Reklama

Kobylański o grze dla Niemiec: Trener Dorna sam mi to podpowiadał

redakcja

Autor:redakcja

13 lutego 2016, 09:55 • 9 min czytania 0 komentarzy

– To nie tak, że się wahałem. Z moim wieloletnim trenerem w juniorskiej reprezentacji Polski Marcinem Dorną długo o tym rozmawialiśmy. Trener nawet podpowiadał mi żebym sprawdził się w niemieckiej reprezentacji. Mówił: „Jedź, zobacz, jak to wszystko tam wygląda. Będziesz miał potem porównanie”. W niemieckiej kadrze rozegrałem osiem meczów, a kolejnych kilkadziesiąt spotkań już w polskiej młodzieżówce – opowiada w „Przeglądzie Sportowym” Martin Kobylański. 

Kobylański o grze dla Niemiec: Trener Dorna sam mi to podpowiadał

FAKT

1

Do Legii wraca… król jajcarzy!

– W szatni zmieniły się tylko kolory. Jest super, podobnie jak wtedy, kiedy odchodziłem. Królem szatni jeszcze nie jestem, ale spokojnie… Kolegom też nie dokuczam, bo teraz nie ma na to czasu. Później będę to robił. Głowę mam pełną pomysłów, zapisuję wszystkie w zeszycie. Kiedyś je spiszemy i wydamy książkę – śmieje się zawodnik. (…) – W Rosji nabrałem doświadczenia, tam grają świetni zawodnicy, cieszę się, że podjąłem decyzję o wyjeździe. Gdybym nie zdecydował się na przyjęcie tamtej oferty mógłbym pluć sobie w brodę, że nie zaryzykowałem – kończy Jędrzejczyk.

Reklama

A w Poznaniu zostaje Szymon Pawłowski, który wczoraj przedłużył swój kontrakt o trzy lata.

Cóż, skoro Bayern się nie zgłosił… – żartuje Szymon Pawłowski (…). – Dużo szczerych rozmów przeprowadziliśmy. Zdecydowaliśmy się kontynuować współpracę przez kolejne trzy lata dlatego, że w ostatnich trzech sezonach rozegrał w Lechu ponad 100 meczów, w których strzelił ponad 20 goli, dorzucił też ponad 20 asyst. W połowie ze spotkań przyczynił się do tego, że Lech zdobył bramkę (…) – opowiada jeden z szefów ekipy mistrza Polski.

GAZETA WYBORCZA

2

Dziś w „Wyborczej” mamy dwa piłkarskie teksty. Pierwszy o PSG, które zaorało krajowe rozgrywki.

Skutki katarskiego nalotu na francuski futbol są spektakularne. Paris Saint-Germain deprawują. Rywali frustrują. Kibiców ligi francuskiej okradają z emocji. Popisy paryżan na krajowych boiskach przypominają trochę stare filmy z Jamesem Bondem. Podziwiasz widoki i efekty specjalne, ale wszystkiego doświadczasz przy tętnie spoczynkowym, nie masz szans poczuć napięcia – nie dość, że wiadomo, że superbohater zatriumfuje, to jeszcze nikt go raczej nie zadraśnie (dlatego zaznaczyłem: stare „Bondy”). I wiadomo, że wszystko mu wolno. Ten z ekranu zabija, kogo zechce, ten z boiska kupuje, kogo zechce. Emocji prawie żadnych. No, może w bajeczkach o 007 niektóre sceny trochę emocji wywoływały, kino ma swoje sposoby, by widza zmanipulować. Ale w meczach PSG? Czyli akurat tam, gdzie emocje, jak to w sporcie, są ponoć niezbędne? W ostatnich 34 meczach ligowych piłkarze PSG 31 razy wygrywali i trzykrotnie remisowali. Znaczy: zdobyli 96 ze 102 możliwych do zdobycia punktów. 94-procentowa skuteczność. Powiedzieć, że seria 34 meczów bez porażki jest najlepsza w czołowych ligach, to nic nie powiedzieć. Następna w rankingu Barcelona pozostaje niepokonana od 15 kolejek. Juventus – od 14. W bieżącym sezonie paryżanie biegali przy niekorzystnym wyniku ledwie trzykrotnie – przez 11 minut z Marsylią, 37 minut z Nantes i kilkadziesiąt sekund ze Stade de Reims. Jeszcze perfekcyjniej wygląda to na własnym stadionie. Tam zremisowali w tym sezonie tylko jedno z 17 spotkań. Gdy natomiast przejrzeć wszystkie krajowe rozgrywki, to ich najnowszy bilans pięknieje do 40 zwycięstw i trzech remisów w 43 próbach.

