Constantin Galca. Ci, którzy nie śledzą piłki hiszpańskiej, mogą nie kojarzyć tego nazwiska. Facet niedawno przejął Espanyol i choć miał ledwie dwa tygodnie na pracę, to jednak wniósł do gry coś nowego. Pamiętacie Bandę Świrów z czasów Ojrzyńskiego? Tak mniej więcej dziś wygląda słabszy zespół z Barcelony. Śladowe ilości piłki, a przy tym ciągła rąbanka. Gra na pograniczu faulu, wchodzenie w prowokacje, a niekiedy i naginanie przepisów w sposób zdecydowany. W lidze to wystarczyło, by zatrzymać Blaugranę. W pucharze już nie.
4:1. Zaczęło się dla Barcelony fatalnie, bo od katastrofalnej straty Alvesa, co – po efektownej asyście Asensio – szybko na gola zamienił Caicedo, ale od tej pory grał już tylko ten lepszy zespół z Katalonii. Błyskawicznie z gry odpowiedział Messi, a pół godziny później potwierdził, że pracuje nad doprowadzeniem rzutów wolnych do perfekcji. Czyli… wykorzystywaniem ich od poprzeczki. Ostatnio w lidze Argentyńczyk niemiłosiernie ostrzeliwał aluminium, ale dziś w końcu mu weszło. Co tu dużo mówić – bajka. Nie da się wolnego wykonać lepiej niż zrobił to Messi. Zwykłe gole są mainstreamowe, więc facet szuka trafień od poprzeczki. Kiedyś za prekursora uchodził Juninho Pernambucano, dziś miano lidera należy się dziesiątce z Barcelony.
Messi oprócz dwóch trafień zaliczył asystę przy golu Pique, ale prawdziwy koncert kontynuował też Andres Iniesta, a Espanyolowi z minuty na minutę coraz bardziej puszczały nerwy. O ile na początku grali agresywnie i ostro, ale – że tak to ujmiemy – w granicach rozsądku, o tyle to, co zrobił Pau Lopez, kwalifikuje się na dyskwalifikację. Facet z premedytacją stanął na nogę Messiemu, ale sędzia tego nie widział. Nie dostrzegł też karnego po faulu Javiego Lopeza na Neymarze, ale i tak zdążył wyrzucić dwóch piłkarzy Espanyolu – dla Pereza za skasowanie Alby i dla Diopa za zwyzywanie Suareza.
Do rozegrania pozostał jeszcze rewanż, ale – biorąc pod uwagę różnicę pomiędzy obiema drużynami – jest już pozamiatane. Gol Neymara na 4:1 po asyście – a jakże – Messiego załatwił sprawę. Pytanie tylko, czy na starcie na Cornella El Prat wszyscy piłkarze Luisa Enrique zakończą bez szwanku. A może zaskoczą i wreszcie spróbują pograć w piłkę?