Reklama

Nie pamiętamy takiej inauguracji: 8 goli Cabrery w 6 meczach

redakcja

Autor:redakcja

12 marca 2016, 15:13 • 5 min czytania 0 komentarzy

Całe życie grał w słonecznej Hiszpanii. Urodził się na Teneryfie i tam zaczynał swoją przygodę z piłką, a ostatnie dwa lata przed przyjazdem do Polski spędził w Kadyksie. W obydwu tych miejscach w lutym temperatura oscyluje w granicach 20 stopni, a niebo zazwyczaj jest bezchmurne. Śnieg? Do tej pory miał z nim do czynienia, kiedy na swojej rodzimej wyspie spojrzał na szczyt wulkanu Teide. Ale nawet tam biały puch pojawia się stosunkowo rzadko. Pod koniec ubiegłego lata Airam Cabrera przeprowadził się do Kielc, a tej zimy po raz pierwszy w swojej karierze przyszło mu grać przy tak niskich temperaturach i na tak grząskich, nieprzygotowanych murawach (a niechlubny prym wciąż wiedzie tu murawa z Kielc). Mogłoby się wydawać, że ta historia nie ma prawa mieć pozytywnego finału.

Nie pamiętamy takiej inauguracji: 8 goli Cabrery w 6 meczach

Tym bardziej, że Cabrera nie był w Hiszpanii żadnym kozakiem, ale gościem wyciągniętym z trzeciej ligi. W zeszłym sezonie w 33 meczach zdobył dwanaście goli, co przełożyło się na wygranie przez Cadiz czwartej grupy Segunda B. Niestety, zarówno napastnikowi, jak i całej drużynie gorzej poszło w fazie play-off, gdzie nie udało się wywalczyć awansu do drugiej ligi, choć sam Cabrera w sześciu meczach dołożył jeszcze jednego gola. Natomiast jego największym sukcesem w całej hiszpańskiej przygodzie były 94 spotkania na poziomie Segunda Division oraz wspólne treningi z Santi Cazorlą w drugiej drużynie Villarrealu. Jakkolwiek spojrzeć, dotychczasowe dokonania Hiszpana nikogo nie rzucały na kolana.

W całej rundzie jesiennej tego sezonu Cabrera strzelił dla Korony cztery gole, więc tym bardziej wydawało się, że lutowo-marcowy okres w Polsce nie będzie dla niego najłatwiejszy. Tymczasem Hiszpanowi wystarczyło siedem minut pierwszego meczu w Szczecinie, by popisać się mierzoną, mięciutką wcinką do Bartłomieja Pawłowskiego, który zamienił to podanie na gola. A dziesięć minut później sam Cabrera wpisał się na listę strzelców, oddając trudny strzał na wślizgu. Tegoroczny debiut w wykonaniu Hiszpana był więc niezwykle obiecujący i – jak pokazały jego kolejne wsytępy – nie był to wypadek przy pracy. Na początku rundy wiosennej dorobek Hiszpana prezentuje się następująco:

– z Pogonią gol i asysta
– z Lechią trzy gole i akcja, po której z boiska wyleciał Gerson
– z Górnikiem Łęczna gol
– z Podbeskidziem bez goli
– z Wisłą gol
– ze Śląskiem dwa gole

Skupmy się jednak na tym, co dla napastnika najważniejsze, czyli na golach. W sześciu meczach tej rundy Cabrera aż osiem razy trafił do siatki co jest wynikiem po prostu genialnym. Dość napisać, że snajper Korony lepiej zaczął wiosnę, niż Nemanja Nikolić jesień (siedem goli w sześciu meczach). Co więcej, w pierwszych sześciu pozimowych kolejkach nie było w naszej lidze lepszego lub nawet równie dobrego strzelca od 22 lat, czyli od momentu, od którego szczegółowe dane strzeleckie prowadzi portal 90minut.pl.

Reklama

Porównywalne, ale nie aż tak dobre wyniki w pierwszych zimowych meczach osiągali Stanko Svitlica w sezonie 2002/03, Marek Saganowski w sezonie 2003/04 oraz Marcin Robak w sezonie 2013/14. Wszyscy w analogicznym okresie zdobyli po siedem bramek. Z pewnością najlepiej pamiętacie sytuację sprzed dwóch lat, kiedy to Robakowi, czyli przyszłemu królowi strzelców, w tak efektownym starcie pomógł Lech Poznań i Hubert Wołąkiewicz, którzy wspólnie przyjęli od szczecińskiego snajpera pięć goli w jednym meczu. Warto jednak podkreślić, że Robak po siedmiu trafieniach w sześciu kolejkach nie zatrzymał się i swój rekord dociągnął do trzynastu trafień w jedenastu spotkaniach. Czas pokaże, czy Cabrera będzie potrafił zmierzyć się i z tym wynikiem.

Co w tym wszystkim istotne, Korona z pewnością nie należy do ligowych potęg i spokojnie można założyć, że będzie się bić o utrzymanie do ostatnich kolejek. W tym kontekście wyczyny strzeleckie Cabrery robią jeszcze większe wrażenie. Dość napisać, że Hiszpan ma w tym roku więcej goli, niż ponad połowa innych klubów Ekstraklasy, z Ruchem, Jagiellonią, Piastem i rewelacyjnym Zagłębiem Lubin na czele. I aż strach pomyśleć, gdzie bez niego znajdowałaby się dziś Korona.

Jak można więc wytłumaczyć taką skuteczność w tak przeciętnym zespole? Pamiętajmy, że trzy tegoroczne trafienia Hiszpana padły po rzutach karnych, które jednak też trzeba umieć strzelać, a on robi to bardzo dobrze. Co więcej, nie jest to dla Cabrery żadna ujma, bo wszyscy napastnicy, z którymi wcześniej go porównaliśmy, również wykonywali jedenastki. Lepszą odpowiedzią jest tu spryt kieleckiego snajpera. Mimo że nie jest to typ zawodnika, który sam wypracowuje i wykończa akcje strzeleckie, jego rola jest nie do przecenienia. Potrafi inteligentnie przyjąć piłkę od razu na strzał (pierwszy gol ze Śląskiem), dobrze odnaleźć się w tłoku (ostatnie trafienie z Lechią), umiejętnie strzelić przy dużej presji ze strony obrońcy (gol z Wisłą), oddać szybki strzał na wślizgu (gol z Pogonią) czy wykorzystać błąd bramkarza (gol z Górnikiem Łęczna). Piłka po prostu go szuka w polu karnym, a on wie, co należy z nią zrobić.

Za Cabrerę zwyczajnie trzymamy kciuki, bo podoba nam się jego podejście. Nie kombinuje i nie narzeka na murawy czy niskie temperatury, z jakimi ma do czynienia po raz pierwszy w swojej zawodowej karierze. Przeciwnie, on zamiast tanich gadek o potrzebie aklimatyzacji bije u nas wiosenne rekordy i zdaje się rosnąć z meczu na mecz. Wiadomo, widzieliśmy już całe mnóstwo piłkarzy-meteorytów, którzy trafili kilka razy z rzędu i zacięli się na dobre, ale mamy nadzieję, że z Cabrerą jednak będzie inaczej. I że będziemy go mogli stawiać za wzór każdemu południowcowi narzekającemu u nas na warunki atmosferyczne.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
2
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
5
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

0 komentarzy

Loading...