Reklama

Powrót syna marnotrawnego. Czy Torres wykorzystał swoją szansę?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

29 grudnia 2015, 12:17 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dziś w kartce z kalendarza wspominamy wydarzenie niedawne, ledwie sprzed roku. W dodatku takie, które nie miało prawa wskoczyć na jedynki polskich mediów, a jedynie hiszpańskich. Ale ta rocznica jest dobrą okazją do tego, by sprawdzić, czy prognozy, których mnóstwo towarzyszyło temu wydarzeniu, się sprawdziły. Dwanaście miesięcy temu stało się jasne, że Fernando Torres – kiedyś król bramek, później tylko król szydery – wróci na Vicente Calderon. Do swojego domu. 

Powrót syna marnotrawnego. Czy Torres wykorzystał swoją szansę?

Sentyment. Gdyby nie on, Torres nie miałby szans na angaż w klubie z tej półki. Pod względem sportowym – po tym jak zaliczył brutalny zjazd w Chelsea i ośmieszył jako zawodnik AC Milan – nic nie uzasadniało tego transferu. No, może poza nadzieją. Liczono, że w domu po ponad 7-letniej tułaczce, na stadionie, na którym zna każdy kąt, w cudowny sposób odzyska dawny wigor. Ważna była też postać Diego Simeone – człowieka, który mocno pracuje na tytuł trenerskiego fenomenu. Jeśli komuś miało udać się wskrzeszenie zawodnika z takim bagażem, to właśnie jemu. Kolejna misja.

Jakie to było dwanaście miesięcy w wykonaniu podstarzałego już „El Nino”?

Zaczęło się w sumie jak w bajce. Patrzyliśmy ze zdziwieniem, gdy na lotnisku witały go tłumy. Z niedowierzaniem słuchaliśmy, jak 45 tysięcy gardeł skandowało jego nazwisko na Vicente Calderon podczas oficjalnej prezentacji. Pytaliśmy – skąd ta ślepa, irracjonalna wiara w człowieka, który przez ostatnie lata tylko zawodził? A jednak Torres szybko odpłacił się kibicom za to wotum zaufania. 15 stycznia, jego wieczór. Takiego powrotu z zaświatów nie widzieliśmy w futbolu od dawna. Rewanżowy mecz w 1/8 Pucharu Króla. Rywal – najważniejszy z możliwych. Real Madryt. Miejsce – Santiago Bernabeu. Strzelił już w pierwszej minucie. Resztki nadziei odebrał rywalowi zza miedzy w 46. minucie. Atletico (2-0 w pierwszym meczu, 2-2 w rewanżu) gra dalej. A on znów czuje coś, czego nie czuł już dawno. Jest bohaterem.

Reklama

Jednak to był jego największy błysk. Strzelał później Barcelonie, zdobył gola na wagę trzech punktów w spotkaniu z Villarreal, świetnie zagrał z Eibar, ale ciężko nie odnieść wrażenia, że to ciągle za mało. Statystyki z nich jest rozliczany. Od momentu powrotu wyglądają tak:

48 spotkań – 8 goli i 3 asysty

Jest progres w porównaniu z tym, co było w Milanie. Wygląda lepiej niż w Chelsea. Ale odpowiedział już na pytanie, czy jest jeszcze w stanie być postacią wiodącą. Zaprzeczył. Można było wyobrazić sobie jego powrót do reprezentacji. Jest zasłużony, jest jej trzecim strzelcem w historii. Jednak nie dostarczył zbyt wielu argumentów, by ktoś nad tym się pochylił.

31 lat na karku.  To jeszcze nie emerytura, pewnie stać go w dalszym ciągu na jakiś zryw. Ale tego, że zaliczył jeden z dziwniejszych zjazdów ostatnich dekad już raczej nie zmieni.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...