dopiero wtedy, kiedy może grać blisko bramki i posyłać prostopadłe piłki w kierunku Nikolicia. Albo Prijovicia.
3. Kasper Hamalainen
Ciężko spodziewać się, żeby Czerczesow w kluczowej fazie sezonu opierał swoją grę na gościu, który w Legii na ten moment pełni głównie rolę wkurwiacza kibiców Lecha (nie mówimy, że to mała rola!). Przed Legią trzy mecze, które musi wygrać, a Fin:
– jeszcze ani razu nie wyszedł w meczu ligowym w podstawowym składzie,
– kiedy wchodził z ławki tylko raz oceniliśmy go na notę wyższą niż wyjściowa (szóstka za mecz z Cracovią, w którym wchodził na leżącego na deskach przeciwnika, więc – umówmy się – sprawę miał ułatwioną),
– jego bilans w protokołach wygląda marnie: ani razu nie asystował, nie zanotował ani jednego kluczowego podania, strzelił jedną bramkę.
Jego sytuacja wygląda kiepsko, ale przecież ubywa mu główny konkurent do miejsca w składzie. Jeśli Czerczesow będzie wysyłał Fina na rozgrzewkę, to jako gościa, który może zmienić losy meczu, a nie tego, którego trzeba ogrywać w końcówkach. Dla niego to może być w sumie spora zmiana.
***
I jest w tym wszystkim tylko jeden szkopuł. W ostatnich sześciu meczach Legia trzy razy wygrywała, trzy razy pierwszego (dwa razy jedynego) gola strzelał Prijović. W pozostałych trzech, gdy napastnik się zacinał – nikt inny bramki zdobyć nie potrafił.
Innymi słowy – pomijając trafienia faceta z kucykiem, legioniści w ostatnich sześciu meczach strzelili trzy gole, wszystkie w meczu z Cracovią. To nie jest zdanie, które brzmi dobrze, gdy obok zamieścimy inne – faceta z kucykiem już w tym sezonie nie zobaczymy.
Fot. FotoPyk