Wiecie jak to jest z Ekstraklasą i jej biznesowym podejściem. Fanatycy pewnie będą narzekać na podejście “frontem do klienta”, czyli niekoniecznie frontem do kibola. Najdłuższe i najczęstsze zakazy wyjazdowe, najwyższe kary finansowe, najlepszy monitoring. Z drugiej strony jednak – gdzie jak gdzie, ale właśnie w Ekstraklasie najrzadziej dochodzi do jakichkolwiek patologicznych zjawisk.
Mamy tu na myśli zarówno bijatyki na trybunach, jak i absurdalne zachowanie wśród organizatorów meczu czy policji.
Tylko ostatnie dni, przede wszystkim ostatni weekend.
Brawurowa akcja policji (i działaczy) w Toruniu
Widzieliście jak problem pirotechniki rozwiązują eksperci ds. bezpieczeństwa w Ekstraklasie, w klubach grających na tym poziomie rozgrywkowym i w komendach zajmujących się właśnie tymi meczami? Wszyscy doszli do wniosku, że jedyny sposób na dyscyplinowanie fanatyków to zakazy wyjazdowe – bo to właśnie na nich kibolom zależy najbardziej. Nie ma jednak mowy o działaniach, które mogłyby pogorszyć sytuację i zamienić odpalenie racy w bójkę na trybunach. Nikt nie pakuje się na sektory, nikt nawet nie bierze pod uwagę interwencji umundurowanej policji przy prostej meczowej oprawie.
Inaczej niestety jest z dala od telewizyjnych kamer. W ten weekend w Toruniu odbywały się lokalne derby, Elana przyjmowała u siebie Spartę z Brodnicy.
Zacznijmy od gości. Dla nich był to bez wątpienia wyjazd rundy, miesiąc wcześniej wynajęli pięć autokarów, zrobili okolicznościowe szaliki i ogółem traktowali całość priorytetowo. Niecałe 24 godziny przed meczem (!) otrzymali zaś informację: niestety, impreza będzie miała charakter niemasowy. Z 250 biletów zrobiło się 150, choć sektor gości w Toruniu ma… 400 miejsc. Kibice oczywiście odbili się od bramy i tak zakończył się ich udział w widowisku.
Okazało się jednak, że ci, którzy znaleźli się na trybunach mieli jeszcze gorzej. Kibice Elany odpalili bowiem te nieszczęsne race, co spowodowało… interwencję policji. Nie ochrony obiektu, nie stewardów, ale policji, w pełnym ekwipunku wraz z białymi kaskami. Tej, która może interweniować na stadionie w ostateczności, gdy wszystkie inne środki zawodzą, a kibicom zagraża niebezpieczeństwo uzasadniające użycie tej “ostatniej deski ratunku” na wniosek organizatora meczu.
Tyle że w tym wypadku organizator, Elana Toruń, już po meczu wydał oświadczenie:
Naszym zdaniem wejście i działania policji w sektorze kibiców gospodarzy były niewspółmierne do zakłócenia porządku i mogły doprowadzić do sprowokowania tłumu, a co za tym idzie do zagrożenia zdrowia i życia ludzi.
Nie będzie naszej zgody na używanie gazu łzawiącego w sektorze, w którym są dzieci i kobiety. Odpalenie dwóch stroboskopów i kilku rac nie jest powodem do manifestowania siły policji na obiekcie gdzie rozgrywa mecze Nasza Drużyna.
Jako organizator zapewniamy, że nie prosiliśmy policji o interwencję w sektorze, w którym zasiadali nasi kibice. Jednocześnie dziękujemy stowarzyszeniom kibicowskim i organizatorowi dopingu, że stanowczymi komendami udało się nie dopuścić do sprowokowania i nie doszło do innych incydentów.
Filmiki zaś dość jasno pokazują, że choć część kibiców też zachowywała się nie do końca tak, jak wyobrażamy sobie “sektor z kobietami i dziećmi” to największe zagrożenie dla obecnych na obiekcie w Toruniu stworzyła właśnie policja.
Nie mamy żadnych wątpliwości, że bez policji na obiekcie byłoby spokojniej. Ba, może nawet prościej byłoby wyłapać tych zbirów od rac na podstawie monitoringu? Wyobrażacie sobie jak skończyłaby się taka akcja na Legii? Gazowanie i spychanie kibiców przez umundurowanych policjantów na Żylecie po każdym racowisku, identyczna akcja w Poznaniu czy Gdańsku?
No ale tam jest telewizja, dziennikarze, Ekstraklasa. W Toruniu nie.
Tomaszów Mazowiecki, nie wpuścimy pana i co nam pan zrobi
III liga łódzko-mazowiecka wznawia rozgrywki, do Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie występuje jedna z najsilniejszych drużyn regionu, Lechia, przyjeżdża Łódzki Klub Sportowy. Istnieją poważne wątpliwości co do tego, kto może zasiąść na trybunach podczas tego starcia niemal na szczycie tabeli. Lechiści najchętniej zakazaliby łodzianom przyjazdu, ci zaś po zimowym odwyku daliby naprawdę wiele za możliwość zaliczenia pierwszego wyjazdu w 2016 roku.
Głos zabierają Mazowiecki Związek Piłki Nożnej, nakazując wpuścić kibiców pod groźbą kary od związku oraz lokalna policja, która zakazuje przyjazdu kibiców, również pod groźbą konsekwencji wyciągniętych wobec organizatorów. W Tomaszowie miała nawet powstać specjalna policyjna komórka do obsługi meczu.
Sama Lechia stanęła między młotem a kowadłem i oszacowała, że z dwojga złego lepiej narazić się MZPN-owi, niż lokalnym szeryfom. Odmówiła nie tylko sprzedaży biletów kibicom z Łodzi, ale nawet… akredytacji dziennikarzom z mediów związanych z klubem. Ci w odpowiedzi wysłali do klubu paczkę pampersów.
Koniec końców kibiców przyjechało niewielu, część weszła na obiekt, część odbiła się od bram. Pytanie tylko jak brak gościnności wyceni związek, który w tym konkretnym przypadku stanął po stronie wyjazdowiczów.
Impreza, która zakrzywiła czasoprzestrzeń
Bez komentarza. Mecz 5 marca. Losowanie 9 lutego. Termin złożenia wniosku o umożliwienie organizacji tego typu imprezy masowej – trzydzieści dni przed gwizdkiem. Paradoksy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych w akcji.
***
Kolejny zwyczajny weekend w ligach niższych niż Ekstraklasa. Zastanawiamy się, czy cywilizacja i tam kiedyś dotrze.
Fot.FotoPyK