Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

25 lutego 2016, 13:42 • 8 min czytania 0 komentarzy

Masz siedemnaście lat, grasz w juniorach klubu, który zna w kraju każdy, agent i trenerzy roztaczają przed tobą wielkie perspektywy. Masz pierwszą kasę, jak na ten wiek całkiem niezłą, masz respekt u rówieśników, nie mówiąc o rówieśniczkach. Wszystko toczy się jak piękny sen. Ale w futbolu nie ma miejsca dla tysiąca tak śniących. Prawda jest taka, że większość obiecujących talentów gubi się po drodze, a ich sen może błyskawicznie zmienić się w koszmar, na co nie są gotowi w najmniejszym stopniu.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

***

Kilka fragmentów wprowadzających, konieczne elementy układanki.

Film dokumentalny Clarka Carlislie, byłego reprezentanta angielskiej młodzieżówki, solidnego defensora. Odwiedza on prestiżową szkółkę, wpada na trening jednego z roczników.

– Ilu z was ma plan na wypadek, gdyby coś się nie udało?

Reklama

Wspólne “no plans, no plans”, liczne uśmiechy. Ten gość naprawdę sugeruje, że możemy się nie przebić? Ale śmieszek.

– Studia? Praca?

Drąży Carlislie. Napotyka tylko rozbawienie. W końcu odzywa się jeden:

– Nie myślę o planie B. Futbol to moje życie. Futbol to mój plan A, B i C.

– Prawda jest taka, że będzie wielkim fartem, jeśli chociaż jeden z was jak tu stoimy przebije się do poważnej piłki, wiecie o tym? Jeden procent, który próbuje sił w piłce, daje radę. I wiedząc to nie robicie żadnych planów rezerwowych?

Mina chłopakom nieco zrzedła, ale nie komentują. Właśnie skonfrontował ich z faktami, które są oczywiste, ale przez młodych piłkarzy w tym wieku skuteczni wypierane. Carlislie rozmawia później z trenerem tych dzieciaków:

Reklama

– Mam tu takich którzy są w akademii od siódmego roku życia. Wyobraź sobie kogoś, kto spędził dziesięć lat w prestiżowej akademii, będąc w niej od dziecka. To ich całe życie.

***

Napisał do mnie pan Mariusz Szewczyk. Kim jest? Mariusz Szewczyk mógłby być każdym z nas.

“Z tym planem A i B w karierze to prawda. Mam dwóch synów w wieku 13 lat. Są dobrymi piłkarzami. Ostatnio bardzo często pojawiają się propozycje przejścia dalej do gimnazjum o profilu sportowym. Warszawa, Łódź, Pruszków. Synowie świetnie się uczą. Zresztą z żoną jesteśmy nauczycielami i nauka jest na pierwszym miejscu. Jestem też nauczycielem klas sportowych, to wiem, jak to jest. Jednak prawda jest taka, że człowiek myśli, że nie wysyłając ich dalej, to jednak przekreśla się szanse. Jest dylemat. Chłopcy mają talent, ale jednak w tak młodym wieku wysłać daleko od domu. Nawet, jak Ci chłopcy bardzo dobrze się uczą i są ułożeni. A na miejscu szansy rozwoju, przekroczenia pewnego etapu raczej brak. “

***

Gdy Josh Lyons trafił do akademii Tottenhamu, czuł się jakby złapał pana Boga za nogi. Jego ukochany klub, który mógł reprezentować w juniorskich starciach z innymi działającymi na wyobraźnię markami. Pierwsze pieniądze, może nie dość duże gdyby przyszło za nie żyć, ale dla dziecka znaczne. Praca w doskonale zorganizowanej akademii, pod okiem znakomitych trenerów – jak tu nie uwierzyć, że to przekuje się w sukces?

Ale w wieku szesnastu lat go odpalono, jak wielu, bo przecież Tottenham ma pod swoimi skrzydłami kilkuset Joshów Lyonsów.

