Zimowe okno transferowe to zawsze czas promocji, bowiem wiele umów piłkarzy wygasa pod koniec czerwca. To dobra okazja – konkurencyjny klub podsuwa umowę pod nos i nie płaci odstępnego. Jacy gracze mogą być takim łakomym kąskiem? Przedstawiamy dziesięciu najbardziej interesujących.
Steve Mandanda (Olympique Marsylia)
Jestem szczęśliwy w Marsylii, ale chciałbym spróbować czegoś nowego – mówił już w czerwcu Mandanda i stało się jasne, że jeśli wtedy nie odejdzie, zimą chętnych na jego podpis pod kontraktem będzie wielu. Nie odszedł, ale też nie przedłużył umowy i teraz można go wziąć za darmo. Potencjalny kupiec ma pewność, że zatrudni bramkarza prawie niezniszczalnego – Francuz nie opuścił meczu ligowego od maja 2010 roku. Dlaczego więc prawie? Bo gdy już doznał kontuzji, to w najgorszym momencie, przed Mundialem w Brazylii, który ostatecznie mu uciekł. Mandanda bramkarzem jest więcej, niż solidnym – w klubie całkowicie mu ufają, od lat jest tam kapitanem. Ale chce zmienić otoczenie, mówi się o kierunku tureckim (Besiktas), bądź angielskim (Liverpool).
Zlatan Ibrahimović (PSG)
Szwed ma już swoje lata, ale jeśli istnieje opcja podebrania go bez kwoty odstępnego to trzeba z niej skorzystać. Zlatan to człowiek-instytucja, nie ma nawet o czym gadać, wciąż wykręca średnią bramek jedną na mecz w dobrej przecież Ligue 1. Wraz z Cavanim i Di Marią prowadzi PSG do absolutnej dominacji, liga jest skończona dawno, nie ma sensu włączać telewizora. Pytanie tylko, czy piłkarz wciąż będzie chciał się bawić w futbol europejski, czy może w ostatnich sezonach skupi się na zarabianiu jeszcze większych pieniędzy i zmieni kontynent? Do USA zaprasza go Beckham, ale zakładana przez niego drużyna do rozgrywek przystąpi dopiero za dwa lata. Może więc Chiny – skoro Asamoah Gyan zarabia tam ponad 200 tysięcy dolarów tygodniówki, to ile daliby Zlatanowi? Mimo wszystko warto wierzyć, że Ibrakadabra zostanie w Europie, szkoda by było tracić tę magię.
Hatem Ben Arfa (Nicea)
Nie jestem zaskoczony słysząc, że tak wielkie kluby jak Real Madryt są zainteresowane Ben Arfą – mówił na początku roku, menedżer Nicei, Claude Puel. Pewnie wciąż dla pomocnika są to za wysokie progi, ale jeszcze niedawno nikt by nie pomyślał, że można w jednym zdaniu zestawić Królewskich i nazwisko Ben Arfy. Gdy pogoniło go Newcastle wydawało się, że dla poważnej piłki jest skończony: wzięła go Nicea, ale nie mógł tam występować przez pół roku, bo w jednym sezonie grał dla Hull i młodzieżowej drużyny Srok. Sześć miesięcy przerwy dla profesjonalnego piłkarza – wieczność. Ale on wytrwał i gdy zaczęły się rozgrywki 15/16 znów zaczął pokazywać sporą klasę, przez całą karierę nigdy nie strzelił więcej goli w lidze, dziś ma ich już 10 w 21 spotkaniach. Umiejętności pomocnika z bliska mógł podziwiać choćby Kamil Grosicki, kiedy Rennes poległo u siebie z Niceą 1:4, a Ben Arfa zdobył bramkę i miał asystę. Jego klub, gdy podpisywał z nim kontrakt, nie chciał ryzykować i zaproponował krótką umowę – teraz może mieć problem.
Ezequiel Lavezzi (PSG)
Przyjście Angela di Marii do PSG wyrzuciło Lavezziego na margines. Gra regularnie, ale tylko ogony – w lidze na boisko w pierwszym składzie wyszedł ledwie trzy razy, najczęściej spędza na nim marne kilkanaście minut. Facet, który kosztował 30 milionów euro ma tak małą rolę w zespole? Możliwe w niewielu miejscach, ale na pewno Paryżu, bo przecież di Maria był jeszcze droższy. Piłkarz jest ambitny, ma już 30 lat, wie, że to ostatni dzwonek, na bycie ważnym punktem silnej europejskiej drużyny. Skoro nie ma na to szans tutaj, chce odejść. Chętnych nie brakuje, podchody większe lub mniejsze prowadzą Arsenal, Juventus, ktoś życzliwy wspominał nawet o Barcelonie.
Nicolas N’Koulou (Olympique Marsylia)
Solidny środkowy obrońca, w kwiecie wieku (25 lat), do wzięcia za darmo. Francuski Le Monde, z defensywy Marsylii wyżej ocenia tylko grającego na boku Brice’a Dja Djedje. Jasne, dla najlepszych graczy na rynku to wciąż niewiele, OM to w końcu ósmy zespół ligi (choć bramek traci mało), ale dla tych aspirujących do udziału choćby w Lidze Mistrzów? Skorzystać chce Tottenham, ale na razie wszystko kończy się na plotkach.
