Arsene Wenger powiedział ostatnio, że to okienko transferowe będzie jednym z najgorętszych z zimowych w całej historii. Cóż, w takim razie czekamy z niecierpliwością, bo póki co grzeje ono mniej więcej tak, jak wyłączony kaloryfer. Mimo to znalazło się kilka transakcji, które sprawiły, że z nudów nie zamarzliśmy na kość. Przed wami kilka “naj-” pierwszych dwóch tygodni zimowych transferów.
Najbardziej obiecujący – Demarai Gray z Birmingham do Leicester City (5,1 miliona euro)
Jeszcze nie zadebiutował w Premier League, a już się wyróżnia. Nie, nie tylko imieniem, które czyni go jedynym Demaraiem na angielskich boiskach (Transfermarkt podpowiada, że gdziekolwiek imdziej również trudno takiego delikwenta znaleźć). Jeżeli dziewiętnastolatkowi w debiucie przeciwko mocnemu Tottenhamowi pozwala się od razu wykonywać stałe fragmenty gry, to musi oznaczać, że mamy do czynienia z graczem ponadprzeciętnym. Na razie o Grayu mówi się w samych superlatywach. – Demarai ma potencjał, który wkrótce uczyni z niego reprezentanta Anglii – to jego były trener, Gary Rowett. – Kiedy graliśmy przeciwko Birmingham przed sezonem, pomyślałem sobie: on jest fantastyczny. Szybki, świetny w sytuacjach jeden na jeden, dysponujący dokładnym podaniem. Czuję, że wniesie nas na jeszcze wyższy poziom – to z kolei słowa menedżera Lisów Claudio Ranieriego. Czas sprawdzić, jak poradzi sobie z wysokimi oczekiwaniami.
Największa (i najdroższa) niewiadoma – Gerson z Fluminense do AS Roma (16 milionów euro)
We wszelkiej maści rankingach brazylijskich talentów, Brazylijczyk zawsze zajmował jedno z czołowych miejsc. Nie dziwnego więc, że zgłosiły się po niego europejskie potęgi i jedyną kwestią do wyjaśnienia pozostawało to, gdzie ostatecznie trafi. Póki co nie przekonamy się w pełni o skali jego talentu, bo w Romie nie ma wolnego miejsca dla zawodnika spoza Unii Europejskiej. Prawdopodobne jest więc wypożyczenie – w Serie A do gry mogłyby zarejestrować Gersona Chievo lub Frosinone.
„Technicznie jest rewelacyjny. Wizja, łatwość w realizacji karkołomnych zagrań – niespotykane. Wielu obecnych gwiazdorów Brazylii widziałem w akcji w wieku 18 lat, lecz tylko Lucas (obecnie PSG) i Neymar (wiadomo) robili lepsze lub podobne wrażenie. Obraz trochę zaciemnia styl gry jego klubu, Fluminense, bo tam wiecznie zmieniają trenerów i koncepcje gry, a Gerson na różnych pozycjach jest wystawiany (…). To chłopak od spektakularnych zagrań, w sam raz do krzyczenia OLE! Sposobem poruszania i prowadzenia piłki przypomina trochę Pogbę, w uskutecznianiu efektownych tricków trochę Neymara, a zabójczymi podaniami Cleitona Xaviera (późno odkryty w Europie to i niedoceniony)” – pisze o nim na swoim blogu RadioBrazylia.pl Bartłomiej Rabij, największy w naszym kraju ekspert od futbolu brazylijskiego.
