Reklama

Znoś mnie, gdy jestem najgorszy – zasłużysz na najlepszego

redakcja

Autor:redakcja

25 kwietnia 2016, 14:18 • 5 min czytania 0 komentarzy

Kojarzycie na pewno tego typu dziewczyny czy raczej kobiety. Jest ich sporo, szczególnie w większych miastach, ale zdarzają się i na prowincjach, niestety, mamy wrażenie, że z każdym wyjściem w miasto dostrzegamy ich coraz więcej. Scharakteryzowano je kiedyś w Internecie na tyle dokładnie i dobitnie, że nie zamierzamy ingerować w ten fantastyczny opis, zacytujemy niemal w całości.

Znoś mnie, gdy jestem najgorszy – zasłużysz na najlepszego

Nieobliczalne, takie są najlepsze, takie „pozytywnie pierdolnięte”, szalone. PMS, darcie ryja, żre bo płacze, płacze bo gruba, winko z koleżankami, na DVD komedia romantyczna, z gramofonu Myslovitz, a na dojebkę ekologiczne ciasteczka owsiane i organiczna kawa z mlekiem sojowym. Skok w bok z Enrique, bo hormony kazały, gorący temperament. Ale jak mnie nie zniesiesz, gdy jestem najgorsza, to nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepsza.

Znacie? Na bank znacie. A już na pewno kojarzycie ostatnie zdanie przypisywane Marylin Monroe.

Dlaczego przywołujemy to „nie zasługujesz, gdy jestem najlepsza” akurat teraz? Ano dlatego, że w weekendowym starciu Górnika Łęczna z Koroną Kielce w składzie tych pierwszych zabrakło Jakuba Świerczoka. Ba, snajper z Lubelszczyzny, najlepszy strzelec tego zespołu, nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych. Choć przyczyn do końca nie znamy, w materiale Canal+ w programie Liga+ padają znamienne słowa: „miarka buty i arogancji, którą częstował wszystkich na co dzień się przebrała”. Co prawda to tylko dziennikarz, ale i drugi trener, Andrzej Rybarski, między słowami zaakcentował – chodzi nie tylko o przygotowanie fizyczne, ale i psychiczne, wolicjonalne.

Z czym nam się bowiem kojarzy Jakub Świerczok? Jeśli chcielibyśmy spojrzeć na wszystko życzliwym okiem – z kapitalnym meczem przeciw Koronie, gdy ruletą na linii pola karnego ośmieszył Bartłomieja Pawłowskiego, a potem podcinką z rzutu karnego doświadczonego bramkarza, Zbigniewa Małkowskiego. Z luzem, którym potrafi zawstydzić wyjadaczy, z pewnością siebie i swoich umiejętności.

Reklama

No właśnie. Tu jednak pojawia się najpoważniejszy problem ze Świerczokiem, który chyba może tłumaczyć ten specyficzny przebieg kariery. Kaiserslautern w bardzo młodym wieku. Świetne występy w I lidze, ale jednocześnie brak jakiejkolwiek weryfikacji w Ekstraklasie, przez którą przemknął jak kometa. Potem nierówny okres w Zawiszy i jeszcze bardziej nierówna gra w Łęcznej. Dlaczego nigdzie nie zaczepił na dłużej? Dlaczego nigdzie nie ustabilizował formy? Dlaczego zawsze „czegoś brakowało”, choć „piłkarsko wyglądał solidnie”? Czy problemem jest ta pewność siebie, leżąca niebezpiecznie blisko arogancji?

Po Kaiserslautern zwierzał się „Przeglądowi Sportowemu”, co skomentowaliśmy tak:

Przeczytaliśmy ten wywiad i okazało się, że Świerczok:

– przestał grać w Kaisterslautern, ponieważ się nie uśmiechał
– nie grał, mimo że był lepszy od innych napastników
– gdyby został dłużej w rezerwach Kaiserslautern, to zostałby królem strzelców
– Ale w rezerwach też nie zawsze grał, mimo że był lepszy od innych
– w polskiej ekstraklasie to czuje się teraz jak w juniorach, taka łatwizna
– nie rozumie ludzi, których stresuje 50 tysięcy ludzi na trybunach
– chodził do dwóch psychologów, ale szybko przestał, bo mówili mu to, co on już i tak wiedział

Cały wywód podsumował tym, że życie nauczyło go pokory. Kontrowersyjne.

