Napiszmy od razu, że kiedy obiecujący dzieciak podpisuje profesjonalny kontrakt z mistrzem Anglii, trzeba się cieszyć. Ale jednocześnie trudno traktować to jako jakąkolwiek gwarancję na to, że kiedyś dostanie prawdziwą szansę gry. Przypadek Huberta Adamczyka to potwierdza. Powrót do Polski i gra w Cracovii? To nie tragedia, bo Pasy zbudowały fajnie grającą ekipę, a i Adamczyk nie znalazł się w Londynie przez przypadek.
Chelsea działa na wyobraźnię, a fatalna jesień nic w tej kwestii nie zmienia – to jedna z czołowych angielskich drużyn, która jest w stanie pozyskać praktycznie każdego, kto wpadnie jej w oko. A mówimy o młodym chłopaku z Bydgoszczy, którego The Blues zaczęli obserwować, kiedy ten miał 14 lat. Opinia bodajże największego polskiego talentu z rocznika 1998, odhaczane kolejne młodzieżowe reprezentacje, zainteresowanie z czołowych polskich akademii – już ponad dwa lata temu można było mówić, że Adamczyk ma papiery na granie.
Czasu w Londynie nie spędził na zwiedzaniu klubowego muzeum i szamaniu ryby z frytkami. Zaliczył pierwsze mecze w reprezentacji U-19, pod koniec lipca ubiegłego roku pojechał na obóz przygotowawczy z Chelsea U-21. Od początku tego sezonu grał jednak mało, zaliczył tylko 6 występów w zespole do lat 18. Niby trudno mówić o wielkim regresie, ale sygnał był czytelny.
Jest nad czym załamywać ręce? Raczej nie. W przypadku Adamczyka nie ma mowy o tym, by uznawać jego powrót do Polski po 1,5 roku jako porażkę. Każdemu polskiemu juniorowi można życzyć tego, by zobaczył, jak funkcjonuje taki klub. Trening z Jose Mourinho? Dla większości pozostanie w sferze marzeń. Ale co ważniejsze, jeśli ktoś ma łeb na karku, to coś z tego wyniesie.
A Cracovia? W tym momencie wydaje się, że to uzasadniony wybór. Była mowa o zainteresowaniu Legii i Lecha, ale przecież Pasy w tym sezonie wyraźnie poszły w górę, grają atrakcyjną i skuteczną piłkę. Bez kalkulacji, ambitnie i do przodu – naprawdę trudno tego nie szanować. Co oprócz tego powinno być ważne dla Adamczyka? Przykład Bartosza Kapustki, bo dosyć wyraźnie pokazał, że w Krakowie naprawdę można błysnąć i nawet droga do kadry nie jest tak daleka. Przy Jacku Zielińskim zaliczył progres i wydaje się, że także ze względu na trenera talent z Bydgoszczy będzie miał warunki do tego, by zaliczyć dobre wejście w dorosłą piłkę. Kiedy? Trudno przewidzieć, ale pewniej szybciej niż później.
A teraz słówko o Chelsea. Marzenia o podboju Wysp właśnie schodzą na dalszy plan. Od początku można było mieć wątpliwości, czy akurat ten klub był wyborem idealnym pod kątem szansy w pierwszym zespole. W The Blues na swoją okazję czeka kilkudziesięciu zawodników, którzy albo przeszli przez klubową akademię od początku, albo trafili do klubu za konkretne pieniądze. Mówimy przecież o zespole, który ściąga za 20 milionów euro Babę Rahmana, by ten grzał ławę. Od lat w Anglii panuje opinia, że choć młodzieżowe drużyny The Blues mają kłopot bogactwa, to Chelsea nie potrafi z tego korzystać. Od 2010 roku zawodnicy U-18 wygrywali FA Youth Cup 4 razy, w ubiegłym roku zgarnęli młodzieżową Ligę Mistrzów. Ale dla dzieciaków miejsca w dorosłej Chelsea jest niewiele, a największe talenty tego zespołu szlify łapią gdzieś indziej. Wystarczy wspomnieć, że obecnie na wypożyczeniu przebywa ponad 30 zawodników.
Najbardziej obiecująca dwójka, Isaiah Brown (właściwie wychowanek WBA) i Dominic Solanke, kopie sobie w Vitesse Arnhem, podobnie jak trzech innych młodych piłkarzy londyńczyków. Szansę dostał 19-letni Ruben Loftus-Cheek, który w tym sezonie uzbierał porywające 254 minuty we wszystkich rozgrywkach. Obok 35-letniego Johna Terry’ego to jedyny wychowanek w składzie.
Jose Mourinho parę miesięcy temu odgrażał się, że jeśli nie zobaczy większego zaangażowania w grze swoich piłkarzy, dokończy sezon dzieciakami. Na obietnicach się skończyło, a Portugalczyka nie ma już w klubie. W erze Romana Abramowicza inwazji produktów akademii raczej nie zobaczymy, bo Chelsea właściwie w każdym okienku wydaje fortunę na nowych piłkarzy – średnio wychodzi ponad 40 milionów funtów za sezon, co od 2003 roku przebija tylko Manchester City. I ma taki sam problem z wychowankami.
W efekcie tego Cracovia, mająca ogromny plus za swoją grę jesienią, bierze zawodnika, w którym bardzo ostrożnie możemy wypatrywać „dziesiątki” z prawdziwego zdarzenia. W razie czego, będziemy przynajmniej mogli mówić, że widzieliśmy jeden z niewielu przypadków, w których polski zespół ściągnął utalentowanego 17-latka z zespołu z wyższej europejskiej półki.