Reklama

Dariusz Wołowski pisze o tym… jak łatwo być Kapustką.

Jerzy Dudek opowiada, że w polskiej piłce wciąż za dużo jest patologicznych zachowań wobec młodych. Chłopak kilka razy błyśnie, a jego klub i związani z nim menedżerowie zaczynają tworzyć wydmuszkę. Robią wszystko, by wokół młodziana powstało jak najwięcej szumu, żeby szybko stał się chodliwym towarem o sztucznie zawyżonej cenie. Chodzi o to, by na pniu dostać za niego jak najwięcej. Wydmuszka pada na podatny grunt niecierpliwości i łatwowierności. Marzymy przecież o tym, by przy Lewandowskim wyrośli nowi, zdolni przedłużyć dobry moment kadry lub wynieść ją wyżej. Ta skłonność bywa niebezpieczna, wygórowana presja niszczy zdolnych graczy. Tytuł tekstu jest przewrotny. Łatwo Linetty’ego czy Kapustkę wynieść w wyobraźni ponad poziomy. Niełatwo zrobić to w rzeczywistości, otoczyć ludźmi dbałymi, rozsądnymi, wolnymi od chciwości, co jest rzadkością w piłce, w której liczy się szybki zysk. Wydaje się, że Lech i Cracovia próbują iść drugą drogą. Dzięki temu przed Euro 2016 możemy mieć młodych na oku. I – co najważniejsze – na oku będzie miał ich selekcjoner.

SUPER EXPRESS

3

„Superak” przedstawia nam nowe twarze w drużynie Lecha i Legii. Na pierwszy ogień – Władimir Wołkow.

Twoje piłkarskie marzenia?

Po części już się spełniły. Grałem w najlepszym klubie w moim kraju, czyli w Partizanie. Poznałem smak derbów, w meczu z największym rywalem strzeliłem dwa gole, które zapewniły nam mistrzostwo. Zagrałem w reprezentacji mojej Serbii, gram w drużynie Czarnogóry. To, o czym marzy każde dziecko w moim kraju, już się spełniło. Co dalej, zobaczymy.

Jak to jest z twoją narodowością?

Jestem Serbem, urodziłem się w Belgradzie. Kiedy grałem w Partizanie, tworzono reprezentację Czarnogóry i zdecydowałem się do niej dołączyć. Jeszcze kilka lat temu mieliśmy wspólny kraj, mamy wspólny język, wspólną wiarę. Nigdy nie miałem z tego powodu problemów, myślę, że wybrałem dobrze. Grałem choćby w meczu z Polską w Czarnogórze, kiedy zremisowaliśmy 2:2.

Adam Hlousek:

Radziłeś się trenera Piasta Gliwice, twojego rodaka Radoslava Latala, czy warto iść do Legii?

Rozmawiałem na ten temat ze swoim menedżerem i ojcem, który namawiał mnie, żebym przyjął ofertę z Warszawy. Na temat Legii wiele czasu przegadałem też w VfB z Przemysławem Tytoniem. Przemek zapewniał mnie, że Legia to wielki klub i będę tutaj szczęśliwy. Wiedziałem, że Legia co roku walczy o mistrzostwo Polski, a w waszej lidze gra wielu Czechów. No i oczywiście, że gwiazdą Ekstraklasy jest Kamil Vacek.

