Reklama

Cuda na King Power Stadium. Pan w żółtej koszulce skradł show.

redakcja

Autor:redakcja

17 kwietnia 2016, 16:25 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jak zatrzymać Leicester? Piłkarscy naukowcy z West Ham United już wiedzą. Potrzeba gry w przewadze, strzału życia jednego z piłkarzy, rzutu karnego i komicznych wyborów sędziego. Tak, wtedy masz szansę. Na remis.

Cuda na King Power Stadium. Pan w żółtej koszulce skradł show.

Tym meczem długo będzie żyła Anglia, i nie tylko Anglia. Po pierwsze, ze względu na wysokie tempo, intensywność i emocje. Czyli to, co najbardziej cenimy w Premier League. Kiedy cudowny strzał zza pola karnego, pod poprzeczkę, oddał Cresswell, Claudio Ranieri mógł tylko zaklaskać. I zaklaskał – chciał swoim podopiecznym dodać otuchy, a przede wszystkim zachować pokerową twarz. W tym momencie wyglądał jednak, jakby już nie wierzył w sukces, jakby godził się z porażką, zastanawiając, co dalej. A jednak: w ostatniej minucie doliczonego czasu gry Carroll fauluje w polu karnym Schluppa, a do remisu doprowadza Ulloa. No właśnie, fauluje…

Drugim powodem, dla którego o tym meczu długo będzie głośno, jest właśnie gość z głównego zdjęcia.

Jonathan Moss. Facet, na widok którego kibice Leicester z miłą chęcią zaciągnęliby go w jedną z uliczek. Facet, który w dzisiejszym meczu biegał z gwizdkiem i zamiast spotkanie prowadzić to je wyprowadzał – na złą drogę. Napisać, że nie miał swojego dnia, to nic nie napisać. Po kolei:

– Vardy dostaje drugą żółtą kartkę za symulowanie. Biegł z dużą prędkością, kontakt między nim a rywalem był widoczny, może faktycznie trochę mu się podłożył

Reklama

– Morgan obejmuje i przytrzymuje rywala wbiegającego w pole karne, mimo że piłka jest poza zasięgiem. Reid pada na murawę, sędzia odgwizduje jedenastkę

– Huth jest ewidentnie przetrzymywany w polu karnym, ma uniemożliwiony dostęp do futbolówki, ale gwizdek sędziego milczy

– Sędzia nagle postanawia wyrównać rachunki i niegroźne starcie bark w bark pomiędzy Carrollem a Schluppem zamienia na jedenastkę

Sorry, ale to jakiś kabaret. Wszelkie dzisiejsze decyzje Mossa tworzą kompletnie niezrozumiałą całość.

Reklama

Jak łatwo się domyśleć, gra Leicester od momentu, gdy wyleciał Vardy, trochę się posypała. Ale sytuacji nie mieli jeszcze złej – prowadzili, oczywiście po golu Vardy’ego, któremu asystował Kante. West Ham dotychczas próbował odpowiedzieć, tylko że atakował zbyt nieśmiało. Wyluzował się i rozkręcił dopiero w sytuacji, kiedy po stronie przeciwnej biegał jeden zawodnik mniej. Podopieczni Ranieriego byli zamknięci na własnej połowie, ustawieni w obrębie pola karnego, chyba raz zdecydowali się na agresywniejszy pressing. Generalnie, kompletnie stracili jednak kontrolę i panowanie nad sytuacją. Wszystko już zależało od gości: albo gola wbiją, albo nie wbiją. No, albo sprawy w swoje ręce weźmie pan Moss.

Jak się skończyło? Wynikiem 2:2. W ostatnich dziesięciu minutach działo się tyle – padły trzy gole, było wiele sytuacji i kilka niezrozumiałych decyzji sędziego – że sami już zgłupieliśmy, jakie rozwiązanie byłoby sprawiedliwe. Tych błędnych wyborów było już za wiele… Jedno jest pewne: Leicester przez długi czas realizowało swój plan, do 83. minuty mieli swoje wymarzone 1:0. Ile jednak zaprezentowali w ofensywie, potwierdza statystyka: dwa strzelone gole, dwa celne strzały.

W szeregach Tottenhamu zapanowała zapewne konsternacja. Strata do Leicester może jutro stopnieć do pięciu punktów, mogłaby – do czterech. Zostaną cztery kolejki, w kalendarzu Lisów m.in. wyjazd na Old Trafford i Stamford Bridge.

To więc nie musi być jeszcze koniec. Oglądamy świetny finisz!

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Anglia

Anglia

Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Paweł Wojciechowski
4
Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło
Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
1
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Komentarze

0 komentarzy

Loading...