Są piłkarze, których podziwiamy z powodu wyczynów na boisku, ale są też tacy, którzy wprawiają nas w osłupienie poza nim. Takim kimś z całą pewnością jest Łukasz Załuska, i piszemy to bez jakiejkolwiek ironii. Ten bramkarz wyspecjalizował się w byciu drugim w solidnych europejskich klubach i od lat konsekwentnie trzyma się swojej pozycji. Co więcej, on wyciska ze swojej kariery maksa, przynajmniej pod względem finansowym.
Gdybyście chcieli uzmysłowić sobie, jak wyglądała ligowa praca Załuski od 2009 roku, musielibyście wziąć ciepłe ubrania, koce oraz prowiant i wybrać się na któryś ze stadionów. Następnie musielibyście znaleźć ławkę rezerwowych, usiąść na niej i… Nie wstawać przez bite dwa tygodnie. A dokładnie przez 332 godziny lub 19940 minut, bo właśnie tyle czasu Łukasz spędził na ławce rezerwowych w lidze.
Co istotne, musielibyście usiąść właśnie na ławce, a nie na trybunach czy domowej kanapie. Załuska ma bowiem końskie zdrowie, urazy go omijają, a on sam jak dotąd potrafił wygrywać rywalizację z bramkarzem numer trzy, więcej zazwyczaj miał miejsce w meczowej kadrze. Innymi słowy, przez ostatnie sześć lat życie Łukasza w dużym stopniu przypominało życie innych piłkarzy – zgrupowania, wyjazdy, odprawy, rozgrzewki. Jedyną różnicą był faktyczny brak występów. Dość napisać, że przez równe sześć lat Załuska zaliczył jedynie 20 spotkań w lidze, co średnio daje niewiele ponad trzy gry w roku. A tyle to spokojnie może zaliczyć też przykładowy Jerzy Dudek w meczach charytatywnych czy na oldbojach.
Co budzi nasz największy podziw? Zacznijmy od tego, że po sześciu latach siedzenia na ławce w Celtiku Załuska potrafił znaleźć sobie klub w pierwszej Bundeslidze, w którym robi dokładnie to samo, czyli jest drugim bramkarzem. Odkąd Łukasz zasilił SV Darmstadt, jego klub rozegrał 38 meczów. Co prawda polski golkiper debiutu się jeszcze nie doczekał, ale w miniony weekend zasiadł na ławce rezerwowych, tak jak w poprzedni i w jeszcze poprzedni. Innymi słowy, Załuska prezentuje pewnego rodzaju powtarzalność, ale jego roli absolutnie nie wolno bagatelizować. W przypadku kontuzji pierwszego bramkarza czy jakiejś czerwonej kartki zawsze może wejść do gry i pomóc drużynie. I wcale się nie zdziwimy, jak po wygaśnięciu rocznego kontraktu z Darmstadt 34-letni golkiper znajdzie sobie kolejny solidny europejski klub.
Przyglądając się karierze Łukasza można się zastanawiać, skąd wzięła się jego renoma. Jakim sposobem przez tyle lat potrafił utrzymać się w Celtiku, a później wzbudził zainteresowanie przedstawiciela Bundesligi? Patrząc przekrojowo, ten 34-latek w całej karierze miał tylko cztery rundy, w których był pierwszym bramkarzem w najwyższej klasie rozgrywkowej w jakimkolwiek klubie. Prześledźmy wszystkie półrocza, w których Łukasz więcej niż pięć razy wybiegł w podstawowym składzie w lidze:
Jesień 2005 – Korona, 13 występów
Wiosna 2008 – Dundee, 15 występów
Jesień 2008 – Dundee, 20 występów
Wiosna 2009 – Dundee, 18 występów
I tyle. Cztery rundy regularnego grania w całej karierze. Tak naprawdę o całym sukcesie (finansowym) Załuski zadecydowało półtora roku w Dundee. To właśnie wtedy musiał zapracować na wszystkie swoje kolejne kontrakty. Czyli łącznie tylko przez dwa lata Załuska był piłkarzem pełną gębą, czuł presję meczową i cokolwiek od niego zależało. A przecież cztery rundy grania to też dorobek, jakim już teraz może się pochwalić 18-letni Bartłomiej Drągowski. Jakkolwiek spojrzeć, mamy tu do czynienia z wyższym poziomem jechania na opinii oraz odcinania kuponów.
Jak można wytłumaczyć wciąż względnie wysoką pozycję Łukasza w europejskim futbolu? Przede wszystkim nie zawodził w swoich nielicznych występach, w których w Celtiku zastępował pierwszego bramkarza. Poza tym decydującą rolę musiał odegrać jego charakter. Załuska to człowiek w stu procentach pogodzony z rolą rezerwowego, rozumiejący swoją pozycję w drużynie i niekopiący pod nikim dołków. Ponownie można przywołać tu przykład Jerzego Dudka, który podobnie zachowywał się w Realu Madryt, czym zyskał szacunek całej szatni. Drugi golkiper bez ambicji zostania pierwszym to spory kapitał i wielu klubach taki układ doskonale się sprawdza. Wiele też zależy od charakterów podstawowych bramkarzy, którzy niejednokrotnie potrzebują poczucia stabilizacji. A te Załuska jest w stanie w stu procentach zapewnić.
Załuska jest więc przykładem alternatywnej drogi kariery, jakkolwiek patrzeć – całkiem udanej. Od 2007 roku zakotwiczył na zachodzie, miał udział przy czterech mistrzostwach i dwóch pucharach w barwach Celtiku. Co nieco pograł też w europejskich pucharach i zaliczył nawet debiut w reprezentacji Polski. A przy tym zarobił naprawdę duże pieniądze. Można więc być jak Łukasz Surma i przez prawie całą karierę latać od pola karnego do pola karnego w naszej Ekstraklasie, a można – jak Załuska – liznąć większej piłki i ustawić się na resztę życia. I do żadnej z tych dróg nie możemy się przyczepić.
Fot. FotoPyK