Vacek przez grę w Piaście chce awansować do reprezentacji Czech na Euro. Grając w Legii masz taki sam cel?

Dziś nie myślę o reprezentacji. W Niemczech grając w Kaiserslautern, Norymberdze i Stuttgarcie nigdy nie byłem mistrzem Bundesligi. Chcę wygrać z Legią Ekstraklasę i pokazać się w europejskich pucharach.

Nie mogło oczywiście zabraknąć piłkarskiego pudelka. Pojedynek WAGs. Kobieta Adama Dancha vs wybranka Bartosza Kapustki.

4

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka:

5

Zaraz po otwarciu dostajemy dwie relacje z wczorajszych meczów, ale szału nie robią, więc wam je odpuścimy. Przytoczymy za to rozmówkę z Rafałem Grzybem przed spotkaniem w Warszawie.

Mecze z Legią dla reszty drużyn w ekstraklasie są wyjątkowe. Zgadza się pan?

Każdy w jakiś sposób spina się na Legię. Ona zawsze jest kandydatem do tytułu, więc inni wyznają zasadę: „Bij mocniejszego!”. W tych spotkaniach każdy daje z siebie więcej. Chodzi mi o głowę, koncentracja jest inna. Człowiek gra maksymalnie skupiony. Ale według mnie Legia inaczej podchodzi do słabszych rywali.

Luźniej? Wy jesteście dla niej lepszym przeciwnikiem?

Uważam, że tak. Legioniści pewnie pamiętają o meczach z nami, w których nie było im łatwo. Przecież potrafiliśmy zwyciężyć w Warszawie. Strach – może nie, lecz przypuszczam, że respekt i szacunek do nas mają. W Warszawie wzmocnili się i będą walczyć o mistrzostwo.

6

Martin Kobylański zmienił przed laty barwy narodowe i przez jakiś czas reprezentował niemiecką młodzieżówkę, o czym opowiada.

Serce podpowiadało przyjście do Polski – to znaczy, że jest pan bardzo zżyty z ojczyzną ojca. Nawiązuję do sytuacji, która miała miejsce w 2011 roku, kiedy wahał się pan, czy grać dla polskiej reprezentacji, czy niemieckiej.

To nie tak, że się wahałem. Z moim wieloletnim trenerem w juniorskiej reprezentacji Polski Marcinem Dorną długo o tym rozmawialiśmy. Trener nawet podpowiadał mi żebym sprawdził się w niemieckiej reprezentacji. Mówił: „Jedź, zobacz, jak to wszystko tam wygląda. Będziesz miał potem porównanie”. W niemieckiej kadrze rozegrałem osiem meczów, a kolejnych kilkadziesiąt spotkań już w polskiej młodzieżówce.

Swego czasu na pana przykładzie media zarzucały PZPN-owi że nie dba o piłkarzy wychowanych za granicą.

Reprezentacja Polski cały czas miała u mnie priorytet. Ludzie z kadry utrzymywali ze mną kontakt. Nikomu z Polski, ani z władz PZPN-u nie mogę zarzucić, że się mną nie interesowali. Nie zostawili mnie na pastwę losu, a trener Dorna często jeździł do Cottbus.

Prezes PZPN zapowiada: „Koniec ze zdradą koszulki z orłem”. Zbigniew Boniek chce wprowadzić zakaz gry w dwóch różnych reprezentacjach. Albo grasz dla Polski, albo nie. Dobre rozwiązanie?

Wiem, że takie skakanie z reprezentacji do reprezentacji nie do końca wygląda fair, ale piłka już taka jest. Czasem trzeba podjąć jakąś decyzję, niekoniecznie akceptowaną przez innych. W tym wypadku mówimy o chłopakach 15- czy 16-letnich, którzy mają decydować o swoim losie w reprezentacji. W tak młodym wieku trudno przesądzić, co jest dla człowieka dobre. To rzutuje potem na całą karierę. Trudny i długi temat. Uważam jednak, że propozycja pana Bońka jest dobra, ale trzeba wszystko przedyskutować.

