Wracamy z naszym stałym cyklem, który jak wiecie – albo i nie – od tego roku ma odświeżoną formułę. Wybieramy nie 20, a 50 najlepszych piłkarzy na świecie w danym miesiącu, a dalej jest już w zasadzie tak samo – przyznajemy im punkty, które przypisane są do poszczególnych miejsc, a na ich podstawie tworzymy klasyfikację generalną. No i tym sposobem na początku stycznia poznajemy piłkarza roku.
Luty. W przeciwieństwie do poprzedniego miesiąca wszystkie najważniejsze ligi grają już pełną parą, nikt nie ma prawa czuć się poszkodowany. Wróciła Liga Mistrzów, najlepsze drużyny na kontynencie zagrały po jednym spotkaniu. Z kolei w Lidze Europy za nami już pierwsze dwumecze. Do tego oczywiście krajowe puchary, które też wchodzą już w kluczowe fazy, w zasadzie skończyło się podbijanie bilansów na amatorach. Działo się, była przestrzeń do tego, by się pokazać.
No dobra, komu się udało? Najpierw szybki przegląd najlepszych z miejsc 50-21.
Cóż, nie da się ukryć, że jest kilka niespodzianek. Jeszcze dwa tygodnie temu Marcusa Rashforda znało tylko wąskie grono specjalistów, dziś mówi o nim cały świat. Z całą pewnością można do nich zaliczyć również obecność Łukasza Piszczka. Nie czarujmy się – od dłuższego czasu Polak oddalał się od światowej czołówki. Jesienią wydawało się wręcz, że za chwilę może mieć poważny problem z grą, jego konkurent był świetny. Jednak Piszczek jeszcze raz pokazał klasę, czapki z głów.
Ale oczywiście to nie ostatni Polak w naszym zestawieniu, jedziemy dalej.
Niemiec zrobił sobie krótki urlop od zaliczania asyst, ale w lutym powrócił do obowiązków. Do swojego imponującego dorobku dorzucił udział przy dwóch kolejnych bramkach (z Leicester i Manchesterem United), łącznie ma już 18 asyst w tym sezonie ligowym, więc pobicie rekordu Premier League należącego do Henry’ego (20) wydaje się być jedynie kwestią czasu. Prócz tego zdobył dwie bramki. Nic dziwnego, że fani Arsenalu histerycznie zareagowali na wieść, że Oezil odrzucił propozycję podpisania nowego kontraktu. Ale skoro mówi się, że chętna na jego usługi jest Barcelona…
Według portalu statystycznego whoscored.com to właśnie młody Francuz zasłużył w poprzednim miesiącu na tytuł najlepszego piłkarza w Europie. Różnie można podchodzić do stosowanego tam algorytmu, ale z całą pewnością jest on cenną wskazówką, gdy szukamy gości, którzy mają za sobą bardzo dobry czas. To co, chyba wypada krótko przedstawić tego piłkarza, bo niewykluczone, że niektórzy z was słyszą o nim po raz pierwszy, ale pewnie nie ostatni. 21 lat, ale już ponad 100 spotkań w barwach Olympique Lyon. Głównie pełni funkcję tzw. pomocnika typu “box-to-box”, ale zdarza mu się grać bardziej defensywnie, a nawet na prawej obronie. Występuje we francuskiej młodzieżówce, ostatnio pod nieobecność Aymerica Laporte pełnił nawet funkcję jej kapitana, ale – jak przyznał w jednym z wywiadów – po cichu liczy, że jeszcze zdąży przed Euro załapać się do dorosłej kadry.
Bohater ostatniej akcji w meczu Ligi Mistrzów pomiędzy Benfiką a Zenitem – zapewnił swojej drużynie skromną zaliczkę przed rewanżem. W lidze portugalskiej po prostu się bawi. Trzymajcie się mocno, to jego liczby: 24 mecze, 26 goli, 11 asyst. Jednak mimo tych kosmicznych statystyk – i mimo problemów konkurencji – nie może się doczekać powołania do reprezentacji Canarinhos, w której ostatni raz wystąpił w 2012 roku. Ma 31 lat, zapewne poważniejszej kariery klubowej już nie zrobi, ale z pewnością stać go jeszcze na wiele zrywów.
