Zlatan Ibrahimović. Jeden z tych, których albo kochasz, albo nienawidzisz. Rzesza wyznawców jego kościoła osiąga na całym świecie ogromne rozmiary. Znamy takich, którzy na serio rozważali zbojkotowanie najbliższego Euro, jeśli w barażach odpadłaby jego ekipa. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że w Szwecji Zlatan to gość, który wyskakuje z lodówek. Jest wszędzie – w telewizji, prasie, a nawet w… słowniku języka szwedzkiego. Trafił tam dokładnie trzy lata temu.
My mamy swoje „pawełki”, mamy „przyrosie”, mieliśmy “trałkowanie”, które już jakiś czas temu wyszło z obiegu. Używamy tych nazw raczej dla beki i nikomu ani się nie śniło, żeby wprowadzać je do oficjalnego obiegu. A słowo „zlatanera” było w Szwecji używane tak często, że Rada Języka Szwedzkiego postanowiła oficjalnie zarejestrować je jako powstały na przestrzeni 2012 roku neologizm. Od tamtej pory, kiedy napiszesz w Szwecji na wypracowaniu, że zrobiłeś wszystkim zlatanerę – nauczycielka nie podkreśli tego jako byk. Co najwyżej skarci za arogancję.
„Zlatanera”, czyli wszystko, co wymyka się z klasycznego pojmowania futbolu. Pięta na wysokości prawego ucha – o, zlatanera! Bomba z trzydziestu metrów, po której bramkarz nawet nie pierdnie? Tak, tak, to też zlatanera. Przewrotka z trzydziestu metrów, jak ta w meczu Szwecji z Anglią? Właśnie do opisu takich zagrań Szwedzi potrzebowali nowego słowa.
Sam słownik przedstawia je jako „niszczyć wszystko siłą” albo „dominować”. W wyjaśnieniu można przeczytać, że „pochodzi od zawodnika Zlatana Ibrahimovicia, który dominuje zarówno na boisku, jak i poza nim”. Co dalej? Oficjalne zarejestrowanie kościoła Zlatana? Honorowe miejsce w szwedzkim parlamencie? Wcale byśmy się nie zdziwili. Wszędzie, gdzie coś wymyka się z ogólnie przyjętych zasad – tam właśnie jest Ibrahimović.