Znaleźli się na życiowym zakręcie i chyba trochę pogubili. Mają wszelkiego rodzaju problemy – od zdrowotnych, przez psychiczne i alkoholowe, po zawodowe. Dziś chcieliby wrócić do normalności, na właściwe tory. Najlepiej w miejscu, w którym jest spokój, bez blasku fleszów, większego zainteresowania i uwagi… Kilka dowodów na to, że za sprawą zimowych ruchów transferowych pierwsza liga zaczyna robić za ośrodek terapeutyczny.
DAWID JANCZYK. Problem alkoholowy
To chyba najlepszy przykład, że jemu terapia jest potrzebna. Co więcej, takową w zakładzie zamkniętym przechodził – umieściła go tam Legia – ale stwierdził, że lepiej na wolności i dał nogę. Janczyk trochę pograł w Piaście, wydawało się, że wraca do formy, strzelił dwa gole w Pucharze Polski, ale miejsca w składzie nie wywalczył. I przepadł. Dziś powraca jako piłkarz Sandecji: jest w mieście, z którego pochodzi, w klubie, w którym się wychował. Skoro zgłosił się do klubu, a klub akurat szukał napastnika, dostał szansę. Początkowo wyglądał kiepsko, bo miał nadwagę, wysoki poziom tkanki tłuszczowej i zaległości treningowe, ale ciężko pracował i zaczął trafiać w sparingach. Ale każdy i tak ma świadomość, że jest tykającą bombą, że w końcu stanie zegar. Sam o sobie mówił: – Kiedy nie grałem, pojawili się różni ludzie i popijało się. Ale to nie było tak, że piłem, bo musiałem, bo nie mogłem bez tego funkcjonować. Nie jestem alkoholikiem. To była ucieczka od kłopotów. Na początku zeszłego roku żona poroniła, nie grałem, miałem kłopoty finansowe. Piłem, żeby zapomnieć. (Super Express)
WOJCIECH PAWŁOWSKI. Problem z samooceną
Rok temu ocenialiśmy, że Wojciech Pawłowski wykonuje rozsądny ruch, bo chce się odbudować w pierwszej lidze. W Bytovii rozegrał kilka spotkań i stracił miejsce w składzie na rzecz Tomasza Laskowskiego. Ba, przestał nawet lądować wśród rezerwowych. Od zakończenia poprzedniego sezonu możemy odnotować w jego sprawie tylko trzy wydarzenia: w czerwcu nie zdał testów w litewskim Atlantasie, w październiku wrócił do treningów z Udinese, a w styczniu zameldował się w Rozwoju Katowice. Czy wróci w końcu na ziemię? Dla przypomnienia legendarny cytat, po jednej udanej rundzie: – Nie mam zamiaru więcej grać w polskiej lidze. Przez tych 16 meczów poznałem Ekstraklasę od środka i zdążyłem się przekonać, jaki to brud, smród i obłuda. Wolałbym zakończyć karierę, zamiast znów grać w Polsce. Mentalność i sposób rozumowania niektórych ludzi w polskiej piłce to dramat. (…) W naszym kraju ludzie są tacy, że chętnie śmieją się z rodaka. Ludzie z Gdańska też chętnie szydzą, ale nie powinni zapominać, dzięki komu w tej zapyziałej ekstraklasie, która jest przesiąknięta brudem i oszczerstwem, ich klub zdobył w tamtym sezonie parę punktów. (2×45.info)
MATEUSZ SZWOCH. Problem zdrowotny
Arytmia serca, operacja, pogłoski o zakończeniu kariery, artykuł o depresji. W życiu Mateusza Szwocha działo się ostatnio sporo i mało co miało związek z futbolem. Do Legii trafił półtora roku temu, rozegrał w tym czasie skromnych osiem spotkań… i tyle. Ale ciężko w jego przypadku pisać, że to stracony czas. Od pewnego momentu priorytetem w jego przypadku jest zdrowie. Akurat kiedy wrócił po problemach z sercem, złapał uraz kompletnie z tym niezwiązany: naciągnięte więzadła poboczne. Ciekawią nas jego dalsze losy, bo chyba sam wie, że dostał drugą zawodową szansę od losu. O tym, co było najtrudniejsze, mówi: Świadomość, że można nie wrócić. To inna sytuacja niż przy nawet bardzo poważnej kontuzji, typu zerwanie więzadeł. Wtedy wiesz, że czeka cię ciężka praca przez niecały rok, ale wracasz. To naturalna kolej rzeczy. Tutaj takich gwarancji nie było.