Wychowanek PSG, który ciągle czeka na prawdziwą szansę w klubie ze stolicy Francji. Na razie trafia na wypożyczenia, Villarreal to – po Lens i Bastii – już trzeci taki przystanek. W tych klubach bronił regularnie, a przeprowadzka do Hiszpanii pozwoliła mu wskoczyć na wyższy poziom (jesienią dostał nawet powołanie do reprezentacji, jeszcze w niej nie zadebiutował). W lutym tylko Marek Hamsik w meczu Ligi Europy znalazł na niego sposób, ale w dwumeczu zatrzymywał ofensywną machinę Napoli na tyle skutecznie, że to jego drużyna gra dalej. W Hiszpanii nie dał się pokonać piłkarzom Athletiku Bilbao, Malagi, Atletico Madryt i Levante, a przynajmniej dwie z tych drużyn nie mają przecież żadnych problemów ze strzelaniem.
Jesienią był głównie królem rzutów wolnych, można chyba nawet powiedzieć, że celnymi uderzeniami ze stojącej piłki nieco przedłużył pobyt Jose Mourinho na Stamford Bridge. Ostatnio co prawda nie trafia już w ten sposób, ale i tak jest twarzą odnowionej Chelsea. Wyróżnia się nawet wtedy, gdy kończy mecz bez gola czy asysty. Weźmy chociażby mecz z PSG w Lidze Mistrzów, po którym trafił do jedenastki kolejki czy udane spotkanie z Manchesterem United.
Jego interwencja w spotkaniu z Napoli, w której czubkiem buta ściągnął piłkę z głowy Higuaina, z pewnością będzie wymieniania jako jeden z najważniejszych momentów sezonu Serie A. Dla niego to jednak w sumie chleb powszedni, wielokrotnie ratował już przecież Juve w taki sposób. Dziś trudno nie wymienić jego nazwiska w gronie pięciu najlepszych stoperów na świecie. W lutym przypomniał również, że potrafi się zachować także pod bramką przeciwnika – to właśnie on otworzył wynik w starciu w Interem.
Klubowy kolega Kuby Błaszczykowskiego dwa razy trafił w tym miesiącu do jedenastki kolejki Serie A, lecz w zasadzie po każdym z pięciu meczów musiał być brany pod uwagę przy przyznawaniu tego wyróżnienia. Za Fiorentiną niezły czas w lidze – drużyna nie przegrała od siedmiu spotkań (mierząc się m.in. z Napoli i Interem), w czym spora zasługa właśnie Hiszpana. Na minus odpadnięcie z Ligi Europy po dwumeczu z Tottenhamem, ale i po tych spotkaniach nie można mu wiele zarzucić.
Za nim “miesiąc konia”, na pewno najlepszy w dotychczasowej karierze i najprawdopodobniej również w całej przygodzie z piłką. Raczej tego nie powtórzy. Otóż wyobraźcie sobie, że ten 30-letni stoper z Senegalu, który w całej przygodzie z piłką strzelił osiem goli, teraz w jednym miesiącu zapakował cztery bramki! Wszystkie dosyć istotne, bo mówimy o dwumeczu Ligi Europy z Basel i spotkaniach z Rennes oraz Monaco, z których dzięki jego trafieniom drużyna wyszła z czterema punktami. Do tego dorzucił oczywiście przyzwoitą grę w obronie. Niebywała historia.