Najciekawszy powrót – Vagner Love z Corinthians do AS Monaco (1,5 miliona euro)
Coś nam podpowiada, że to może być strzał w dziesiątkę. Gdziekolwiek Brazylijczyk do tej grał, wszędzie udowadniał, że strzelec z niego co się zowie. Rosja? Tam w CSKA Moskwa nigdy nie zapomną ponad stu goli i charakterystycznej fryzury urodzonego w Rio napastnika. Chiny? Proszę bardzo, 28 goli i 12 asyst. Powrót do Brazylii? Od razu mistrzostwo i 14 bramek, które wydatnie przyczyniły się do jego zdobycia. Półtora bańki to śmieszne pieniądze za napastnika, który tak naprawdę jeszcze nigdzie nie zawiódł oczekiwań. A i samemu zawodnikowi będzie we Francji znacznie przyjemniej także podczas pozaboiskowych podbojów, niż było to choćby za czasów gry w Rosji. Wtedy też przyznał, że ciężko uprawiać seks na ulicach, gdy temperatura dochodzi do -30 stopni Celsjusza. W Monaco tak niesprzyjających warunków być nie powinno.
Najbardziej naturalny krok do przodu – Mohamed Elneny z FC Basel do Arsenalu (6,6 miliona euro)
Elneny ma zrobić wszystko, by nie pójść śladami swoich rodaków, którzy od Premier League odbili się jak od ściany. Mido, Zaki, Ghaly, Shawki, Salah – żaden z nich nie zrobił wielkiej kariery. Choć pierwsi dwaj mieli „momenty”, było ich zdecydowanie za mało. Dlaczego można więc sądzić, że kolejnemu z Faraonów się uda? Choćby dlatego, że leniwego i obrażalskiego Mido bije na głowę swoją pracowitością i pokorą, a od Zakiego cieszy się już w momencie transferu znacznie większą renomą na Starym Kontynencie. Przejście do Arsenalu, pod skrzydła Arsene’a Wengera to naturalne następstwo jego świetnych występów w Szwajcarii. A że Elneny wchodzi do zespołu, gdzie wszyscy pomocnicy są zdrowi rzadziej, niż można obserwować zaćmienia słońca, o minuty na boisku raczej nie powinien się martwić.
Najbardziej „tu i teraz” – Augusto Fernandez z Celty Vigo do Atletico Madryt (4 miliony euro)
29-latek na wielki transfer już pewnie sobie nie zapracuje. Na jego nieszczęście nie nazywa się też Paweł Brożek, więc nikt nie napisze o nim jako o „młodym, zdolnym”. Ale w chwili, gdy z bandy świrów Cholo Simeone wypadł na jakiś czas kontuzjowany Tiago, defensywny pomocnik stał się naturalnym wyborem. Nie byłoby rewelacyjnych wyników Celty, gdyby mrówczej roboty w drugiej linii nie odwalał z charakterystycznym dla siebie zaangażowaniem właśnie Fernandez. – Augusto da nam więcej możliwości w środku pola. Ostatnio grywał jako jeden z dwóch środkowych pomocników, ale występował też na innych pozycjach – oceniał go zaraz po podpisaniu umowy Simeone.
Najbardziej przepłacony – Jonjo Shelvey z Swansea do Newcastle (16 milionów euro)
Gdybyśmy mieli wypisać tysiąc sposobów na zagospodarowanie szesnastu milionów euro, musielibyśmy być mocno wstawieni, by wpisać na którejkolwiek pozycji Jonjo Shelveya. Nie mamy pojęcia, jakim cudem Mike’a Ashleya przekonały liczby Anglika z tego sezonu (gol i trzy asysty w szesnastu meczach). Chodzi o waleczność 23-latka, który za słowa krytyki po przegranym meczu FA Cup, zdecydował się „odpłacić” jednemu z kibiców na klubowym parkingu? A może Ashley po prostu wierzy, że Anglik uznawany swego czasu za spory talent potraktuje pobyt na St. James’ Park jako ostatnią szansę. Make or break. W grę mogła wchodzić również czarna magia.
