Reklama

Kartka z kalendarza. Austria Wiedeń skolonizowana przez Polaków

redakcja

Autor:redakcja

12 marca 2016, 12:20 • 5 min czytania 0 komentarzy

Austria Wiedeń. Klub w skali europejskiej ani słaby, ani szczególnie dobry – ot, solidny średniak. Ale przez lata w Polsce miano solidnego średniaka z zachodniej Europy imponowało, a tam ceniono naszych zawodników. Dlatego liga austriacka przepełniona była dawniej Polakami, a wyjatkowo w “naszych” gustowała zawsze celująca w mistrzostwo kraju, a obchodząca dziś 105 urodziny Austria. Przyjrzyjmy się tej kolonii.

Kartka z kalendarza. Austria Wiedeń skolonizowana przez Polaków

***

Marek Świerczewski

As Wisły i GKS Katowice wyrobił sobie markę w Sturmie Graz, a potem trafił do Austrii (zapamiętajcie ten schemat, będzie powracał). Trzeba powiedzieć jasno: po tak doświadczonym piłkarzu, który tyle lat był opoką kolejnych drużyn, trzeba było się spodziewać więcej. Pan Marek spędził w Austrii rok, potem został odstawiony na boczny tor, wrócił nawet do Polski. Wiele o sezonie 97-98 Austrii mówi fakt, że w Intertoto przegrała nawet z Odrą Wodzisław – i to 1:5!

Andrzej Kubica

Reklama

Obieżyświat Kubica z Sarnowa, przez Czeladź i Sosnowiec poszedł świat. Była Legia, Waregem, Nicea, Liege. Była korona króla strzelców w Maccabi, była Japonia i Urawa Red Diamonds. Nie dziwi, że po drodze ten zupełnie solidny snajper, którym swego czasu był nawet zainteresowany selekcjoner Wójcik (Kubica wtedy ładował niemiłosiernie dużo bramek w Izraelu), zaliczył też tak modny wówczas kierunek jak Austria. W Wiedniu zaliczył zarówno Rapid jak i Austrię (sezon 94-95), w której wielkiej renomy nie miał, ale z którą pojechał choćby na pucharowy mecz na Stamford Bridge w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów.

Paweł Sobczak

Nie pamiętacie, ale Sobczak uchodził kiedyś za wielki talent. Ostatecznie stał się jednym z tych napastników, którzy niechętnie plamili się czymś tak trywialnym, jak strzelanie goli, ale miewał swoje momenty. Do Austrii trafił w 1999 z Petrochemii, zagrał kilkanaście meczów i trafił raz, po czym… dostał szansę od Genoi. Ciekawe, prawda? Nawet tam zagrał parę razy.

Tomasz Iwan

Iwan miał swoje świetne lata w Holandii, gdy Eredivisie była naprawdę mocna, a jej kluby liczyły się w Europie. Feyenoord, PSV – Iwan rozegrał wiele meczów w Lidze Mistrzów w solidnych ekipach z piłkarzami-ikonami. Ale gdy szedł do Austrii Wiedeń (01-02) był już wyraźnie na znoszącej. Nie poszło w Trabzonie, nie chciano go w Holandii, a w Wiedniu zamiast solidnie przygotować się do mundialu tylko cieniował, dając Engelowi argument, by na niego nie postawić.

Rafał Siadaczka

Reklama

Wydawało się, że Siadaczka ma wszystko, by być jeszcze jednym Polakiem, który napisze ciekawy austriacki epizod. Świetne kopyto, wydolność, sukcesy w Polsce – to była marka, dlatego w Austrii zacierano ręce, że ściągnięto potencjalnie duże wzmocnienie zespołu. Po roku jednak Siadaczka wrócił do kraju ściągnięty przez Franza do Legii, oddawano go bez żalu. Z perspektywy można podejrzewać, że jego choroba już wówczas dawała o sobie znać.

