Reklama

Oglądało się świetnie, ale kibicom współczujemy…

redakcja

Autor:redakcja

28 grudnia 2015, 20:47 • 3 min czytania 0 komentarzy

Manchester United – Chelsea. Dwie wielkie marki, dwa finansowe giganty, dwie wielkie historie i dwa wielkie kryzysy, które najbardziej utytułowany angielski klub wypchnęły poza pierwszą ligową piątkę, a aktualnego mistrza Anglii spuściły gdzieś w okolice strefy spadkowej. W United głowa trenera leży na pniu, w Londynie niedawno spadła. Bezpośrednie starcie trochę „na przełamanie” dla obu stron. W Manchesterze – wiadomo, po serii porażek i remisów, czas przypomnieć sobie smak zwycięstwa. W Londynie? Mimo czterech punktów w ostatnich dwóch meczach pozycja w tabeli nadal wygląda dość śmiesznie.

Oglądało się świetnie, ale kibicom współczujemy…

Optymiści mówili – wyjdą na siebie jak wściekłe psy, bo i jedni, i drudzy grają o komplet. Pesymiści – że w wojnie kulawego z garbatym ciężko oczekiwać piruetów. Generalnie ani jedni, ani drudzy wcale się nie pomylili.

Mecz był… widowiskowy. Naprawdę, nie brakowało tutaj mięsa, wielkie natarcie United w pierwszych minutach, gdy obili słupek i poprzeczkę bramki strzeżonej przez Thibaut Courtois, potem mocny początek drugiej odsłony w wykonaniu Chelsea, wszystkie okazje Wayne’a Rooneya… Z tym że każda kolejna akcja, każdy kolejny radosny atak Manchesteru United i każda równie radosna kontra Chelsea obnażała bezlitośnie braki obu zespołów. Zero konsekwencji w kryciu. Ociężałość bloków defensywnych. Wyjątkowo niegramotne zachowanie napastników i skrzydłowych, którzy nie potrafili wykorzystać najdogodniejszych podań. Gdy patrzyliśmy jak Rooney z czterech metrów wali gdzieś pod niebo, albo gdy Matić w sytuacji sam na sam napieprza prosto w trybuny… Cóż, momentami naprawdę zastanawialiśmy się, czy to jeszcze Premier League, czy już nasza Ekstraklasa.

Ba, nawet sędziowanie było fatalne, sędzia Atkinson nie podyktował dwóch raczej oczywistych karnych dla „Czerwonych Diabłów”, do tego oszczędził Rooneya po jego bandyckim ataku w końcówce, nikt nie miałby pewnie też pretensji, gdyby z boiska wyleciał Morgan Schneiderlin.

Na plus? Na pewno dwóch bohaterów, którzy wydatnie przyczynili się do naszej niskiej oceny dla zawodników ofensywnych. Courtois i David De Gea wyłapywali dzisiaj wszystko, strzały z niemal stuprocentowych sytuacji, uderzenia z dystansu, po oknach i po ziemi. No dobra, trochę nas poniosło, bo tych celnych strzałów było może z sześć, ale jednak – obaj robili wrażenie swoimi interwencjami, w przeciwieństwie do dość nieudolnego Rooneya czy niewidocznego Hazarda.

Reklama

0:0. Dobre, pełne okazji 0:0 – krzyknie optymista. Fatalne, pełne kiksów i niewykorzystanych okazji 0:0 – odburknie pesymista. Odpowiednio dziewięć i dziewiętnaście punktów straty do Arsenalu… – uciszy ich obu realista. Kryzys jak trwał – tak trwa. Eden Hazard nie strzelił gola od trzydziestu spotkań. Wayne Rooney wciąż bardziej przypomina Macieja Korzyma niż napastnika z Premier League. Chelsea wciąż gra bez absolutnie żadnego pomysłu. Manchester United przedłuża serię bez zwycięstwa. Wszystko po staremu, co zapewne musi martwić kibiców obu klubów, ale przynajmniej wygląda całkiem efektownie.

Najnowsze

Anglia

Tottenham był dobry, ale to za mało. City o krok od mistrzostwa

Kamil Warzocha
9
Tottenham był dobry, ale to za mało. City o krok od mistrzostwa

Anglia

Anglia

Tottenham był dobry, ale to za mało. City o krok od mistrzostwa

Kamil Warzocha
9
Tottenham był dobry, ale to za mało. City o krok od mistrzostwa
Anglia

Moder szczerze o kontuzji: Jak tylko lekarz się rozłączył, rozpłakałem się

Bartek Wylęgała
0
Moder szczerze o kontuzji: Jak tylko lekarz się rozłączył, rozpłakałem się

Komentarze

0 komentarzy

Loading...