Reklama

Darfur United, czyli futbol w obozie dla uchodźców

redakcja

Autor:redakcja

15 stycznia 2016, 15:09 • 5 min czytania 0 komentarzy

Od 2003 roku zachodni Sudan był regionem ogromnej nędzy, która notorycznie przeplatała się z przelewem krwi i śmiercią setek tysięcy osób. ONZ ten okres określiło jako jeden z największych kryzysów humanitarnych na świecie. Blisko dwa miliony Sudańczyków zostało więc wysiedlonych w różne zakątki globu. Część z nich trafiło między innymi na wschód Czadu, do Darfur. I właśnie tam, wśród skrajnej biedy, narodziła się drużyna piłkarska, która jest jedyną odskocznią do normalności dla wysiedleńców z ojczyzny. 

Darfur United, czyli futbol w obozie dla uchodźców

Kiedy po raz pierwszy pojawiłem się w tym miejscu, byłem załamany. Słyszałem o tym, że notorycznie rozprzestrzeniają się tu choroby, istnieje niedobór wody pitnej, a kobiety są regularnie krzywdzone, ale nie spodziewałem się, że to tragedia na aż taką skalę. Wtedy to mogło wydawać się absurdalne, ale po prostu wyjąłem piłkę i zainteresowałem nią dzieci. Kiedy zaczęli grać, ich twarze z totalnego smutku przeszły w delikatny uśmiech. To było światełko w tunelu – wspomina swój pierwszy kontakt z Darfur Gabriel Stauring.

Gabriel Stauring to dla sudańskich wysiedleńców prawdziwy bohater. Po raz pierwszy zameldował się we wschodnim Czadzie w 2005 roku wraz ze swoimi współpracownikami z i-Act. Radość z życia postanowił wskrzesić wśród uchodźców właśnie futbolem.

Na świecie jest niewiele rzeczy jednoczących daną społeczność jak sport.  Postanowiłem więc zrobić wszystko by tym ludziom stworzyć furtkę do bycia szczęśliwym. Po wielu miesiącach rozmów, w 2011 roku byłem już pewny, że w tym miejscu mogę założyć drużynę piłkarską. Zakasałem rękawy i ostro wziąłem się za organizację przedsięwzięcia.

B11rx9E

Reklama

Gabriel Stauring z młodymi Sudańczykami

Początki, jak to zwykle bywa, były niezwykle trudne. Brakowało wszystkiego, co niezbędne do kopania piłki. Od samych futbolówek, przez stroje, aż po miejsce do gry. Pierwsze próby treningów odbywały się więc na pustyni. Dla Stauringa organizacja klubu od strony logistycznej była wielkim przedsięwzięciem. Konieczne było zorganizowanie finansów i znalezienie ewentualnego sponsora, który pomógłby wylać choć fundamenty pod świeżo upieczony zespół.

Sudańczycy od początku byli niezwykle głodni wiedzy. Chcieli wiedzieć więcej i więcej, chcieli by non stop opowiadano im o piłce nożnej na innych kontynentach, przede wszystkim w Europie. W grupie błyskawicznie doszło do podziałów, część uchodźców opowiedziała się za Barceloną, druga część zaś za Realem. Dostaliśmy sporo koszulek piłkarskich z różnych państw, więc rozdawałem je dzieciom. Nagle w obozie zaczęli wyrastać wielcy fani Fabregasa czy oddani kibice Messiego.

Momentem zwrotnym była informacja o możliwości udziału w turnieju dla drużyn niezrzeszonych w FIFA (VIVA World Cup), który w 2012 roku miał się odbyć w Irackim Kurdystanie. By ten wyjazd doszedł do skutku trzeba było pokonać wiele przeszkód. Co jasne, każdy chciał grać, więc Stauring dwoił się i troił by zaspokoić nieposkromione apetyty Sudańczyków. Do tego dochodziły też kłopoty z podstawowym wyposażeniem piłkarza, z butami włącznie, a także te dotyczące podróży na terytorium gospodarza.

Kiedy zorganizowałem zebranie dla wszystkich potencjalnych zawodników napotkałem ogromne opory. Członkowie zwaśnionych plemion konsekwentnie upierali się przy swoim zdaniu i nie chcieli grać ze sobą w jednej drużynie. Bardzo długo musiałem im tłumaczyć, że właśnie o to w tym wszystkim chodzi, to jest kwintesencja futbolu. Jedność, solidarność, wspólne dążenie do jasne określonego celu – wspomina początki Gabriel.