Josh dziesięć lat szukał nowej drogi, nie znalazł jej nigdy. W wieku 26 lat rzucił się pod pociąg.

Koroner Karen Henderson: – To był punkt zwrotny, który zniszczył marzenia, a w konsekwencji życie tego chłopca. To jeden najważniejszy czynnik, który zapoczątkował serię wydarzeń, z których ostatnim było samobójstwo.

Ojciec Josha: – Grając dla Spurs, Josh żył jak w bajce. Kiedy został wyrzucony odcisnęło to na jego psychice trwałe piętno. Jego samoocena i pewność siebie spadły do zera. Josh uważał, że jest chodzącą porażką.

***

Jim White, dziennikarz, autor “You’ll Win Nothing with Kids: Fathers, Sons and Football”: – Jednym z problemów systemu akademii piłkarskich jest to, że są “masówką”. Rzucają jak największą liczbę graczy do boju i liczą, że ktoś sobie poradzi. Biorą czterdziestu ośmiolatków doskonale wiedząc, że szanse na to, że ktokolwiek się przebije, są małe. Ci ośmiolatkowie uważają natomiast, że będą piłkarzami, a ta wiara jest w nich utrwalana przez kolejne lata.

***

“Wszyscy myśleli, że mi się udało, że odniosłem sukces. Byłem dwudziestojednoletnim profesjonalnym piłkarzem grającym w Queens Park Rangers i młodzieżowej reprezentacji Anglii. Miałem piękne mieszkanie, ładny samochód i kochającą rodzinę. Ale dla mnie jedyną racjonalną myślą było wówczas samobójstwo. Poszedłem do parku z garściami tabletek i myślałem “wezmę je wszystkie i zabiję się, bo jestem bezużyteczny”. Wracałem właśnie po ciężkiej kontuzji i wątpiłem, czy zdołam wrócić do pełni formy, a uważałem, że bez futbolu nie będę znaczył dla ludzi nic – w swoich oczach bez piłki byłem bezwartościowy. Znalazła mnie dziewczyna i zawiozła do szpitala, uratowano mnie w ostatniej chwili.”

Clark Carlislie.

***

Piłkarz to ma klawe życie? Tak, jeśli się przebił (choć i na niego wczytując się w statystyki depresji u byłych graczy czeka bomba z opóźnionym zapłonem). Ale na każdego, który sobie dał radę, przypada stu takich, którzy wierzyli równie mocno w sukces, ale odpadli po drodze.

Nie powiem, że na każdego ligowca przypada stu Jasiów Boniowskich, bo wielu ułożyło sobie życie gdzie indziej. Ale nie oszukujmy się, jest też bardzo wielu, którzy nie mogli się pozbierać, którzy mieli znacznie trudniejszy start w dorosłe życie i łatwo sobie uzmysłowić dlaczego.

Paradoksalnie najbardziej narażeni są ci, którzy są o krok, a więc ci, którzy trafili do prestiżowej akademii. Zostali wybrani, wyselekcjonowani, grali w reprezentacjach kraju bądź regionu. Już pokonali w wyścigu peleton, są w ucieczce, wierzą mocno. Reprezentują działające na wyobraźnię barwy, każdego dnia mijają tych, którym się powiodło.każdego dnia widzą ten poważny futbol, którego chcą być – w ich umysłach niezachwianie: będą –   częścią.

Ale z nawet najlepszej akademii większość trafia na bruk.

Pamiętacie Cuqui z Widzewa, Hiszpana, który w La Masii spędził siedem i pół roku grając na pozycji Xaviego? Jako dziecko opuścił rodzinny dom i przeniósł się do Barcelony. Wyjechał z dala od rodziny, postawił wszystko na jedną kartę, rodzice zgadzając się – również. Camp Nou, La Masia, Barcelona – słowa klucze, które miały prawo oczarować.

Przypomnijmy więc, że do Widzewa trafiał z rezerw CF Rayo Majadahonda, a w Łodzi nie zagrał nawet dziewięćdziesięciu minut.