– Gdyby wszyscy byli na moim poziomie, może bylibyśmy na pierwszym miejscu w tabeli – powiedział po meczu z Atletico Madryt. Abstrahując od burzy powstałej po zaatakowaniu kolegów tak otwartym tekstem, ujmijmy to tak – jeśli Ronaldo miał na myśli swój poziom z meczów z Romą czy Athletikiem, niewykluczone, że jest w tych słowach dużo racji. Ale były przecież też takie spotkania, w których grał znacznie słabiej, gdyby koledzy dostosowali się do tego poziomu, Real walczyłby o jakąś Ligę Europy. Strasznie nierówny zrobił się Ronaldo. Wciąż wymiata, wciąż jest w czołówce, ale zgodzicie się chyba, że do optymalnej formy trochę mu brakuje.
Delikatny dołek? Cóż, większość z poważnych piłkarzy podpisałaby pakt z diabłem, by w swoim szczytowym okresie prezentować się jak Neymar w lutym. Potrafił pomoc drużynie w najważniejszych meczach, potrafił też na nowo wzniecić dyskusję na temat tego, czy aby za bardzo nie przesadza, ośmieszając przeciwników. Jeśli chodzi o liczby, tym razem nie potrafił dorównać Messiemu i Suarezowi, ale już udowodniał, że stać go na przebicie kolegów z linii ataku.
Asystuje nawet częściej niż Mesut Oezil, a jak wiemy – wydaje się to niemal niemożliwe. Łącznie 23 ostatnie podania we wszystkich rozgrywkach! Do tego 19 bramek w 38 meczach! Jezu, co za sezon Ormianina. Tuchel znalazł do niego klucz. Klopp też mu ufał, ale liczby nie kłamią – jemu się to nie udało. W lutym o jego geniuszu przekonali się m.in. piłkarze FC Porto, Hannoveru czy Hoffenheim.
Wiadomo – skurczybyk jakich mało, ciągle sporo mówi się o jego prowokacjach. Ale chyba jednak więcej o jego świetnej grze. Wyraźnie odżył po odejściu Jose Mourinho. Od tego czasu strzelił już 10 goli we wszystkich rozgrywkach (wcześniej 4). Ostatnio ustrzelił m.in. oba Manchestery i Norwich. Powinien też PSG, ale Kevin Trapp tylko w sobie wiadomy sposób zatrzymał jego strzał. Ale udział przy bramce dającej nadzieję Chelsea oczywiście Costa miał.
Skała. Dość nieoczekiwany bohater Juve w tym miesiącu. Jasne, w meczu z Bayernem przy obu bramkach mógł się zachować lepiej, ale zaliczył w tym spotkaniu również masę udanych interwencji. No a na mecze Serie A mógłby wybiegać w profesorskiej todze. Nie dziwi szacunek, z jakim wypowiada się o nim kilka lat młodszy Bonucci, szef turyńskiej defensywy, którą pokonać niełatwo. – Grałem z wieloma mistrzami i od każdego starałem się czegoś nauczyć, ale piłkarzem, którego najbardziej lubię oglądać na boisku, jest Andrea Barzagli. W pojedynkach jeden na jednego jest nie do pokonania, imponuje na treningach, i zawsze daje z siebie 100%. Myślę, że Andrea jest przykładem dla każdego.
Najlepszy piłkarz Borussii Dortmund w lutym, kibice i eksperci ocenili go nawet wyżej niż Mkhitaryana. A to zajebiście wysoko zawieszona poprzeczka. Co musiał zrobić, żeby ją przeskoczyć? Prosta sprawa – maksymalnie obrzydzić grę rywalom. Po pierwszym meczu z FC Porto dało się nawet usłyszeć głosy, że to jeden z jego lepszych występów w karierze, a mówimy przecież o mistrzu świata, finaliście Ligi Mistrzów i zwycięzcy Bundesligi. Zapewnił stabilizację w obronie, Borussia w 10 tegorocznych meczach straciła tylko 3 bramki (z czego 1 gdy Niemca nie było na boisku).
