Reklama

Towary eksportowe Ekstraklasy: ESA37 i klub Kokosa…

redakcja

Autor:redakcja

10 lutego 2016, 10:25 • 3 min czytania 0 komentarzy

To Serbia wypycha w świat kolejne talenty za kilka, czasem i kilkanaście milionów euro, to Serbia praktycznie w każdym roczniku ma po kilku zawodników na poziomie “średniej europejskiej”, to do Serbii wreszcie zjeżdżają się skauci z wszystkich najpotężniejszych lig, by obserwować talenty z akademii Crvenej Zvezdy i Partizana Belgrad. A jednak, ta sama Serbia coraz częściej importuje rozwiązania z dalekiej Polski. Najpierw przytulili system ESA37 z podziałem punktów i dwiema grupami, a teraz dochodzą do nas głosy, że wprowadzają u siebie doskonale znane rozwiązanie roboczo nazywane “klubem Kokosa”.

Towary eksportowe Ekstraklasy: ESA37 i klub Kokosa…

Kojarzycie Andriję Zivkovicia? Skrzydłowy Partizana, rocznik 1996, w 27 meczach w tym sezonie 12 goli i 8 asyst, z czego cztery trafienia w meczach Ligi Europy. Jego nazwisko już teraz łączy się z największymi klubami, 20-latek miał trafić za piętnaście baniek do Realu Madryt, jako jeden z ostatnich wielkich transferów przed nałożeniem zakazu transferowego. Nie wiadomo ile w tym prawdy, bo wersję z odrzuceniem oferty “Królewskich” kolportuje przede wszystkim ojciec i jednocześnie agent piłkarza, ale nie da się ukryć – dzieciak, który tak regularnie punktuje w lidze serbskiej i europejskich pucharach musi się znajdować w notesach największych w Europie. Potwierdza to także cała saga transferowa z Borussią Dortmund, która miała zabiegać o zawodnika w pierwszych tygodniach stycznia.

Na razie jednak zamiast treningów z Cristiano Ronaldo albo Aubameyangiem młodzian ma zajęcia z juniorskimi zespołami Partizana. Jeden z kluczowych zawodników klubu został odsunięty od pierwszego zespołu za… Tak, tak, zgadliście. Odmowę przedłużenia kontraktu, wygasającego w czerwcu. Kokos, Paixao, Cierzniak i cała reszta chłopaków z Polski – pozdrówcie kolegę w niedoli!

Cała sytuacja ma jednak drugie, a może i trzecie dno. Jak zapewnia ojciec zawodnika – Zivković wcale nie chce opuszczać Belgradu i z pewnością przedłuży kontrakt. Warunek jest jeden: dopiero po wygaśnięciu obecnego, w którym jest jeszcze trzeci podmiot, słynny “third party”. Przyjmijmy na moment, że ojciec nie kłamie. Odrzucił ofertę Realu, bo klub chciał go wypożyczyć od razu po zakupie, co Serb potraktował jako niepoważne traktowanie i “zabawę jego dzieckiem”. Teraz hamuje negocjacje kontraktowe, bo nie chce, żeby część praw do karty zawodniczej jego syna spoczywała w jakimś sejfie w Limassolu.

Skąd tu Limassol? Cóż, w obecnym kontrakcie Zivkovicia ma figurować zapis, że w przypadku transferu, 30% kwoty trafia właśnie do Apollonu, czyli klubu, którego nieformalnym wodzem jest Pini Zahavi, agent piłkarski. Tak, ten, który miał namawiać Józefa Wojciechowskiego do kupna Leicester City kilka lat temu. Nie wnikając w szczegóły dotyczące struktury właścicielskiej cypryjskiego klubu – fakty są takie, że Zivkoviciowie chcą się uwolnić od jakichkolwiek powiązań z Limassolem.

Reklama

Dlaczego nie chcą na to przystać w Partizanie, pomimo płomiennych deklaracji, że Andrija podpisze nowy kontrakt tuż po wygaśnięciu obecnej umowy? Pomijając dość oczywistą przyczynę – brak zaufania, że Zivković nie zostanie im sprzątnięty sprzed nosa na początku lipca, futbolgrad.com wskazuje na dość wysoki koszt takiego rozwiązania. Portal cytuje u siebie informację pochodzącą z  Vechernye Novosti, które wprost podają: jeśli młody zawodnik odejdzie za darmo albo nie przedłuży kontraktu, Partizan będzie musiał zapłacić Apollonowi ponad trzy miliony euro. Ten zapis pojawił się w umowach między zespołami, żeby zapewnić Limassolowi choć minimalny wpływ w przypadku bezgotówkowego transferu Zivkovicia. Z jednej strony więc Partizan godząc się na warunki ojca zawodnika zyskuje pełnię praw i eliminuje wspólników z Cypru, z drugiej strony jednak – musi sporo w to zainwestować.

Dlatego też w tym momencie w Belgradzie kombinują raczej w jaki sposób zmusić swojego wonderkida do podpisania nowej umowy z “third party” w postaci Apollonu. A przy próbach wywarcia nacisku na piłkarza najlepiej spojrzeć na przykłady z Polski. Na razie Zivković trenuje z juniorami, ale to pewnie dopiero początek – w kolejce jest już przecież ubieranie i rozbieranie choinki, bieganie po parku oraz nakaz czytania gazet w siedzibie klubu.

A to wszystko dotyczy gościa z klubu wypuszczającego w świat ludzi ze znakiem piłkarskiej jakości niejednokrotnie wartych kilkanaście milionów euro. Patologia nie mija bogaczy.

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

0 komentarzy

Loading...