Krzysztof Ratajczyk

Rataja nikomu nie trzeba przedstawiać ani w Polsce ani w Austrii. To jeden z tych piłkarzy, którzy przyczynili się do boomu na polskich graczy. Wiele lat w Rapidzie, z którym jest utożsamiany, a potem przenosiny za miedzę, gdzie również nie zawodził – oczywiście fani byli wściekli, Ratajczyk był pierwszym kapitanem Rapidu, który zdecydował się na taki transfer. Nas zastanawia, że tak bardzo było już po 2000 roku na bocznym torze jeśli chodzi o kadrę, skoro wcale rewelacyjnie na jego pozycji nie było, a cały czas grał na solidnym poziomie. W Austrii świętował mistrzostwo w sezonie 02-03.

Radosław Gilewicz

Człowiek instytucja w tamtym kraju. Król strzelców (łącznie… 99 goli w austriackiej Bundeslidze), czterokrotny mistrz, w tym w sezonie 02-03 właśnie w Austrii. Chyba lepsze lata miał wcześniej w Tirolu, bo potrafił tak pokłuć wielką Fiorentinę w pucharach, że interesowały się nim kluby Serie A (jaka to była wówczas liga wiecie sami), ale i w Wiedniu wykonywał rzetelnie swoją strzelecką robotę.

Arkadiusz Radomski

Zawsze nas zastanawia: co by były gdyby Radomski trafił kiedyś do większego klubu? Wyjechał w młodym wieku do Holandii i radził sobie. Z Heerenveen grał nawet w Lidze Mistrzów – tak, był taki szalony sezon. Miał papiery na poważny transfer, ale nigdy nie wskoczył wyżej, zawsze były to tylko europejskie średniaki i takim też była Austria. Niby z “Fioletowymi” mistrz kraju i zdobywca pucharu, ale też tutaj doznał przykrej kontuzji, przez którą obniżył loty.

Adam Ledwoń

Po wielu udanych latach w GKS Katowice wyjechał do Bayeru Leverkusen. Poważny klub, silna liga, wydawało się, że skrojona na umiejętności i charakter Ledwonia. Nie dał jednak rady, nie przebił się. Via Fortuna Koln trafił do Austrii i znalazł swoją przystań, stając się na długie lata jedną z najbardziej charakterystycznych postaci ligi. Pierwszym austriackim przystankiem właśnie Austria, z którą mistrzostwa nie świętował, ale na papierze miał do tego prawo: zagrał raz w sezonie 02-03.

Sebastian Mila

Znacie dobrze tę historię: po pucharowym rajdzie Groclinu zachwyt Milą był ogólnopolski. Miał przebierać w doskonałych ofertach, już przymierzać koszulki uznanych klubów. A tu nagle hukło: jedzie do austriackiej Bundesligi. TYLKO austriackiej Bundesligi, dodajmy. O co tu chodzi, przecież Sebek ma większe ambicje, dlaczego tylko Austria? No więc wkrótce okazało się, że nawet Austria to za wysokie progi. Niezły początek, ale później słabo – po latach Sebastian sam mówi, że nie był wtedy do końca przygotowany na zagraniczny wyjazd pod względem mentalnym.

Jacek Bąk

Czego by o Bąku nie mówić (a można wiele), tak piłkarzem był bardzo solidnym i długowiecznym. Przecież już przenosiny do Kataru miały być emeryturą, a on przyjeżdżał stamtąd i był ważnym ogniwem kadry. Po Katarze bite trzy lata w Austrii. A że działy się też takie historie? Cóż.

Taki płaszcz miałem już 12 lat temu: czarny z lisem. Założyłem go dwa razy. W Hiszpanii było ich w sprzedaży dziesięć. Przebywałem na obozie, wszedłem do sklepu, młodzi piłkarze Austrii Wiedeń założyli się ze mną, że go nie kupię. Zdziwili się, musieli mi zapłacić po sto euro. Dla tych nastolatków to była bolesna przegrana, dlatego ostatecznie oddałem im te pieniądze.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...