Kibice uwielbiają te dyskusje. Wieczne przerzucanie się argumentami, którą ligę ogląda się lepiej. Czy tę, w której wydaje się chore pieniądze na Christianów Benteke lub innych Andych Carrollów, ale z drugiej strony rozgrywki są na tyle wyrównane, że pęczniejące od kasy Manchester i Chelsea mogą cieniować jak Podbeskidzie. Czy może tę, w której gra czterech najlepszych piłkarzy świata, ale układ sił znany jest od samego początku. Debata na temat wyższości Primera División nad Premier League chyba nigdy się nie zakończy, ale po tym, co się ostatnio dzieje w pucharach, kibice futbolu brytyjskiego tracą wszelkie argumenty…
Roma – Real Madryt 0:2
Sevilla – Molde 3:0
Villarreal – Napoli 1:0
Valencia – Rapid Wiedeń 6:0
Olympique Marsylia – Athletic 0:1
Arsenal – Barcelona 0:2
***
Fiorentina – Tottenham 1:1
Midtjylland – Manchester United 2:1
Augsburg – Liverpool 0:0
Paris Saint-Germain – Chelsea 2:1
Arsenal – Barcelona 0:2
***
To jest nokaut. To jest po prostu dominacja absolutna, która nie podlega żadnym dyskusjom. Na razie Hiszpanie wykręcili 6:0, na co Anglicy odpowiedzieli dwoma remisami. I jeśli jeszcze jutro Atletico pyknie na wyjeździe PSV Eindhoven – a umówmy się, to raczej prawdopodobne – wynik Hiszpanii z resztą świata będzie zwyczajnie druzgocący. Pieniądze zwyczajnie nie grają. Anglia byłaby dziś w stanie skusić kasą pewnie większość piłkarzy Athletiku, Villarrealu czy Sevilli, ale lata mijają, a nijak się to nie przekłada na poziom ligi. Raczej wręcz przeciwnie.
Przedstawiciele Primera División wjechali w fazę pucharową z takim impetem jak rozpędzony TIR w stojącego Seata Leona. Dziś nie powinniśmy pytać, która liga jest lepsza, tylko czy ktokolwiek jest w stanie strzelić Hiszpanom gola.