Reklama

Jakościowy skok Piszczka. Takiego Łukasza potrzebuje reprezentacja

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

01 kwietnia 2016, 15:50 • 4 min czytania 0 komentarzy

Wczesną jesienią 2015 roku Łukasz Piszczek z etatowego obrońcy Borussii Dortmund stał się co najwyżej zmiennikiem, pozbawionym większych szans na regularną grę. Jak na złość zbiegło się to też ze słabszą dyspozycją Pawła Olkowskiego, a co za tym idzie – zrodziło masę trudności dla Adama Nawałki, dla którego jeszcze do niedawna prawa strona defensywy była jedną z najlepiej obsadzonych pozycji w kadrze. Minęło jednak kilka miesięcy a Piszczek nie tylko podniósł się z ławki, ale i osiągnął być może najwyższą formę, odkąd tylko trafił do Dortmundu. Formę, u podstaw której leży ogromny skok jakościowy wykonany pod okiem nowego trenera.

Jakościowy skok Piszczka. Takiego Łukasza potrzebuje reprezentacja

W systemie Jürgena Kloppa Piszczek był absolutnym pewniakiem. Wszyscy dobrze pamiętamy, jak grała tamta Borussia, którą sam opiekun nazywał heavymetalową kapelą – za wszelką cenę do przodu, wysokim, agresywnym pressingiem, na maksa ofensywnie i nierzadko brawurowo. Na tych założeniach korzystał Polak, któremu – jako byłemu napastnikowi i skrzydłowemu – pozostały inklinacje ofensywne, które raz po raz ciągnęły go do rajdów pod bramkę rywala. Piszczek dużo asystował i dużo strzelał, a dzięki temu maskował swoje braki w defensywie. Liczby, które wykręcał co sezon, przykrywały dziury, które pozostawiał na swojej nominalnej pozycji, a które w systemie Kloppa nie były tak bardzo rażące. To wszystko rodziło też odwieczne pytania: dlaczego Łukasz, kiedy żółto-czarną koszulkę BVB zamienia na biało-czerwony trykot z orłem na piersi, nagle tak bardzo traci na swojej wartości. Domniemanych powodów było wiele: inne otoczenie, inni partnerzy, odrębny styl gry i siła drużyny.

Thomas Tuchel stworzył Piszczka na nowo. Jako taktyczny fascynat, który swoim zawodnikom chce wytyczać ścieżki poruszania się po boisku, a za punkt honoru uznaje niewpuszczenie rywala na własną połowę, początkowo nie widział Polaka w roli jednego z czterech wartowników w tyłach. Na wskroś ofensywnie grającego Łukasza posadził na ławce, a w pierwszej jedenastce umieścił młodziutkiego Matthiasa Gintera, który – dlatego, że od początku swojej kariery rzeźbiony był na rasowego stopera – rzadko kiedy zapuszczał się do przodu, a robił to dopiero wtedy, gdy miał absolutną pewność, że nie nadzieje się na kontratak. Mimo tej charakterystyki zaczął wykręcać świetne liczby. Przez kolejne jesienne tygodnie Niemiec spisywał się bez zarzutu, a jego popisy z wysokości ławki zmuszony był obserwować Łukasz.

Gdy wielu wydawało się, że Polak – jeśli na EURO ma pojechać w formie i na siłach – musi zimą koniecznie zmienić meldunek, on piłkarsko pod okiem nowego nauczyciela dojrzewał. Brał udział w taktycznych odprawach, skupionych na nauce bronienia treningach i stopniowo wyciągał wnioski. Światełko w tunelu ujrzał pod koniec jesieni, gdy dostał kilka szans na zaprezentowanie tego, co nauczył się od początku lipca. W sparingach styczniowych Tuchel wciąż na niego stawiał, a Gintera, który wydawało się, że wyrasta na przyszłego reprezentanta Niemiec, zaczął powoli przesuwać a to na cofniętego pomocnika, a to na rezerwowego stopera. Aż w końcu, wraz z początkiem rundy wiosennej, Piszczek w wyjściowym składzie znów zadomowił się na dobre.

Ten piłkarz, którego teraz możemy podziwiać jest jednak zupełnie innym zawodnikiem niż ten, który grał tak, jak kazał mu Klopp. Piszczek piłkarsko dojrzał. Z szalonego perkusisty z heavymetalowej ekipy stał się do bólu pragmatycznym skrzypkiem, którego każdy ruch jest ściśle zaplanowany i precyzyjny. Na przestrzeni miesięcy wykonał ogromny krok do przodu w grze defensywnej. Do przodu zapuszcza się rzadziej niż przed laty, ale kiedy już to robi to raz, że pod bramką rywala tworzy pewne niebezpieczeństwo, a dwa, że Tuchel nie musi się martwić o to, że za moment przeciwnicy pojadą z kontrą. To, co przede wszystkim rzuca się w oczy, to sposób w jaki się ustawia. Szkoleniowiec BVB często wymaga od swoich bocznych obrońców wysokiej gry, a to rzecz jasna wiąże ze sobą pewne ryzyko, dlatego tak ważne jest by zająć dobrą pozycję: jednocześnie być w gotowości do ataku, ale i w razie problemów błyskawicznie zająć swoje miejsce w szyku i przerwać kontrę.

Reklama

Taki Piszczek to skarb dla Adama Nawałki. Polskiej reprezentacji wciąż daleko do tego, by być drużyną, która jest nastawiona na totalną boiskową dominację. Nie będzie grała jak Borussia Kloppa, szaleństwo i brawurę zastąpi w kluczowych momentach chłodna kalkulacja i pragmatyzm. Ważne będzie, by grać ostrożnie i z głową, tak jak w Borussii Tuchela minimalizować ryzyko straty gola. Łatwiej i rozsądniej będzie liczyć na to, że z przodu coś z niczego wyczaruje Lewandowski z Milikiem, niż z różańcem w dłoni modlić się, by rywale spartolili kolejną stuprocentową sytuację.

Pod wrażeniem gry Polaka są za naszą zachodnią granicą wszyscy – od szkoleniowca BVB po niemieckie media, które nie mogą się nachwalić biegającego po prawej stronie defensywy zawodnika, który gra po profesorsku. Nie musi ganiać jak szalony, bo nadprogramowe kilometry potrafi zastąpić mądrym ustawieniem się na boisku. Pod okiem nowego szkoleniowca nauczył się grać oszczędnie, bezsensowną gonitwę zastąpił myśleniem i trzeźwą oceną ryzyka. Bez najmniejszych wątpliwości na tej zmianie skorzysta też polska reprezentacja, który – gdy zajdzie taka potrzeba – również skorzysta z elastyczności Łukasza. Tuchel lubi bowiem rotować ustawieniem i gdy uważa to za stosowne, Piszczka ustawia jako wahadłowego w linii pomocy. I ten, rzecz jasna, spisuje się bez zarzutu.

MARCIN BORZĘCKI

Fot. FotoPyK 

Najnowsze

Niemcy

Bobel: Heynckes powiedział, że u niego zagrałbym 200 razy w Bundeslidze

Jan Mazurek
0
Bobel: Heynckes powiedział, że u niego zagrałbym 200 razy w Bundeslidze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...