Ludzie odradzającego się Widzewa od początku podkreślali, że jednym z kroków odzyskania dawnej tożsamości jest odkupienie herbu. – To świętość dla kibiców – mówili. Po trwających ponad pół roku staraniach w końcu dopięli swego – mają herb i, wbrew planom syndyka, przejęli go nieodpłatnie.
– Trzy cele, które od początku sobie stawaliśmy, to: stadion, herb i awans – przypomina Rafał Krakus, członek zarządu Widzewa. Nowy obiekt przy alei Piłsudskiego powstanie w tym roku, a po stronie plusów właśnie dopisano jeszcze herb. Na piątkowej konferencji prasowej „Powrót legendy” zaprezentowano koszulki ze słynnym, widzewskim logo, a dzień później – wybiegli w nich na boisko piłkarze.
Przebieg tej sprawy jest o tyle zaskakujący, że herb miał być własnością upadłego już Widzewa. Sylwester Cacek jeszcze niedawno starał się sprzedać znak słowno-graficzny (cena wywoławcza: 2 500 000 zł netto), a potem wszedł on w skład masy upadłościowej, stanowiąc część majątku upadłego do zaspokojenia roszczeń wierzycieli. Przedstawiciele obecnego stowarzyszenia Reaktywacja Tradycji Sportowych rozmawiali więc z syndykiem. Zresztą, nie tylko oni, bo z ofertami zgłaszały się też inne podmioty.
– Chodziliśmy za syndykiem od lipca. Domyślam się, że chciał uzyskać jak najwyższą kwotę, nie patrzył w ogóle na interes społeczny – opowiada Krakus. – Dla syndyka to było jak sprzedaż domu czy samochodu. Długo przeciągał tę sprawę, co nam też nie było na rękę. Chcieliśmy odzyskać herb, coraz głośniej domagało się też tego i naciskało środowisko. W końcu nasi prawnicy znaleźli inny sposób.
Żeby zrozumieć źródło tej historii, trzeba cofnąć się do 2004 roku. Łódzki klub miał wtedy gigantyczne problemy i pomocną dłoń wyciągnął Zbigniew Boniek. Założył nowe stowarzyszenie „Widzew Łódź” i przejął od RTS Widzew drużynę piłkarską. Co działo się potem, powinniście pamiętać: klub od Bońka kupuje Cacek, ostatecznie klub Cacka upada, a Reaktywacja Tradycji Sportowych zaczyna działalność od czwartej ligi.
– Wydarzenia w 2004 roku są o tyle istotne, że w euforii pozyskania nowego inwestora nie doszło do dopełnienia wszystkich potrzebnych zgodnie z prawem czynności, by w sposób formalnie poprawny przenieść prawa autorskie – mówi adwokat Tomasz Barański. – Zawierano wówczas umowy w stylu: „przenosimy wszystko, możecie używać, czego chcecie”, ale były to tylko czynności zobowiązujące, należało jeszcze zawrzeć stosowną umowę. Nie zachowano wymogów z ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Dopiero po paru latach wypowiedział się Sąd Najwyższy, uznając brak wskazania pól eksploatacji za bardzo istotne braki w umowie o przeniesienie autorskich praw majątkowych. Ustawa chroniąca twórcę powstała, by również określać, w jakim zakresie przekazywane są prawa. Jeśli tego brakuje, to nie zostają zachowane podstawowe elementy umowy. Czyli umowa jest nieważna.
Pomiędzy RTS Widzew a Widzewem Bońka nie doszło właśnie do niedopełnienia tych formalności – podjęto uchwałę, zobowiązująca do przekazania nowemu stowarzyszeniu prawa do herbu, ale nie zawarto umowy, która te prawa by przekazywała. Kilka lat później, gdy klub przejął Cacek, też podpisano dokument dotyczący jedynie przeniesienia praw do rejestracji znaku słowno-graficznego. Umowa zawierała zapis, że Widzew – należący do Cacka – miał świadomość braku praw do herbu. A to należy interpretować, że uzyskał to prawo, działając w złej wierze.
Adwokaci Tomasz Barański i Tomasz Gasiński z kancelarii „Barański, Gasiński i Wspólnicy”, która zajmuje się tą sprawą, dodają:– To dopiero początek drogi. Teraz konieczne jest wystąpienie o unieważnienie i wygaśnięcie prawa ochronnego na znak towarowy. Nie można zapominać, że RTS Widzew S.A. obecnie w upadłości uzyskał prawo ochronne do tego znaku. Liczymy, że uda się wyjaśnić wszelkie wątpliwości na korzyść twórcy herbu – obecne prawo ma chronić autorów i twórców tego rodzaju znaków tj. osoby, którym takie prawa przysługują.
Dzisiejsze stowarzyszenie, nie oglądając się na syndyka, podpisało już jednak umowę o nieodpłatnym przekazaniu herbu przez Robotnicze Towarzystwo Sportowe. Dla samego klubu to też niemała oszczędność – „przeplatanka” ŁKS-u pięć lat temu została sprzedana na licytacji za 53 tysiące złotych, teraz też była mowa o niemałych pieniądzach.
Co dalej? Widzew czeka na ustosunkowanie się syndyka, mając z tyłu głowy świadomość, że to dopiero początek wojny… Do zrealizowania ma też trzeci cel, o którym wspomniał Krakus – Widzew jest dziś czwarty i 16 kolejek przed końcem sezonu traci do lidera dziewięć punktów.