Reklama

Cała Legia niczym Prijović – marnuje wyśmienitą okazję

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

19 kwietnia 2016, 22:54 • 3 min czytania 0 komentarzy

Niby obie połowy spotkania pomiędzy Ruchem a Legią rozdzielał tylko kwadrans, a my mamy wrażenie, że odbyły się one na przestrzeni nie półtorej godziny, a co najmniej miesiąca. Pierwsza połowa – totalna dominacja Legii. Druga – warszawianie w ciężkiej defensywie, zaś gospodarze nacierający raz po raz. Dwie zupełnie inne twarze, Dr. Jekyll i Mr. Hyde jak żywi.

Cała Legia niczym Prijović – marnuje wyśmienitą okazję

Po kilkunastu minutach pierwszej połowy mieliśmy wręcz wrażenie, że przed gwizdkiem konieczne będzie ustawienie drogowskazu, by chorzowianom wskazać drogę do szatni. Nie byłoby to wcale dziwne i niedorzeczne, bo gospodarze na początku grali tak, jakby nikt im wcześniej nie powiedział, że z własnej połowy można jednak wyjść. Nie nabiegali się zbyt wiele, Legia zamknęła ich w obrębie pola karnego i na całej szerokości szukała dziury, by przedrzeć się pod bramkę Putnocky’ego.

Najlepszą okazję do zdobycia bramki miał oczywiście Prijović, który z trzech metrów walnął w bramkarza, a przy dobitce nie popisał się Aleksandrow. Bułgar to dla nas w ogóle spora zagadka. Gdybyśmy mieli teraz wypisać jego zalety i mocne strony to prawdopodobnie oddalibyśmy pustą kartkę. Niby pokazuje się do gry, niby bierze udział w akcjach, ale wszystko to takie bez wyrazu. Jakbyśmy solidnie pogrzebali w archiwach, to pewnie udałoby się nam udowodnić, że skrzydłowy ma na drugie imię Alibi.

Nie wiemy, co działo się w przerwie. Może to zasługa tych mitycznych “mocnych słów, które muszą paść”, może po prostu na bramkę po lewej stronie działały korzystniejsze fluidy. Prawda jest taka, że gdy Legia z Ruchem zamieniły się stronami, zamieniły się też dyspozycją.

Rzadko zdarza się, by w drużynie mierzącej w mistrzostwo kraju najlepszym zawodnikiem był bramkarz. Zwłaszcza, gdy mówimy o konfrontacji ekip z dwóch krańców grupy mistrzowskiej. A jednak, Legia pokazała, że – zgodnie ze znanym powiedzeniem – niemożliwe nie istnieje. Po pierwsze: w drugiej połowie zagrała tak beznadziejnie, że gdyby nie spektakularne interwencje Malarza – Ruch powiózłby ją co najmniej trójką. Po drugie: żal nam trochę Stępińskiego. Mariusz rąbnął dziś tak piękną przewrotką, że Arek mógłby ją z grzeczności przepuścić. Potem wcale nie gorszym strzałem wykazał się Podgórski, ale znów na przeszkodzie stanął golkiper stołecznych.

Reklama

Dziś podopieczni Czerczesowa mieli idealną okazję do tego, by odskoczyć Piastowi Gliwice na pięć punktów. Mamy jednak pewne wątpliwości, czy na taką przewagę Legia zasłużyła. Niby jest w tym wszystkim jakaś myśl, ta chęć by rywala zaorać pressingiem i intensywnością gry, ale gdy widzimy takie fragmenty jak druga połowa z Ruchem – ręce nam opadają. Jeśli stołeczni rzeczywiście chcą na stulecie klubu udowodnić, że są najlepszym zespołem nad Wisłą w tym sezonie – muszą prowadzić grę trochę dłużej niż przez 45 minut.

VKMGd3m (1)

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
0
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

0 komentarzy

Loading...