Jonjo Shelvey being presented to Newcastle fans before the match tonight, he looks chuffed with the move! pic.twitter.com/0OZMScyRkL
— Paddy Power (@paddypower) styczeń 12, 2016
Najbardziej zagadkowy duet – Benik Afobe z Wolverhampton do Bournemouth (13,3 miliona euro) oraz Lewis Grabban z Norwich City do Bournemouth (9,35 miliona euro)
Ponad dwadzieścia milionów kosztowało “Wisienki” wzmocnienie linii napadu. Zamiast jednak podkupić kogoś z uznanym nazwiskiem, Bournemouth zdecydowało się na dwie niewiadome – napastnika z Premier League, który przez ostatnie pół roku prawie w ogóle nie pojawiał się na boisku, a także wyróżniającego się snajpera z Championship. W dodatku takiego, który nigdy wcześniej w angielskiej ekstraklasie nie rozegrał ani minuty. Tak wygląda to oczami sceptyka. Co powie optymista? Że Grabban to człowiek sprawdzony, najlepszy strzelec The Cherries w ich pierwszym sezonie na zapleczu Premier League. I że Afobe to wciąż gracz młody, zawsze uważany za wielki talent. Gość, który przecież sprawił, że dla Harry’ego Kane’a zabrakło swego czasu miejsca w kadrze juniorów Arsenalu.
Najkrótsza pamięć – Kevin-Prince Boateng do Milanu (wolny transfer)
Kiedy odchodził z Włoch, sporo mówiło się o przyczynach takiego kroku. – Chciał za wszelką cenę zmienić klub, wyjechać z Włoch. Wszystko przez rasizm, z którym się tam zetknął – mówił po transferze do Schalke dyrektor finansowy niemieckiego klubu, Petr Peters, odwołując się do wydarzeń z meczu przeciwko Pro Patria, podczas którego czarnoskóry pomocnik był nieustannie lżony. I choć później zawodnik zdementował te słowa, ciężko było się spodziewać, że do Włoch jeszcze kiedyś wróci. Milan postanowił jednak odgrzać tego kotleta i wyciągnąć rękę do gracza, który niedawno rozwiązał kontrakt z Königsblauen.
Strategia transferowa Milanu w szesnaście sekund https://t.co/nKU2JL3GEN
— Leszek Milewski (@leszekmilewski) styczeń 9, 2016
Największy skok na kasę – Luis Fabiano z Sao Paulo FC do Tianjin Quanjian (wolny transfer)
Pamiętacie jeszcze Luisa Fabiano? Swego czasu w Sevilli był wybierany do jedenastki sezonu La Liga i budził postrach wśród obrońców w Hiszpanii. Reprezentacja Brazylii szukając snajpera mającego wypełnić lukę po Ronaldo, niezwykle często stawiała właśnie na niego. Wraz z Jadsonem, a więc innym byłym reprezentantem, Fabiano zdecydował się kontynuować karierę w Chinach. A konkretnie – w drugiej lidze, w zespole Tianjin Quanjian. Jak się łatwo domyślić, za wszystkim stoi potężny sponsor, firma Quanjian Natural Medicine. Na tyle bogata, by zapewnić obu graczom po trzydziestce iście gwiazdorskie kontrakty. O tym, że z pieniędzmi szczególnie się nie liczą, niech świadczy fakt, że za 28-letniego bramkarza z ledwie dwoma występami w reprezentacji Chin, Lu Zhanga zapłacili niemal dziesięć milionów euro – więcej, niż choćby PSG za Kevina Trappa czy Chelsea za Thibaut Courtois.
Kierunek chiński obrało również kilku innych Brazylijczyków, jednak oni zdecydowali się przynajmniej na grę w ekstraklasie i możemy ich posądzić w tym wszystkim o maleńką krztę ambicji – najlepszy zawodnik mistrza Brazylii Corinthians, Renato Augusto zasilił Beijing Guoan, podobnie jak jego klubowy kolega Ralf, a kluczowy zawodnik Nordsjaelland – Bruninho będzie od nowego sezonu strzelać dla Guangzhou R&F.
SZYMON PODSTUFKA