Losowanie? Mniej ekscytujące niż zazwyczaj z jednego powodu: wyjście z grupy podczas Euro 2016 będzie łatwiejsze niż kiedykolwiek i naprawdę pora przestać analizować, czy nas na to stać, czy niekoniecznie, tylko zrobić swoje.
Awans wywalczą cztery drużyny z trzecich miejsc, łącznie 16 z 24 zespołów przejdzie do kolejnej fazy, co oznacza, że naprawdę… trudniej jest odpaść niż nie odpaść. A że dostaliśmy w grupie Irlandię Północną, to już w ogóle musimy sobie powiedzieć jasno: awans jest obowiązkowy, w najgorszym razie z trzeciego miejsca (ale to naprawdę w najgorszym razie). Drużyna, która ma w zespole Lewandowskiego, Glika, Krychowiaka czy Szczęsnego nie może wiecznie trząść portkami i przepraszać, że żyje. Trzeba sobie jasno powiedzieć: nie jedziemy walczyć o awans, tylko go wywalczyć. I to będzie dopiero faktyczny początek rozgrywek. Dostanie się do grona szesnastu najlepszych drużyn w Europie – mając takich piłkarzy, jakich aktualnie mamy – to nie cel, tylko etap. Planem minimum jest ćwierćfinał.
Co, typowe pompowanie balonika? Przesadny hurraoptymizm? Jeszcze jeden oderwany od rzeczywistości tekst? Nie, po prostu przyzwyczajmy się do nowej struktury turnieju – struktury, w której po fazie grupowej odpadają tylko faktycznie żałosne drużyny. Takie, które w dawnych czasach mogłyby tylko pomarzyć o awansie na turniej. Pozbądźmy się tej psychologicznej bariery – grupy. Grupa grupie nierówna, mistrzostwa się zmieniły. Awans cztery lata temu oznaczał dokładnie tyle samo, co teraz awans z grupy i pokonanie kolejnego rywala.
Dlaczego ćwierćfinał to cel minimum?
Proste.
Odpadnięcie w grupie – katastrofa. Wyjście z niej – obowiązek.
Dopiero dalej zaczyna się zabawa. Jeśli naszym celem minimum miałoby być wyjście z grupy przy obecnym systemie, to równie dobrze moglibyśmy postawić sobie za cel:
– zawiązać prawidłowo buty
– dojechać na stadion o czasie
– zjeść śniadanie.
Wyjść z grupy i przegrać? No sorry, byłyby to mistrzostwa po prostu przerżnięte. Wyjść z grupy i wygrać – tak, to jest wreszcie osiągnięcie na jakie czekamy. To jest właśnie plan minimum. Nie mówię o półfinale czy finale, wiadomo. Mówię o tym, co jest w zasięgu tej drużyny, biorąc pod uwagę skład i realia mistrzostw. Zresztą, czyż ćwierćfinał nie był celem minimum podczas Euro 2008 i 2012? Był. Więc nie obniżajmy poprzeczki.
Szkoda tylko, że znowu Niemcy. Nudzą mnie. Wolałbym kogoś, z kim dawno się nie zmierzyliśmy w meczu o punkty – Hiszpanię, Francję, może Belgię…
STAN
Fot. FotoPyK