Z pokorą to było tak, że w Zawiszy wypalił: „po kilku miesiącach w Niemczech, w Ekstraklasie czułem się jak w juniorach„.

Reklama

Jeśli prześledzimy jego mecze w Górniku, szczególnie po tym, jak załadował trójkę Koronie, zauważymy, że Świerczok na murawie występował w pojedynkę. Zasadniczo mógłby nawet nosić inną koszulkę, żeby zaznaczyć, że on jest na nieco innym poziomie, niż reszta tych „juniorów” z Ekstraklasy. Kontra trzy na jeden, Świerczok prowadzi piłkę środkiem? Najlepszym wyjściem będzie pierdolnąć po widłach, w końcu rozklepywanie w tercecie jest dobre dla lamusów z Barcelony, a nie człowieka, który nieomal zawojował Bundesligę. Podanie do lepiej ustawionego partnera czy strzał z zerowego kąta? No kurczę, po co w ogóle stawiać takie pytania, łamaga na pewno by zepsuła podanie od Lorda Jakuba, więc bezpieczniej jest spróbować strzału, choćby i wyglądającego na desperacki.

I w sumie w porządku, piłka nożna potrzebuje chciwych napastników, ale jest jeden warunek. Gdy masz patelnię – musisz ją wykorzystać. Strzelcowi dwóch bramek wszyscy wybaczą trzy zmarnowane setki i dwie sytuacje, gdy zamiast podania wybrał strzał. Ale człowiekowi, który przez 88 minut w meczu gra pod siebie, a pozostałe dwie marnuje okazje wypracowane przez kolegów można zaoferować co najwyżej klapsa po karku, a nie ukłony.

Na murawie w Łęcznej zaczęło robić się ciasnawo, gdy jednocześnie wychodził na nią Świerczok, monstrualne ego Świerczoka i jeszcze większa wiara we własne siły, dźwigana przez tego piłkarza na plecach. Okej, czasami wychodziły z tego majstersztyki, rajdy, gdzie mijał trzech gości, albo świetne uderzenia. Częściej jednak – frustracja kolegów i rzucanie bidonem przez trenera Szatałowa. Z drugiej strony – zacytujmy rozmowę Tomka Ćwiąkały z Arkadiuszem Onyszką.

Widzisz takich naturalnych liderów wśród polskich piłkarzy?

Robert Lewandowski bardzo się zmienił, od kiedy dostał opaskę w reprezentacji, ale dam ciekawszy przykład. Kuba Świerczok. Chłopak, który nie ma polskiej mentalności. Młody, a tak sobie ustawił całą szatnię, że wszyscy robią to, co on chce. Jedyny, który wychodzi poza ramy i – jeżeli będzie podchodził profesjonalnie do piłki – może jeszcze zrobić karierę za granicę.

Co takiego w nim widzisz?

On ma po prostu wyjebane. Niczym się nie przejmuje. Przychodzi na trening i uważa, że jest najlepszy. Że drużyna bez niego sobie nie poradzi.

No faktycznie, nie poradziła sobie, ale ze Świerczokiem dużo lepiej nie było.

Sam zawodnik zapewne zripostowałby wszelką krytykę – jeśli nie możecie mnie znieść, gdy jestem najgorszy, to nie zasługujecie na mnie, gdy jestem najlepszy. Problem polega na tym, że na razie „najlepszy” to on jest raz na osiem meczów. Zespół walczący o utrzymanie na cierpliwość dla takiego zawodnika ani czasu, ani możliwości po prostu nie ma.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

MMA

Błyskawiczny finisz w wielkiej walce KSW. Wrzosek rozbił Szpilkę!

Sebastian Warzecha
4
Błyskawiczny finisz w wielkiej walce KSW. Wrzosek rozbił Szpilkę!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...