MICHAŁ GLIWA. Problem z pewnością siebie
Jakie bramki puszczał w Ekstraklasie – doskonale pamiętamy. Ale przecież miał opinię gościa, który umiejętności ma całkiem niezłe, świetnie wygląda na treningach, a swego czasu dostał nawet powołanie do reprezentacji Polski. Kiedy bez żalu pożegnano go z kraju, zaczepił się nie byle gdzie, bo u wicemistrza Rumunii. W Pandurii, zamiast pełnić rolę popychadła, co wielu sugerowało, częściej miał miejsce w składzie niż go nie miał. W lipcu rozwiązał kontrakt, przez pół roku pozostawał bez klubu, aż zameldował się w Sandecji. Ostatnie wspomnienie z Polski, o którym dwa lata temu opowiadał Weszło, ma nieciekawe: – Stawałem w bramce i rywalizowałem nie dość, że z rywalami, to ze swoimi kibicami. Czyli walczyłem z każdym na stadionie dookoła. Wszystkie moje interwencje, również te udane, były kwitowane albo gwizdami, albo śmiechem. Nieważne, czy się starałem, czy nie, to i tak na mnie wrzucali. Przyszedł w końcu mecz z Piastem i wtedy już cały stadion skandował, żebym wypierdalał. Przesadzili, ja miałem dość.
PETTERI FORSELL. Problem z obżarstwem
W Miedzi Legnica pojawił się ciekawy chłopak – pomocnik z Finlandii, który grał m.in. w Turcji i Szwecji, a w jednym sezonie potrafił strzelić jedenaście goli. Jakiś czas temu uchodził w swoim kraju za spory talent, umiejętności na kompilacjach wideo ma niezłe, ale… grafika Google podsyła jeszcze jedną informację. Mamy świadomość, że nie każdy fotograf jest dobry, zdjęcia czasem są zniekształcone, no i oczywiście paski (konkretniej: jeden pasek) pogrubiają, ale come on! Dla niekumatych: Ludwiczek na poniższej fotce nazywa się Forsell.
JEAN-YVES M’VOTO. Problem jeszcze niezdefiniowany
Spytacie: po cholerę go tutaj umieszczanie? Ano po to, że wiemy, że za moment coś się wydarzy. Jeśli Radosław Osuch opowiada, że ma teraz lepszy skład niż wiosną w Ekstraklasie (z Sandomierskim, Micaelem, Mariciem, Majewskijem czy Barisiciem) – wzrasta nasza podejrzliwość. Jeśli do Zawiszy trafia bardzo ciekawy Izraelczyk, który ostatnio grał w drugiej lidze hiszpańskiej (Gal Arel) i były zawodnik PSG, Sunderlandu, a niedawno podstawowy zawodnik w League One (M’Voto) – jesteśmy przekonani, że coś nie gra. M’Voto akurat wizualnie przypomina nam Goulona, który piłkarsko świetnie wypadał, ale stwarzał sporo problemów. Osuch mówił o nim: – Od pewnego czasu do klubu zgłaszały się młode kobiety, które twierdziły, że były przez Goulona bite i zmuszane do robienia różnych rzeczy. Wiem, że podobne sprawy ciągnęły się za nim i we Francji i w Anglii. W tym drugim kraju był skazany za pobicie kobiety. Piłkarz zamiast trenować urządził sobie domy schadzek w Poznaniu, Warszawie i we Wrocławiu. Poza tym rutynowe badania jakie przechodzą zawodnicy sugerowały, że Goulon mógł zażywać narkotyki. (Sport.pl)