Joel Matip (Schalke 04)
Najciekawszy piłkarz do wyjęcia z ligi naszych zachodnich sąsiadów. Ale jeśli ktoś ma na to ochotę, musi się śpieszyć – Liverpool ponoć jest tuż-tuż. W połowie stycznia niektóre media ogłosiły nawet, że transfer dopięto, ale szybko zdementował te rewelacje Jurgen Klopp. Kogo chcą podebrać The Reds? Matip to jeden z bardziej cenionych obrońców Bundesligi, jest w pierwszej dziesiątce rozgrywek jeśli chodzi np. o liczbę odbiorów i wygranych główek. Z Schalke związany od 2000 roku. Teraz jednak mówi: Czuje się szczęśliwy, że gram tutaj. Mogę wyobrazić sobie siebie, zostającego w Schalke, to mój dom. Ale nie zawsze możesz zostać w domu.
Havard Nordtveit (Borussia Moenchengladbach)
Gdy miał 17 lat wypatrzył go Arsenal Londyn, ale w stolicy się nie zasiedział i wielkiej kariery tam nie zrobił – wypożyczano go do Hiszpanii, Norwegii, Niemiec. W tym ostatnim kraju został na dłużej, w końcu się przebił – jego miejscem na ziemi okazała się Borussia Moenchengladbach. Jest ważnym, pewnym punktem zespołu, zagrał tam blisko 200 spotkań. W tym sezonie choćby, od końca października gra wszystko, od dechy do dechy, nie schodzi z boiska – występując raz na środku obrony, raz linię wyżej. Teraz kończy mu się kontrakt i chce go… Arsenal.
Sofiane Feghouli (Valencia)
Nie odejdę, chce przedłużyć kontrakt. Mój agent już się tym zajmuje, niedługo osiągniemy porozumienie. Jestem tu szczęśliwy – mówił jeszcze w październiku Feghouli. Ale słowa piłkarza to jedno, a rzeczywistość to drugie. Mamy koniec stycznia, a podpisu pod umową jak nie było, tak nie ma. Algierczyk zdaje sobie przecież sprawę, jak łakomym kąskiem jest na rynku transferowym – był liderem solidnej reprezentacji na Mundialu, dysponuje niesamowitą szybkością, do tego jest nawet efektywny – poprzednie dwa sezony przyniosły 10 goli i 18 asyst. Ten ma oczywiście gorszy, jak cała Valencia. Ale to nic innego, niż kolejny powód, żeby zmienić otoczenie.
Ever Banega (Sevilla)
Jako człowiek – trochę nieporadny, w końcu potrącił go zaparkowany samochód, bo Banega wysiadając nie zaciągnął ręcznego. Jako piłkarz – poważne wzmocnienie większości czołowych drużyn. W zeszłym sezonie był jednym z liderów rewelacyjnej Sevilli, która zdobyła przecież Ligę Europy, do tego sukcesu pomocnik dołożył dużo, grał w końcu w 12 meczach. Teraz, gdy drużynie nie idzie, bo tak trzeba nazwać ledwie siódme miejsce w lidze, Argentyńczyk myśli o odejściu. Podchody już rozpoczął jego agent, który kokietował choćby Milan, nazywając Rossonerich wielkim klubem.
Riccardo Montolivo (AC Milan)
Wciąż nie podpisał nowego kontraktu, saga trwa. Ktoś może powiedzieć – dajcie spokój, to już starszy facet, po co on komu. Faktycznie Włoch, ma już swoje lata, ale znowu bez przesady, w wieku 31 lat nie stoi jeszcze nad grobem. Zaryzykujemy tezę – przeprowadzka może być dla Montolivo szansą na drugą młodość, jeszcze na Euro 2012 był to przecież ważny punkt reprezentacji Włoch, która doszła do finału. Zainteresowane mają być Liverpool i Tottenham. Ci pierwsi ściągnęli kiedyś Alberto Aquilaniego za 20 milionów euro, to co, Montolivo miałby nie dostać szansy?
Warto obserwować: Daniel Didavi (Stuttgart), Roman Neustadter (Schalke 04), Marco Benassi (Torino), Patrice Evra (Juventus), Martin Caceres (Juventus), Pablo Sarabia (Getafe), Alvaro Arbeloa (Real Madryt), John Terry (Chelsea)
Najwięcej okazji można znaleźć więc we Francji, co nie oznacza, że zakupy tam będą tanie – Zlatan, czy Lavezzi nie są w końcu wolontariuszami. Kogoś może zdziwić nikła frekwencja z Premier League, bo jest tylko John Terry, a i on niejako na doczepkę – zabijać się pewnie będą Amerykanie z Chińczykami. Na upartego można by dopisać Stevena Fletchera i Mikela Artetę, pytanie – po co? Przedstawiliśmy wam ranking łakomych kąsków, a tacy piłkarze już wielkiego apetytu nie wzbudzają.
Paweł Paczul