75 minuta wczorajszego Real – Roma. 4:0 w dwumeczu, pozamiatane, nie ma czego zbierać – na murawie trwają dożynki. Ale wtedy na boisko wchodzi on, Il Capitano, Król Rzymu, Francesco Totti. I dostaje owację na stojąco mniej więcej taką, jaką otrzymałby strzelec hat-tricka w El Clasico. Owację, jakiej nie powstydziłby Jerzy Dudek żaden gwiazdor „Królewskich”, owację, która tylko nabiera wagi, gdy wspomni się jak niektóre z ikon były tu potraktowane, by przypomnieć pożegnanie Casillasa, który machał do pustych trybun.
To zdarzenie jak w soczewce skupia aktualną sytuację Francesco. Znowu przecież został posłany nie do boju, a na przebieżkę. Było 0:4 w dwumeczu – Spalletti wpuścił Tottiego jakby na odczepnego, a niech sobie pogra, pobiega, i tak już o nic nie gramy. Nic nie zawali. Ale szacunek kibiców wobec Il Capitano jest niezmierzony. Wychodzi poza skalę. To Ikona i legenda na pewno nie tylko w Rzymie. Totti odczuł to wsparcie bardzo mocno, cel kibiców został osiągnięty: – Nie da się opisać słowami co wtedy czułem. To było piękne. Pokazuje, że jednak coś tej piłce dałem.
Tak Francesco, dałeś. Gwarantujemy: jeśli przyjedziesz z Romą do Gliwic, Niecieczy albo Szczecina, też ci załatwimy owację na stojąco.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że oklaski Bernabeu nie były przypadkowe. Totti i Real mają swoją historię. Il Capitano miał zostać kolejnym Galactico. Florentino Perez polował na Tottiego od lat, ale zatwardziały romanista był nieugięty, choć przyznawał, że poza Italią to właśnie Real jest jego ulubionym klubem, któremu kibicował już w dzieciństwie. Tak, wiemy, zgrana formułka, ale gościa, który spędził ćwierć wieku w jednych barwach naprawdę nie posądzamy o takie tanie kunktatorstwo. Padały konkretne nazwiska idoli: Butragueno, Michel, Schuster, Sanchis, Hugo Sanchez.
Totti wymienił się też koszulkami z Ramosem
W 2004 Roma sprzedała Samuela do Madrytu i Emersona do Juve. Drużyna zaczęła się sypać. W Madrycie dyrektorem sportowym był Arigo Sacchi, dla którego rodak również był priorytetem. Kampania „Totti nowym Galactico” trwała miesiącami. Piłkarze Realu opowiadali, że marzą o grze z Włochem, Floro Perez proponował rekordową pensję, Totti pierwszy raz się wahał. Ale ostatecznie zarząd Romy wydał 35 milionów euro na transfery i Francesco dał się przekonać, że Rzym nie upadł.
Pierwszy raz zagrał na Bernabeu 21 lat temu w meczu pożegnalnym Butragueno. Roma wykazała się kurtuazją i nie przeszkadzała, oberwała 4:0 ku uciesze publiczności. Kolejne starcia z Tottim w Madrycie były trudniejsze: 11 września 2001, w ten pamiętny dzień, Totti strzelił gola i Roma zremisowała 1:1 z późniejszymi mistrzami Champions League. Rok później ukłuł i dał Romie zwycięstwo 1:0, w 2004 brał udział w thrillerze: Giallorossi prowadzili już 2:0, by przegrać 2:4. Zemsta przyszła w 2008, kiedy Totti poprowadził swoich kolegów do triumfu 2:1 nad ekipą prowadzoną wówczas przez Bernda Schustera.
Wczoraj w emocjach kapitan rzucił dość zaskakujące słowa. Francesco przyznał bowiem, że jedyne czego żałuje w karierze, to właśnie tego, że jednak nie spróbował gry w Madrycie. Czy to w jakikolwiek sposób zmieni jego odbiór wśród romanista? Skoro w ten sposób niejako żałuje, że całą karierę spędził w ukochanym klubie? Nie, kibice wszystko mu wybaczą. Poza tym można po pierwsze: odebrać to jako formę kurtuazji za piękne podziękowanie Bernabeu, po drugie: zrozumieć, bo jego gablota z trofeami powinna być większa, a ambicje mógł w Madrycie zrealizować.