Reklama

Pan Skrzydłowy może jeszcze nie, ale wejście w ligę całkiem solidne

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2016, 21:14 • 2 min czytania 0 komentarzy

Adam Gyurcso. Przyznamy, że ostrzyliśmy sobie zęby na tego piłkarza. Biorąc pod uwagę wszystkie sygnały, jakie do nas docierały – świetne liczby, miejsce w reprezentacji, poważne zainteresowanie ze strony Legii i Lecha – mogliśmy się spodziewać, że do Szczecina trafił Pan Skrzydłowy. Na papierze wygląda, jakby zaliczył debiut-marzenie, w końcu zdobył gola przed własną publicznością, i to jakiego, decydującego, na wagę trzech punktów. Ale kiedy przeanalizowaliśmy jego grę zagranie po zagraniu – dupy nie urwało.

Pan Skrzydłowy może jeszcze nie, ale wejście w ligę całkiem solidne

Mieliśmy wrażenie, że gra trochę na alibi. Niby podchodził pod grę, pomagał przy rozegraniu akcji, ale w większości przypadków wybierał najprostsze rozwiązania, czyli podania do najbliższego. Pojedynki jeden na jeden? Spróbował piętką efektownie przerzucić Gabovsa, ale ten powstrzymał go faulem. Gabovs zresztą całkiem nieźle sobie z nim radził i o ile kompletnie odpuścił go przy trzeciej bramce (gol idzie na jego konto), o tyle wcześniej kilka razy go przepchał/wyłuskał od niego piłkę. A kiedy ktoś taki jak Gabovs wygrywa z tobą pojedynki, nie świadczy to o tobie najlepiej.

Najlepszy dowód na grę na alibi? Kontra, już w końcówce meczu. Zrobił jedną przekładankę, drugą, mógł spokojnie myśleć o zejściu do środka i strzale na długi róg, lecz wybrał zagranie do obiegającego go partnera. Nie dość, że to najprostsze rozwiązanie, to jeszcze zagrał niecelnie. Wyjścia poza schemat? Naliczyliśmy cztery. Głupie podanie w poprzek boiska na 25. metrze od własnej bramki (skończyło się tylko stratą, mogło się skończyć groźną kontrą), wrzutka do Dwaliszwilego (niby celna, ale Gruzin miał małe szanse, żeby coś z nią zrobić), wzięcie na siebie dwóch obrońców i podanie między nimi do Lewandowskiego w pole karne i kapitalny przerzut do Frączczaka przy pierwszej bramce. Zagranie mądre, celne, otwierające drogę do bramki.

Na dłuższą metę Gyurcso ma wykonywać w Pogoni wolne, ale dziś wychodziło mu to średnio. W pole karne posyłał zawiesiny, z których nie bardzo było co zrobić, a kiedy zdecydował się na strzał, bramkarz wyłapał go bez najmniejszego problemu. Sama bramka to już prawdziwy popis wykorzystywania kontrataków. Jeżeli faktycznie chciał strzelić między nogami obrońcy – czapki z głów.

Wejścia z buta w ligę nie było, był za to solidny debiut, z którego za pół roku nikt nie będzie pamiętał podań do najbliższego czy takich sobie wrzutek. Jeśli w następnych meczach Węgier dołoży nieco więcej odwagi i szaleństwa, będą z niego ludzie. Po bramce nieco zeszło z niego ciśnienie – a to dobry prognostyk.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...