Reklama

Promocja piłki błotnej trwa w najlepsze. Przy okazji skorzystało Podbeskidzie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

01 marca 2016, 21:04 • 2 min czytania 0 komentarzy

Swamp football. Po polsku – piłka błotna. Nie jest to szczególnie popularna dyscyplina sportowa w naszym kraju, ale jej nieliczni fani właśnie mają swoje pięć minut. Mecze pokazywane są w ogólnokrajowej telewizji, a swoich sił próbują w nich profesjonaliści na co dzień uprawiający „dyscyplinę-matkę”. Nie można było sobie wymarzyć lepszej promocji, ale szczerze mówiąc – wątpimy, by błotna odmiana futbolu nagle zyskała na popularności. A już na pewno nie w takiej formie, bo ledwo przetrwaliśmy 90 minut meczu pomiędzy Podbeskidziem Bielsko-Biała a Górnikiem Łęczna. 

Promocja piłki błotnej trwa w najlepsze. Przy okazji skorzystało Podbeskidzie

Jezu, co to były za męczarnie. Wyobraźcie sobie lekcje WF-u w podstawówce, na której wredny nauczyciel wymyślił sobie, że zamiast w gałę, można pograć w ping-ponga. I znudzeni uczniowie odbijają sobie piłeczkę, ta krąży między stronami, aż do momentu, w którym ktoś wypieprzy ją poza pole gry. Od czasu do czasu komuś wyjdzie ścinka, ale generalnie widowiskowości w tym prawie nie ma. Wszyscy tylko czekają na sygnał, który będzie oznaczał, że można się zwijać. Tak właśnie wyglądał dzisiejszy mecz.

Oczywiście to nie tak, że na tym kartoflisku nie dało się kompletnie nic zrobić. Nawet podobały nam się ze trzy akcje. Najbardziej ta Podbeskidzia z pierwszej połowy – długa piłka na linię szesnastki do Szczepaniaka, ten klatką piersiową zgrał do Demjana, a Słowak natychmiast uderzył z woleja. Dziugas Bartkus co prawda nie musiał się wysilać, ale jednak – był powód, by nie przełączać na „Jaka to melodia”.

Gdy wydawało się, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem, po którym szkoleniowcy będą głównie cieszyć się z tego, że obyło się bez plagi kontuzji (lekkich urazów doznali chyba tylko Piesio i Kowalski), Podbeskidzie strzeliło dwa gole. W zasadzie przy obu w tle powinna lecieć muzyczka z Benny’ego Hilla. Po strzale Szczepaniaka z tzw. „prezesa” i rykoszecie, piłka nieśpiesznie wturlała się do bramki obok zmylonego Bartkusa. Przy drugiej litewski bramkarz tak nieporadnie łapał wstrzelenie piłki w okolice światła bramki, że pomógł jej znaleźć się w siatce.

Robert Podoliński – przynajmniej zdaniem komentatorów – chciał przełożenia tego spotkania, ale teraz pewnie nie żałuje, że doszło ono do skutku. Podbeskidzie wygrało trzeci mecz z rzędu i zawędrowało w okolice grupy mistrzowskiej (ma punkt mniej niż Lech). Teoretycznie w piątek jego zawodnicy będą musieli mierzyć się z wypoczętą ekipą z Kielc, ale umówmy się – szanse na to, że po takiej orce boisko już za dwa dni będzie nadawać się do grania nie są zbyt wielkie.

Reklama

qBtpliW (1)

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...