Kiedy polski ligowiec dostaje ofertę z zagranicy, nieszczególnie dziwimy się, że z miejsca łyka ją jak pelikan. Tym bardziej piłkarz z Chorzowa. Większa kasa, przelewy na czas, przyjemniejsze – gdziekolwiek trafi – miejsce do życia i ogólnie przygoda za granicą. Grzech nie skorzystać. W tym jednak przypadku od początku mieliśmy wątpliwości. Bo jak gość, który na ogół tylko spacerował po polskich boiskach, bez jakiejkolwiek dynamiki, mógł liczyć, że przebije się w silniejszej lidze?
I tak też się okazało – pojedyncze przebłyski z Ekstraklasy mogły imponować wyłącznie w Ekstraklasie. W Belgii – lidze niewiele mocniejszej, ale jednak mocniejszej – to już zdecydowanie za mało. Starzyński miał w Lokeren zastąpić Hansa Vanakena, gwiazdę, która ruszyła do Club Brugge, tymczasem jego jesienny bilans to 9 meczów bez gola i asysty w lidze. Ostatni raz Polak pojawił się na boisku 28 października. Od tamtej pory ani widu, ani słychu. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że pod koniec września strzelił gola i zaliczył dwie asysty w pucharowym starciu z prowincjonalnym RES Acren, ale to by było tyle.
Dopóki trenerem Lokeren był Bob Peeters, Starzyński mógł się jeszcze łudzić, że się przebije. Nawet gdy w trzeciej kolejce dostał dwie żółte kartki kilka minut po wejściu na boisko, trener okazywał mu wsparcie. – Wciąż wierzę w Starzyńskiego. To bardzo dobry zawodnik, który musi po prostu nieco dostosować się do naszej koncepcji. Musi poprawić się w niektórych elementach, musi też z pewnością być pewniejszy siebie, a wtedy na pewno będzie dobrze – tłumaczył Peeters, który ostatecznie został pogoniony. Powód? Średnia 1,08 punktu na mecz.
Od kiedy klub przejął Georges Leekens, Filip zagrał raz. Pierwszy i ostatni. 28 minut w przegranym meczu z Gent. Potem słuch po nim zaginął. – Na początku sezonu Starzyński otrzymał duży kredyt zaufania, ale nie umiał w żadnym spotkaniu pokazać, że potrafi poprowadzić swój zespół na wyższy poziom. Wraz z przyjściem Jajy Coelho i Hamdiego Harbaouiego Polak został tak naprawdę przyspawany do ławki i trudno będzie mu wrócić do podstawowego składu – ocenia Timothy Collard, dziennikarz portalu voetbalkrant.com. Dodajmy, że obaj ci panowie – Coelho i Harbaoui – trafili do klubu w październiku, co należało odebrać jako klasyczne wotum nieufności wobec dotychczasowych zawodników z ofensywy.
– Lokeren sprowadziło Filipa jako zastępstwo dla Hansa Vanakena, jednego z najlepszych zawodników klubu ostatnich lat. Vanaken odszedł do Club Brugge aż za cztery miliony euro, więc oczekiwania wobec Starzyńskiego były bardzo duże. Wygląda na zawodnika, który wie co zrobić z piłką, stara się wybierać zawsze najlepsze rozwiązanie i nie wykopuje piłki na oślep. Ale z drugiej strony wygląda na trochę wolnego – być może zbyt wolnego, żeby zrobić dużą karierę – dodaje Collard charakteryzując Polaka niemal w identyczny sposób, jak oceniali go polscy kibice.
No i druga sprawa – ciut mniej istotna, ale też kluczowa. Starzyński był tak gotowy życiowo do zagranicznego wyjazdu jak polscy studenci idący bez gumek na imprezę Erasmusa. Przygotowując się przez lata do profesjonalnej kariery i wiedząc, że prędzej czy później wyemigruje – chłop nawet nie postarał się o lekcje angielskiego. W Lokeren niemal wszyscy wskazują to jako jeden z głównych problemów. – To prawda, że Filip ma problemy językowe. Starzyński nie mówi po angielsku więc komunikacja z dziennikarzami i kolegami z zespołu jest bardzo utrudniona. Co prawda pomaga mu kumpel z drużyny, Słowak – Bronislav Ninaj i tłumaczy choćby wskazówki trenera, ale jest to dalekie od ideału – potwierdza Collard, a sam Leekens mówi też o blokadzie mentalnej i nieśmiałości Polaka.
Do końca okienka w Belgii zostały trzy tygodnie, więc jeżeli Starzyński nie zagoni swojego agenta do pracy, to prawdopodobnie wyrzuci do kosza cały sezon 2015/16. Nawet kiedy w Lokeren były kontuzje i dwóch konkurentów Polaka miało przerwę, on i tak grzał ławę. Miał być hit, jest jedna z większych wtop transferowych w Belgii i mówiąc wprost – musiałoby dojść do kataklizmu, żeby Filip nagle zaczął się tam liczyć. Więcej pożytku prezes Lokeren miałby z pieniędzy, gdyby palił nimi w okienku. Przynajmniej ogrzałby sobie dom.