Oh6OXTx

Reklama

Z 60 ochotników udało się wyselekcjonować szczęśliwych 20, którzy udali się na obóz do Djabal i tam przygotowywali się przez dwa miesiące do turnieju. Dzięki współpracy ze sponsorami udało się załatwić przelot samolotem i pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu dla całej drużyny. W trakcie zgrupowania zawodnicy szlifowali nie tylko umiejętności piłkarskie i boiskowe zgranie, ale też… język. Dialekty różnych plemion znacznie się bowiem od siebie różniły i potrzeba było wielu przegadanych godzin by zawodnicy mogli się ze sobą bezbłędnie komunikować.

Tak jak można się było spodziewać, amatorskie Darfur United nie miało większych szans z drużynami, które już w podobnych rozgrywkach wielokrotnie startowały. Sudańczycy znaleźli się w grupie z Cyprem Północnym oraz Prowansją, a zmagania zakończyli z zerowym dorobkiem punktowym i aż 33 straconymi bramkami. Wynik był tu jednak sprawą drugorzędną. Priorytetem był sam występ i zwrócenie uwagi świata na problemy z jakimi codziennie zmaga się ta społeczność.

W meczu o dziewiąte miejsce z Zachodnią Saharą doszło jednak do wydarzenia historycznego. W 46. minucie gola na 1:1 zdobył Mubaraka Haggar, który do dziś wśród swoich rodaków uchodzi za prawdziwego bohatera, wzór do naśladowania wśród młodzieży. Ostatecznie Darfur przegrał 1:5, choć wszystkie cztery gole padły dla rywali po 80. minucie.

Vn6hjuB

Radość po pierwszym i na razie jedynym golu w historii Darfur United

Dziś Darfur United to nie tylko kilkunastu mężczyzn kopiących na pustyni. To także DUSA, czyli akademia dla młodych chłopców. Podzielona na dwa obozy, a w perspektywie rozszerzona ma być – zgodnie z wiekiem – na 12 grup. W Darfurze w piłkę grają teraz wszyscy, mężczyźni i kobiety. Sama drużyna seniorska także zorganizowana jest w sposób o wiele bardziej profesjonalny. Szkoleniowcem jest niejaki Mark Hodson, posiadacz licencji NSCAA, zawodowy trener od 1999 roku.

Wcześniej nikt się o nas nie troszczył, mieliśmy masę problemów z którymi musieliśmy radzić sobie sami. Teraz wiele organizacji zwraca się z chęcią pomocy, dostajemy środki na utrzymanie i godne życie – opowiada pomocnik drużyny, Ismail Ibrahim.

W 2014 roku Sudańczycy wzięli udział w kolejnym turnieju, tym razem w Mistrzostwach Świata ConIFA, pierwszej edycji rozgrywek przeznaczonych dla mniejszości oraz między innymi wysiedleńców, którzy również nie są zrzeszeni w FIFA. Po meczach z Południową Osetią oraz Padanią Darfur straciło 39 bramek, nie strzelając przy tym żadnej. Dla tych uchodźców było to jednak kolejne cenne doświadczenie.

Pierwszy raz byłem w Szwecji, co za dziwny kraj! Mało pamiętam z samych meczów, bo ciągle byłem w szoku tego jak to państwo wygląda, nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego. To zupełnie inaczej niż u nas – wspomina turniej jeden z graczy, Oumar Ignegui.

Właśnie w Skandynawii Sudańczycy mieli też pierwszy raz w życiu kontakt z mediami. Wnikliwie przepytani przez dziennikarze, notorycznie w obiektywie kamer – dla tych ludzi to był kulturalny szok.

Kilkunastu piłkarskich fascynatów z opętanego wojną zachodniego Sudanu jest dziś dumą dla swoich rodaków. Są także nadzieją dla uchodźców z innych zakątków świata. Sami bowiem przemierzyli drogę od skrajnego ubóstwa do realizacji marzeń i zwracania uwagi mediów na problemy trzeciego świata.

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
3
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Komentarze

0 komentarzy

Loading...