Reklama

Olkowski wypada z karuzeli i… chyba prędko na nią nie wróci

redakcja

Autor:redakcja

04 kwietnia 2016, 07:44 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jeszcze kilka miesięcy temu polscy kibice upatrywali w nim naturalnego zmiennika Łukasza Piszczka, a władze FC Köln ufały do tego stopnia, że pozbyły się rywalizującego z nim o miejsce w składzie kapitana drużyny. Dziś Paweł Olkowski ma w klubie status zupełnie zbędnego, a jego miejsce na boisku zajmują wszyscy – od stopera, przez skrzydłowego, aż po absolutnego żółtodzioba. Mamy w pełni uzasadnione wrażenie, że jeszcze chwila, jeszcze kilka kontuzji i pierwsze minuty na boiskach Bundesligi złapie nawet klubowy magazynier.

Olkowski wypada z karuzeli i… chyba prędko na nią nie wróci

Kiedy Paweł Olkowski przenosił się do FC Köln, nawet nie przypuszczaliśmy, że swoją przygodę z Bundesligą rozpocznie tak brawurowo. Dobrze wiedzieliśmy z jakimi problemami borykają się ci, którzy opuszczają Ekstraklasę – przeskok pod kątem obciążeń treningowych, diametralnie wyższe tempo gry, brak miejsca na choćby najmniejsze potknięcie. Polakowi nie sprzyjała też konkurencja jaką zastał na miejscu, bowiem na jego nominalnej pozycji występował wówczas Mišo Brečko – kapitan drużyny, ulubieniec kibiców i pewniak trenera.

Olkowski zaczynał nieśmiało, bo w pierwszych pięciu kolejkach głównie wchodził na boisko z ławki. Kiedy jednak Peter Stöger nabrał do Polaka pełnego zaufania to od razu rzucił go na głęboka wodę dając do rozegrania pełne 90 minut w arcytrudnym starciu z Bayernem. Olkowski spisał się przyzwoicie i od tamtego czasu zagrał – uwaga – aż 19 spotkań z rzędu w pełnym wymiarze czasowym. Łącznie w tamtym sezonie: 27 meczów w drużynie niemieckiego średniaka – czasem na pozycji bocznego obrońcy, czasem jako skrzydłowy. Choć w końcówce sezonu opuścił kilka kolejek przez uraz i zawieszenie za kartki to jego pozycja była już na tyle mocna, że latem bez żalu oddano zasłużonego Brečko do drugoligowej Norymbergi, a wzmacniając drużynę nikomu nie przyszło nawet do głowy by szukać zastępstwa na prawą obronę.

Ten sezon Olkowski zaczął nieźle, choć gaz, który towarzyszył mu podczas pierwszych meczów w Kolonii jak gdyby uleciał. Polak coraz mniej dawał z siebie z przodu, a i z tyłu zdarzały mu się proste, niewymuszone błędy. Im bliżej było jednak przerwy zimowej, tym forma zawodnika, zamiast stopniowo ulegać poprawie, piorunująco szybko pikowała. Paweł zaliczał już nie tylko drobne pomyłki, ale coraz częściej opłakane w skutkach kiksy, które jego drużynę kosztowały stratę punktów. Publicznie krytykował go trener, suchej nitki nie zostawiała na nim też prasa, która głównie w jego słabej postawie upatrywała problemów drużyny w pierwszych kolejkach rundy wiosennej. Ostatecznie Peter Stöger obrońcę przyławkował, a szansę zaczął dawać wszystkim dookoła, byle już tylko nie znosić oglądania jak jego obrońca znów się spektakularnie ucina.

Nie chcemy się przesadnie pastwić nad Olkowskim, ale tak po prawdzie to jego sytuacja jest wręcz krytyczna. Dziurę po Polaku Stöger próbował łatać stoperami i przyznać trzeba, że ci całkiem udanie spisywali się w nowej roli. Olkowski weekend w weekend z wysokości ławki, a czasem też trybun, obserwował więc jak na jego pozycji przyzwoicie radzą sobie ci, dla których zabrakło miejsca w innych strefach boiska. Wydawało się, że jeśli kiedykolwiek Polak ma otrzymać szansę by choć trochę podreperować swoją sytuację, to właśnie wczoraj. Na wyjazd do Hoffenheim nie zabrał się bowiem jego rywal Frederik Sörensen (kontuzja), a trenerowi FCK pole manewru zawężyło się do trzech opcji: skrzydłowego Marcela Risse, nie mającego dotąd ani minuty w seniorskiej piłce Lukasa Klüntera oraz Polaka. Którą wybrał? Nietrudno zgadnąć. Pierwszy plac miał Riise, a w drugiej połowie zmienił go Klünter. Olkowski owszem, na boisku się zameldował, ale w 90. minucie kiedy trzeba było już grać na czas (swoją drogą – Polak wszedł, a Köln chwilę potem dostało gola na 1:1).

Reklama

Choć bardzo byśmy chcieli to ciężko szukać nie tyle pozytywów sytuacji Olkowskiego, ale choćby najmniejszego promyka nadziei na jakąkolwiek zmianę. Polak jest ostatnim wyborem na swojej pozycji i coraz więcej wskazuje, że nie tylko w spektakularny sposób przerąbał sobie szansę na naprawdę fajny epizod podczas czerwcowego EURO, ale drżeć będzie też podczas letnich porządków w klubie. Po tym jak pod koniec stycznia Stöger bez zawahania tyrał zawodnika w mediach i słusznie obwiniał za porażki, nie liczylibyśmy na to, że kolejny sezon spędzi jeszcze na RheinEnergieStadion.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...