Cel numer jeden Cracovii podczas zimowych przygotowań – uszczelnić obronę.

A co z tymi głupimi błędami? Na wiosnę ich już nie będzie? – Mamy taką nadzieję. Jak próbowaliśmy je wyeliminować? Najkorzystniejsze w tej materii były gry interwałowe, gdy człowiek jest już bardzo zmęczony. Jeśli wtedy podejmuje się właściwe decyzje, jest szansa, że tak samo będzie w meczu. Ważna jest komunikacja. Na wiosnę nie może już przydarzyć nam się taki mecz jak w Łęcznej, gdy wyglądaliśmy, jakbyśmy grali ze sobą po raz pierwszy w życiu. Wiosną czeka nas wszystkich bardzo poważny sprawdzian – dodaje Wołąkiewicz.

7

Piast generalnie świetnie radzi sobie ze stałymi fragmentami gry, ale dawno nie strzelił gola bezpośrednio z rzutu wolnego.

Jesienią piłkarze Piasta ani razu nie zdobyli w ten sposób bramki. Co istotne, jeszcze niedawno głównie dzięki Estończykowi Konstantinowi Vassiljevowi, błyszczeli pod tym względem. Gdy ten odszedł do Jagiellonii, niespodziewanie pojawiły się kłopoty. Niemoc dziwi, bo w zespole są dobrzy wykonawcy. Świetnie ułożoną lewą nogę mają Patrik Mraz i Gerard Badia, a prawą Kamil Vacek i Mateusz Mak. Siłowe uderzenie? W tym specjalizuje się Słoweniec Uros Korun. – Rzeczywiście, gola prosto z wolnego jeszcze nie było. Według mnie to kwestia czasu, bo Mraz świetnie technicznie uderza z lewej nogi – przyznaje Vacek.

Oprócz tego:

– Alex Szymanowski został piłkarzem miesiąca w Segunda Division (tak, ma polskie korzenie),
– Złote dziecko (Mario Goetze) upada,
– Ostatnia szansa Kanonierów to mecz z Leicester,
– Trytko i Marković na walizkach,
– Kolejorz zatrzymał gwiazdę (Pawłowskiego),
– Jędrzejczyk zapowiada, że na żarty przyjdzie jeszcze pora,

8

Fragment felietonu Krzysztofa Stanowskiego:

Andrzej Iwan w szpitalu, w stanie śpiączki farmakologicznej. Może i głupio to brzmi, ale… nie poruszyła mnie ta informacja. Jeśli bowiem jest na świecie osoba, o której myślę, że może sobie zapadać w śpiączkę, a potem z niej wychodzić ot tak – to właśnie on. Znajomi mnie pytają, co z Andrzejem, a ja niezmiennie odpowiadam, że nie wiem, bo na razie nie odbiera telefonów i że zadzwonię do niego, jak skończy drzemkę. Kwestia czasu, zaraz się obudzi i spyta, co tam u wnuczki. Twardy z niego skurczybyk.

On sam byłby bardzo zawstydzony widząc, ile osób przejmuje się jego stanem zdrowia, ile mediów donosi o śpiączce farmakologicznej, w ilu komentarzach napisano „trzymaj się”. Pokazuje to siłę… literatury i to w czasach, w których podobno prawie nikt nie czyta już książek. Nie mam bowiem najmniejszych wątpliwości, że Andrzej Iwan rozpoczął drugie życie jako „Spalony”. To dzięki tej niespotykanie szczerej autobiografii zaistniał w świadomości młodszych kibiców, dla wielu stając się wręcz inspiracją – nie do tego, jak żyć, ale do tego, jak o swoim życiu opowiada.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...