Nawet w La Masii na jednego Xaviego przypada kilkadziesiąt Armandów Ella Kenów i Cuquiów.

Dorosły futbol jest konkurencyjny? A pewnie, jak cholera. Opuścisz się z formą o parę miesięcy i już możesz wypaść z obiegu. Ale to i tak nic w porównaniu z konkurencją w futbolu juniorskim. Tam odchodzi czyste szaleństwo. Kilkaset osób na jedno w konsekwencji bylejakie nawet miejsce na ławce rezerwowych Ekstraklasy. Kontuzja? Sorry, na twoje miejsce jest kilkunastu. Nikt nie będzie czekał, inni w tym czasie przecież tak pięknie się rozwinęli – w Legii przekonał się o tym schemacie nawet Lewandowski.

Przy takiej konkurencji trudno też nie założyć: muszę zrobić wszystko, bo inaczej wyprzedzą mnie inni, którzy tak właśnie zrobią. Jeśli będę szykował sobie plan B, wtedy oddali się plan A. Ogromny problem dotyczy 17-18-latków, trafiających do pierwszego zespołu – codziennie trening, wyjazdy, zgrupowania. Czasu na naukę bardzo mało. Pan Mariusz pisze o żywym, realnym dylemacie.

***
Michael Kinsella w Liverpoolu wychowywał się z Gerrardem i Owenem. Wróżono mu równie wielką karierę. Miał już pierwsze obiecujące przetarcia, miał niezły kontrakt.

Wkrótce wylądował w więzieniu za handel narkotykami. Twierdzi, że równie groźne co wyobrażenie, że jesteś o krok od spełnienia marzeń, są pieniądze. Młodziutki piłkarz zaznajamia się z niezłą forsą, z wysokim statusem społecznym wśród rówieśników, a w konsekwencji też z wysokim statusem wśród, cóż, rówieśniczek. Przyzwyczaja się do pewnego stylu życia, a potem ciężko się przestawić na stateczniejszy. Następuje krach w momencie, gdy jeszcze mało co wiesz o życiu, gdy na tąpnięcia nie tyle nie jesteś w stanie się przygotować, co nie wierzysz, że będą dotyczyć właśnie ciebie.

Kinsella dziś prowadzi fundację, która pomaga odrzuconym juniorom stanąć na nogi. I to jest fajna historia, że choć zajęło mu tak wiele lat, by wyjść na prostą, tak dzisiaj służy swoim doświadczeniem nie tylko robiąc za przykład tego jak to wszystko może się spieprzyć.

***

Stoimy u bram wielkich zmian w szkoleniu młodych piłkarzy w Polsce. Nie mam najmniejszych wątpliwości: wkrótce każdy poważny polski klub będzie miał równie poważną, zorganizowaną na zachodni wzór akademię. Już niektórzy czerpią garściami z tych wzorców, zasilają swoje drużyny wychowankami, a inni mają ambitne, coraz bliższe realizacji plany.

Apeluję, byśmy w tym wszystkim pamiętali, że gra nie toczy się tylko o wynik na boisku i o to, by budżet poprzez sprzedaż wychowanych zawodników lepiej się bilansował. Dla tych młodych, wkręconych w piłkę od najmniejszych lat, to często gra o życie. Nie da się sprawić tak, by nagle wszyscy grali na najwyższym poziomie, ale można, trzeba, szukać sposobów, by tworzyć tym dzieciakom inne furtki. By uświadamiać ich, że futbol to nie wszystko, że muszą też myśleć w innych perspektywach, niż już w wieku siedemnastu lat planować garaż na siedemnaście aut.

Anglicy o tym zapomnieli, do czego teraz się przyznają i zaczynają dopiero wdrażać plany naprawcze, by kolejna tragedia się nie zdarzyła, a by wszyscy inni odrzuceni mieli większe szanse na dobry start gdzie indziej.

My uczmy się na ich błędach, nie swoich.

PS: Jeśli chcecie do mnie napisać w jakieś sprawie, nie krępujcie się.

Leszek Milewski

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
7
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...