Jak zwykle – do bólu skuteczny. Juventus zaliczał ostatnio świetną serię minut bez straty gola. Licznik – po 879 minutach – został zatrzymany oczywiście przez Mullera. Niemcy nie mogą się go nachwalić, ostatnio laurkę wystawił mu były trener Jupp Heynckes. – Thomas nie jest typowym napastnikiem w stylu Lewandowskiego czy Benzemy. Nie tylko wykańcza akcje, ale jest w stanie samodzielnie stworzyć zagrożenie i dobrze dograć do partnera. W tej chwili to jedyny słuszny kandydat do tytułu piłkarza sezonu. Zasłużył na to ciężką pracą – powiedział. Cóż, z tym przyznawaniem laurów moglibyśmy polemizować, ale oczywiście lekceważyć dokonań Muellera nie wypada.
Wiadomo, że to dziwny typ. Nawet jak generalnie ma świetny okres – a taki w jego wykonaniu był luty – musi trafić mu się mecz, po którym powiemy: eee, lekkoatleta, a nie piłkarz. Tak było z Realem, delikatnie rzecz ujmując – mógł w kilku sytuacjach zachować się lepiej. Jednak gdy popatrzymy na Serie A – Roma wygrała pięć spotkań, a wymiatał w nich głównie Egipcjanin. Z Palermo wsadził piłkę do siatki niemal z zerowego kąta. Są fajerwerki.
Piłkarz miesiąca w Bundeslidze. Wyboru dokonali internauci, więc pewnie kiedyś z wiadomych względów nie powoływalibyśmy się na ten plebiscyt, ale umówmy się – to już nie te czasy, w których Lewandowski mógłby coś zawdzięczać pospolitemu ruszeniu rodaków. Tytuł zapewnił sobie dzięki świetnym meczom w lidze i udanemu występowi w Pucharze Niemiec, gdzie ładuje na potęgę. Oczywiście z Juve mogłoby być lepiej, miał tylko udział przy trafieniu Robbena, ale to i tak najwyższa półka.
PSG dość niespodziewanie przegrało pierwszy mecz ligowy w tym sezonie (1-2 z Lyonem). Dodatkowo dwa tygodnie wcześniej paryżanie bezbramkowo zremisowali z Lille. Pozostałe mecze udało im się wygrać, a zapewnił to nie kto inny jak właśnie Zlatan. W lidze z Lorient (gol+asysta), z Marsylią (gol+asysta) i z Reims (2 gole + 2 asysty), w Pucharze Francji z Lyonem (2 gole), w Lidze Mistrzów z Chelsea (gol). Pięć świetnych spotkań, klasa. Wciąż nie wiadomo, gdzie będzie grał w przyszłym sezonie, ale nie da się ukryć – byłoby szkoda, gdyby wybrał jakiś egzotyczny kierunek.
W tym przypadku liczby mówią chyba same za siebie. El Pistolero jest bezwzględny. Już prowadzi w wyścigu o Trofeo Pichichi.
Dzięki styczniowym popisom po raz pierwszy – w co ciężko uwierzyć – został piłkarzem miesiąca w La Liga. U nas taki tytuł zgarnia już po raz piąty (ostatni raz w czerwcu zeszłego roku), ale nie będziemy rozstrzygać, kto dokonał trafniejszych wyborów. Luty Messi miał genialny. Fakt, strzelił mniej bramek niż Suarez, zanotował też mniej asyst niż Urugwajczyk, ale jednak to on odegrał kluczową rolę w najważniejszych meczach Barcy w tym miesiącu. On rozłożył na łopatki Arsenal, on strzelił bardzo ważnego i pięknego gola Sevilli, który pozwolił skruszyć mur postawiony przez przeciwnika.
***
No i tradycyjnie nasze TOP30. Messi przytulił pięć dyszek i pewnie prowadzi, ale straty nie są duże. Pierwsza dwunastka to goście, którzy pojawili się również w styczniowym zestawieniu, na niższych miejscach jest jeszcze pięciu takich piłkarzy, więc rotacja jest spora…